***
Wracam
do mojego zwierciadła. Co w nim zobaczę? Co zdarzy się w moim
ogrodzie?
Piosenka
niekochanej. Paryż bez ciebie odsłania swoje infernalne oblicze.
Korytarze na stacjach metra nie mają końca. Twarze pędzącego
tłumu w upiornym świetle. Czerń za szybą i w nagłym rozbłysku
nazwy stacji : EUROPE. PEREIRE. OPERA.
W
deszczu ulice są za szerokie, a piesi na przejściach wbiegają pod
koła samochodów. Za szybą baru kobieta siedząca samotnie nad
filiżanką kawy. Pali. Udaje, że czyta książkę. Gdy zajrzeć pod
spód tej pięknej, starannie umalowanej twarzy, widać, że jej
podszewką jest rozpacz.
Ludzie
w tym mieście umierają ze smutku i samotności. Duszą się z
nadmiaru wszystkiego.
Pod
mostem dla pieszych, którym przebiegam z Saint Cloud do Lasku
Bulońskiego, Sekwana ma kolor ołowianosiny. W oddali wieżowce La
Défense wyglądają jak grobowce na gigantycznym cmentarzu.
A może
z damą i jednorożcem było całkiem inaczej?
Gdy
ujrzała go na polanie, stał tam, drżący. Ale nie podszedł do
niej, choć i nie uciekał. To ona zbliżyła się do niego,
zsiadłszy z konia, uprzedzając myśliwych, by pozostali na
miejscach. Podeszła do zwierzęcia i spojrzała mu głęboko w oczy.
Jednorożec
schylił głowę, lecz nie zaatakował. Wykonał gest, który
odczytała jako prośbę i taką samą niemą prośbę wyczytała w
jego oczach. A potem we dwoje, dama i jednorożec, poszli w głąb
lasu. Panował tam półmrok, wiotkie gałęzie biły ją po twarzy,
na głowę spadały z liści krople rosy. Zatrzymali się.
Przez
chwilę nic nie widziała. A potem dostrzegła dwa małe, puszyste
stworzonka w gnieździe pod krzakiem. Wyglądały jak białe
króliczki albo sarenki. Spojrzała pytająco na jednorożca. Skinął
głową.
Przykucnęła
i dotknęła jednego z nich. Było maleńkie i drżało, może z
zimna, a może ze strachu. Tak. To były małe jednorożce. Pośrodku
czoła każdy z nich miał znak w miejscu, gdzie kiedyś wyrośnie mu
róg.
- Nic
nie rozumiem - powiedziała do siebie. - Nikt nigdy nie wspominał o
dzieciach jednorożców. To strasznie komplikuje sprawę.
Zdawało
jej się, że biały zwierz westchnął.
-
Przecież taka jest natura jednorożca, że przychodzi do kobiety.
Nie uciekłeś ode mnie, pozwoliłeś mi się zbliżyć. A teraz
chcesz, bym zaniechała swoich zamiarów. Jak to możliwe, że nie
postępujesz zgodnie ze swoją naturą?
Spojrzała
mu w wielkie, wilgotne oczy i zrozumiała, jak brzmi odpowiedź.
- Tak,
jestem jednorożcem, i moja natura każe mi iść za tobą. Tego
samego żąda ode mnie legenda. Ale kto wówczas zająłby się nimi?
Gdybym z tobą poszedł, zginęliby. Nie proś mnie, bym postąpił
zgodnie ze swoją naturą. Mogłabyś mnie zabić, ale wówczas
wszyscy zginiemy. I już nigdy nikt nie zobaczy jednorożca.
***
Minęły
trzy miesiące od dnia, gdy odważyłam się do ciebie zadzwonić.
Wszystko się zmieniło.
Przedtem...
chciałam zadać ci jedno pytanie. Otrzymałam odpowiedź, której
mogłam była domyślić się sama, ale powiedziałeś coś więcej.
Powiedziałeś - sam zdumiony i przestraszony swoim odkryciem - że
tamto uczucie ciągle w tobie trwa. We mnie też - wyznałam.
Może
tylko nam się wydawało. Wiek średni nie stwarza wielu okazji do
takich emocji, chyba że ich świadomie szukamy. Teraz już wiem, że
nie szukasz przygód.
Potrafię
sobie wyobrazić, co przeżywałeś, gdy dziecko zachorowało. Twoją
rozpacz, lęk i samotność. Wiele miesięcy, podczas których o
niczym innym nie mogłeś myśleć. Lęk i nadzieja. I bezsilność
wobec jego cierpienia. Pragnienie, by to wszystko okazało się złym
snem. Przebudzenia nad ranem, gdy docierało do ciebie, że to będzie
kolejny dzień przeżyty z bólem i strachem. Jak długo można to
znosić?
I
nagle, gdy już najgorsze było za tobą, mój telefon. Tamten czas
wraca: znów jesteś młody, znów życie jest obietnicą. Jak tu nie
ulec pokusie? Jak się powstrzymać? Jak nie uciec choć na chwilę,
choć na godzinę? W rozmowę, podczas której wszystko jest możliwe.
W marzenia? W złudzenie, że można jeszcze raz popatrzeć w tamte
oczy, nic nie burząc, nie raniąc nikogo? Jak się oprzeć?
A co
potem?
Ciągle
o tym rozmawialiśmy.
Postąpiłeś,
jak należało. Ja zrobiłabym to samo.
To było
w przeddzień mojego wyjazdu. List od ciebie, pierwszy od lat i
ostatni. Nigdy już do mnie nie napiszesz.
Oleńko,
Zielonooka.
Żegnaj.
Są tam
jeszcze inne słowa.
Rozumiem
wszystko, co napisałeś.
Boli.
Choć nie widać rany. Płaczę, choć postąpiłeś jak należało.
Zrobiłeś to, czego oczekiwałam. Dlaczego więc...
To
znaczy że już nigdy więcej? Nie usłyszę twojego głosu? Przecież
nie zamierzam do ciebie telefonować. Nie będę pisać, a już na
pewno wysyłać listów. Ale nigdy? Nic? Całkowita cisza? Tak jakbyś
umarł? Po tym, jak cię odnalazłam? Jak możesz tego oczekiwać?
Wszystko
to rozumiem. A jednak...
Znów
mnie porzucasz, na zawsze? Dokonałeś wyboru za nas oboje.
Wyrzekłeś
się...
Miałeś
rację: ból byłby jeszcze większy. Boję się o tym myśleć.
Prędzej
czy później musiałoby się tak skończyć.
Lepiej,
że skończyło się teraz.
A
przecież jest w twoim liście fałszywy ton. Początkowo go
ignoruję, ale on wraca. Tak, jakby w fortepianie brakowało jakiegoś
klawisza. Jakbyś chciał ukryć ten brak przede mną. Słyszę to.
List
jest piękny, ale nie całkiem szczery. Grasz.
Co to
za gra? Myślisz, że dam się zwieść?
Bez
ostrzeżenia zmieniłeś reguły.
Uważaj.
Jednorożec i tak jest na przegranej pozycji. Choć waleczny i
groźny, nie ma szans.
Gubi go
jego zmysłowość, mówi Leonardo i rysuje go leżącego pokornie u
boku dziewczyny, jak pies trzymany na smyczy. Ona wskazuje go palcem:
moja zdobycz.
(...)
Tygodnie
bez twoich telefonów. Tak jest łatwiej, na pewno. Spokój. Smutek i
spokój.
Ale
czasem mi brak rozmowy z tobą. Nie flirtu. Nie tych fantazji, które
snuliśmy... Nie tej słodkiej choroby, która nie pozwalała mi
zasnąć.
Ciebie.
Wtedy
myślę o tym, co napisałeś.
Wolę
żal niż wyrzuty sumienia.
_____________________
Leonardo do Vinci Dama z jednorożcem
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz