Którejś
świątecznej nocy śni mi się klucz lecących aniołów. Mają
długie włosy, długie koszulki, chude nóżki i wielkie skrzydła.
Są jak zrobione z różowej mgiełki. Lecą rzędem po ciemnym
niebie, a ja patrzę na nie z zachwytem i mówię do mojego
towarzysza: patrz, anioły!
Bywa
trudno. Czasem ponad siły.
Jestem
jak samotne, małe drzewko, stojące nocą pośród równiny,
targanej wichurą. Drżę. Boję się. Płaczę. Pustka budzi we mnie
lęk. Noc zdaje się nie mieć końca.
A
przecież czuję, że to właśnie moje miejsce. Że tutaj wreszcie
jestem sobą i to jest mój los.
Pytam.
Nie wiem, kogo, ale pytam i czasem otrzymuję odpowiedź. Częściej
jest nią cisza.
Nie
tracę nadziei. Być może tak ma być: może mam, jak ten Rilkeański
anemon, stać wśród ciemności.
I
mówić: dziękuję ci, nocy, za ciszę, w której słyszę tylko
swoją krew.
A kiedy
pytam, czy kiedyś to się skończy, odpowiadam też sama sobie:
przecież nie chcę.
Niech
będzie tak. Ta przerażająca, cierpka słodycz.
Niech
tak będzie.
***
Dziś
jestem w moim ogrodzie. A mon seul desir -
to moja dewiza.
Wiesz,
co się stało z jednorożcem zbyt upartym, by zgodzić się na
niewolę? Osaczyły go psy, a myśliwi zakłuli dzidami. Krew
splamiła srebrnobiałą sierść. Wilgotne oczy zaszły mgłą. Padł
na kolana, a wówczas odcięli mu róg. Wokół dogorywały psy, zbyt
nieostrożne, by uchronić się przed jego śmiercionośną bronią.
A kobieta patrzyła, syciła swój wzrok widokiem krwi, syciła swą
duszę chwilą tryumfu.
Moja
zdobycz.
Proszek
z rogu był wart dziesięćkroć tyle złota.
Skórę
położyli przed kominkiem. A może oddali ją do pobliskiego
klasztoru, gdzie pobożni braciszkowie wyprawili ją, wygładzili,
wybielili? Potem zaś najbardziej utalentowany miniaturzysta
namalował wilgotnookie zwierzę o różowym pyszczku. Zwierzę,
które nie istnieje.
A mięso
rzucili psom.
***
Żal mi
jednorożca. Szkoda, że musiał zginąć. Taki był piękny.
Pokochałam go.
Świat bez niego? Śmierć motyla, ptaka, lwa,
jednorożca zubaża go.
Dlaczego
go zabili?
Dlaczego
byli z tego dumni?
Czy
potem, kiedy już nie żył, nie poczuli czczości, pustki? Czy nie
zrozumieli, że to był błąd? Już nikt nigdy nie zobaczy
jednorożca.
Nawet,
jeśli nie istniał, mogli wierzyć, że istnieje. A teraz, kiedy go
zamordowali?
Czy nie
żałują własnej pychy, chciwości i okrucieństwa? Dlaczego nie
pozwolili mu zostać w lesie? Mieliby przynajmniej o czym marzyć.
Nie ma
jednorożca.
Ty też
nie istniejesz.
Wierzę
w to, prawie w to wierzę.
Przecież
jesteś tworem mojej wyobraźni. Mogę zakończyć tę historię, jak
zechcę. Mogę cię zabić, skrzywdzić albo uratować. Jesteś tylko
postacią z książki, którą piszę. Nie będziesz mi dyktował, co
mam robić.
Chłód.
***
Jest
już po święcie Trzech Króli.
W
skrzynce trzy listy. Jak co roku, spóźnione życzenia.
Szara
koperta zaadresowana jego ręką. Wfruwam po schodach.
W
mieszkaniu rozcinam kopertę. Kartka, podobnie jak znaczek, została
starannie wybrana. To nie słowa, to obraz jest przesłaniem. Pismo
prawie nieczytelne, ale ja je odczytuję bez trudu. Słowa są
zwykłe. Konwencjonalne życzenia. Wszystko jest między wierszami,
które opadają w dół. Jak łzy.
Cały
dzień nad urwiskiem. Łzy pod powiekami.
Może
byłoby lepiej, gdybyś nie napisał. Może byłoby łatwiej. Smutno,
ale bez tej dotkliwej tęsknoty. Może powinnam chcieć zapomnienia?
We śnie
jadę konno na klaczy, kasztance. Obok biegnie mój pies. Mijamy
opustoszałe, spalone, niegdyś piękne wille, niskie wzgórza
porośnięte krzakami, strumienie.
Zmierzamy
do domu.
________________________
Polowanie na jednorożca z Cloisters
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz