sobota, 13 grudnia 2014

Pamiętasz? Fragmenty (46)

(...)


Nie nazywasz mnie dawnymi imionami. Nie mówisz: Zielonooka. Nie mówisz: Oleńko. Mówisz: Olgo, czule i miękko. Ale nie mówisz do mnie imieniem małej dziewczynki, którą byłam w twoich ramionach.
Boisz się, wiem. Boisz się, że czułość cię pochłonie. Ona jest jak morze, jak ruchome piaski. Bo pożądaniu można się oprzeć. Ale nie czułości. Nie pragnieniu, by patrzeć w te oczy, dotykać włosów. By słuchać, tylko słuchać. I mówić, najcichszymi słowami. Dlatego nie zwracasz się do mnie moim dziecięcym imieniem. Oleńko.
Jeśli zawędrujemy tam... tam czyhają pułapki, które nas nie wypuszczą. 
(...)
 
***
Tęsknota powoli cichnie. Już nie budzę się w nocy.
Odbieram z poczty przesyłkę. To kaseta z filmem. „Oczy czarne” Michałkowa. Dzwonię do twojego biura, żeby ci powiedzieć o nadejściu przesyłki. Jesteś uprzejmy, lecz trochę zniecierpliwiony. Ja chyba też. Szybko kończysz rozmowę.
Twój uprzejmy chłód gwałtownie ostudził także moje uczucia. Chcę już ochłonąć. Chcę iść dalej. Do innych przygód, innych książek. Trochę mi żal tego, co mogłoby nam się przydarzyć, ale czy naprawdę pragnę by porwała mnie ta lawina rozkoszy i łez? 
(...)

Jestem Anną, masz rację. Jestem taka, jak ona. Niezbyt piękna, lecz w jakiś sposób czysta i uczciwa. Naiwna. Kochająca.
Ale w takim razie ty musisz być Romano? Czy naprawdę jesteś tym żałosnym kabotynem, kłamcą i tchórzem? Czy to ty, Jean?
Dlaczego chciałeś, bym zobaczyła ten film? Co czułeś wtedy, gdy sam go oglądałeś? Czy teraz miał to być rodzaj usprawiedliwienia? A może chciałeś, bym wreszcie zrozumiała, kim jesteś naprawdę?
Biedaku, udało ci się.
 
Rozmawiam z mężczyznami. Pytam ich: powiedz, czy naprawdę wszyscy tacy jesteście? Niechętnie przyznają mi rację. Więc nie ma już żadnej nadziei.
Czym jest więc męska odwaga, jak nie bezsensowną brawurą w obliczu spraw nieistotnych? Skoro musi zabraknąć jej wówczas, gdy chodzi o rzecz najważniejszą. Może tylko dla nas.
Irracjonalny lęk przed kobietą, która mogłaby wami zawładnąć. Paraliżujący strach, że się nie sprosta, więc lepiej nie ryzykować. Cóż za pycha, nie dopuszczać myśli o klęsce. Łatwiej jest ranić, prawda? Chyba uwierzyłam w bajki, skoro nie umiem tego zrozumieć.
Przepraszam, ty się zmieniłeś. Dlatego się ze mną nie spotkasz, choćbym cię o to błagała. Nie błagam.
Dobrze, że dopiero teraz obejrzałam ten film, bo miałabym może chęć napisać zupełnie inną książkę. Niech już zostanie taka, jaka jest. Naiwnie liryczna. Niech już Jean będzie w niej facetem wartym miłości.

Mogliśmy byli przeżyć we dwoje tę cudowną przygodę: życie. Ale widocznie miało być inaczej. Tylko jakoś trudno mi uwierzyć, że jesteś szczęśliwy. Gdybyś naprawdę był, nie dzwoniłbyś do mnie.
Tam, gdzie twoja żona mówi, że nie czuje się bezpieczna, ja robię dziką awanturę, a potem wybucham płaczem. To straszne, prawda? Nie do wytrzymania. Nie boję się uczuć ani swoich, ani cudzych. Boję się czasem ryzyka, ale je podejmuję. Nie pozwoliłabym innym decydować o moim życiu. 

***
Obejrzałam film.
Dzwonię do Kazimierza, którego miałam odwiedzić już miesiąc temu, ale odwołałam swój przyjazd. Nie mogłam przecież wyjechać, skoro tutaj zaczęły się takie historie. Kazik zrozumie wszystko, tak sądzę. A jeśli nie? No cóż, utracę przyjaciela. Ale co miałam zrobić?
Więc dzwonię do Kazika i mówię mu, że ogień gaśnie, bo tak już u mnie jest, ostro i krótko, dużo ognia i dymu, a potem kupka popiołu, nie bardzo jest co zbierać. Śmieje się. Mówię, że już niedługo przyjadę. Teraz wreszcie będzie to możliwe. 

 (...)

***
- Dostałem twój list. Bardzo oficjalny - mówi Jean z wyrzutem,
- Tak jak twój - odparowuje Olga.
- Napisałaś, że twoje listy parzyły mnie w ręce. To nieprawda. Wcale nie chciałem się ich pozbyć.
- Nie martw się, u mnie są bezpieczne.
- Obejrzałaś film?
- Dlaczego chciałeś, żebym go zobaczyła?
- Bo to dobry film, nie?
- Tak, piękny. Ale tyle jest dobrych filmów. Dlaczego ten?
- Jest trochę podobny do naszej historii.
- To jest nasza historia, Jean - mówi Olga z naciskiem. - Ale skoro ja jestem Anną, to ty musisz być Romano?
On milczy.
- Czy naprawdę jesteś tym komediantem, kłamcą i tchórzem?
- Myślę, że tacy są mężczyźni. Powinnaś to przyjąć do wiadomości, Olgo.
- Więc nie ma już żadnej nadziei.

(...)
  
Kupiłam dziś bilet do Paryża.
To nie jest bilet do ciebie. Nie przyjedziesz tam.
Będziemy dalej grać w tę grę.

 
Czego się boisz, powiedz.
Swoich emocji?
Jej reakcji?
Jej zemsty?
Wyrzutów sumienia?
Mnie?
Tego, że cię wykorzystam?
Powiedz, czego?
Ja, kiedy się boję, biorę swój strach za rogi. Życie nigdy nie jest takie straszne, jak lęk przed nim.
Nie namawiam cię do grzechu, tylko analizuję.
Kobiety uważają, że nie należy mężczyzn wystawiać na próbę. Milcząco zakładają, że żaden z nich nie jest zdolny jej sprostać. Może mają rację. Ale ty, jak dotąd, dobrze sobie radzisz. Jesteś nadzwyczajny.

Uczucia są jak chmury, przepływają przeze mnie, pojawiają się nowe.
Jest prawie wieczór, kiedy do mnie dzwonisz.
Jestem oszołomiona.
Nie zasnę potem przez całą noc.

Więc mogę cię o to spytać: czego się obawiasz?
Siebie, mówisz.
To znaczy czego?
Że potem nie będę tym samym człowiekiem.
(...)
I wtedy mówię, bo mnie o to pytasz, co zrobiłabym na twoim miejscu. Gdybym była zakochana, gdybym żyła w szczęśliwym związku, nie podtrzymywałabym tego kontaktu. Po pierwszym telefonie, który był przyjacielską rozmową, nie dzwoniłabym więcej.
Ale gdybym nie była szczęśliwa, wtedy tak, wtedy dążyłabym do spotkania.
Denerwujesz się: więc uważasz, że nie jestem szczęśliwy.
Ależ Jean, mówię, wierzę ci, że jesteś, skoro tak twierdzisz. Mówię o sobie. Ja bym tak postąpiła. Może mężczyźni są inni.
Nie wiem, dlaczego do ciebie telefonuję, mówisz. Myślę, że po to, by dowiedzieć się czegoś o sobie. Kim jestem. I czego brak w moim życiu.

Brak ci namiętności, mówię.

_________________________
© 2014 Alina L


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz