Zwiedzanie
muzeów jest męczącym zajęciem. Trzeba oglądać tysiące
niestarannie opisanych przedmiotów, umieszczonych w źle
oświetlonych gablotach, przemierzać kilometry przegrzanych sal,
ignorować hałaśliwe wycieczki szkolne albo tłumy turystów. A
jednak warto to wszystko znosić – czasem dla jednego spotkania.
Lubię
galerie malarstwa. Okna obrazów otwierają się na nieznane pejzaże
z drobnymi sylwetkami ludzi zajętych pracą lub zabawą. Twarze z
portretów patrzą na mnie uważnym, ironicznym, pozbawionym złudzeń
wzrokiem. Słucham, co do mnie mówią ci dawno umarli, których
miłość, radość i rozpacz odmalowano na płótnie.
Są
tam światy, które chciałabym poznać. Być kobietą, która czyta
list w rozproszonym świetle z okna. Rozmarzoną dziewczynką leżącą
na trawie. Półsenną Wenus w alkowie oczekującą ukochanego. Wejść
do wnętrz malowanych przez Balthusa, Vermeera, w pejzaż Turnera.
Kim
chciałabym być najbardziej? Od chwili, gdy ją ujrzałam - damą z
jednorożcem z Musée de
Cluny. Wiele godzin spędziłam w jej ogrodzie. Ostatni raz rankiem
w dniu świętego Walentego 2010.
Spacerowaliśmy
po salach zatrzymując się przed rzeźbami, gobelinami, ceramiką.
Niejedno muzeum pozazdrościłoby zbiorów zgromadzonych w tym
niewielkim pałacyku w stylu płomienistego gotyku, paryskim pied
a terre
opatów kluniackich, zbudowanym na zrębie rzymskiej łaźni w sercu
Dzielnicy Łacińskiej. Są tu rzeźby i tkaniny, biżuteria i
ceramika, obrazy i dewocjonalia. Ale chyba nic nie dorównuje
gobelinom ukrytym w niewielkiej, mrocznej sali.
Kobierce
tu są, Abelone, gobeliny. Wyobrażam sobie, że ty tu jesteś, sześć
jest gobelinów, pójdź, przejdziemy je razem powoli. Lecz wprzódy
cofnij się i spójrz na wszystkie razem. Jakie spokojne, prawda?
Mało w nich rozmaitości. Jest tam zawsze ta owalna błękitna
wyspa, wisząca w powściągliwym tle czerwonym, a tło jest
kwieciste i zamieszkałe przez małe, sobą zajęte zwierzątka. Tak
mówi o nich Rainer Maria Rilke; odwiedzamy z jego bohaterem, Malte
Lauridsem Brigge, salę muzeum. Poeta musiał bywać tu wielokrotnie
w paryskich czasach, gdy był sekretarzem Augusta Rodin.
Tracy
Chevalier ożywiła w swojej powieści historię powstania gobelinów.
Wychodząc od prawdopodobnych hipotez stworzyła sugestywną opowieść
o miłości i pożądaniu. Bo to jest przecież tematem sześciu
gobelinów: dama uwodzi jednorożca. Ale na koniec malarz – zwany
tu Nicolasem des Innocents tak mówi do Geneviève
de Nanterre:
Namalowałem
ją specjalnie dla ciebie, madame, tak by gobeliny nie dotyczyły
jedynie uwiedzenia, ale też duszy. Czy widzisz, że możną zacząć
od damy wkładającej naszyjnik, by następnie uwieść jednorożca
na kolejnych płótnach? Albo odwrócić ten porządek, a wówczas
dama będzie się po kolei żegnała z poszczególnymi zmysłami, aż
skończy się na tym, gdzie odkłada naszyjnik – i żegna się z
fizycznością życia. Czy rozumiesz, że zrobiłem to dla ciebie,
pani?
A więc: wyrzeczenie się
doczesnych, zmysłowych przyjemności, walka z pokusami ciała jako
droga do wewnętrznej wolności? I stąd cała symbolika bitewna, tak
- zdawałoby się - nie na miejscu w temacie z pozoru miłosnym?
Czar i finezja
późnośredniowiecznej symboliki, niespotykane ani przedtem ani
potem, urzekają. Wieloznaczne i tajemnicze gobeliny, tworzące
jedyną w swoich rodzaju opowieść, na zawsze pozostaną zagadką.
Tak, chciałam tam być, w jej
czarodziejskim ogrodzie. I udało się!
Oczywiście jeszcze nieraz tam
wrócę. Także w tym blogu.
_________________________________
_________________________________
Zob. też. O damach i jednorożcach
Rainer
Maria Rilke Pamiętniki Malte Lauridsa Brigge
w przekładzie Witolda Hulewicza
Tracy
Chevalier Dama z jednorożcem w przekładzie Krzysztofa
Puławskiego
Oryginał: Musée de Cluny
Adaptacja: Kotuszka Pics
Oryginał: Musée de Cluny
Adaptacja: Kotuszka Pics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz