***
Męczy
ją
Paryż. Ciągle
ktoś czegoś od niej chce.
- Kto?
- pyta Kazik zdziwiony.
-
Bez przerwy ktoś mnie zaczepia i o coś pyta albo prosi. Wiem, ja
sama często
proszę ludzi o pomoc, pytam o drogę, powinnam odpowiadać tym
samym. To naprawdę
moja wina. Jestem w złej formie. W końcu to nie zawsze są
żebracy.
-
Wyglądasz
na paryżankę,
dlatego cię
zaczepiają.
- Być
może. Ale mnie to nie cieszy.
-
Wzbudzasz zaufanie.
-
Wiem - wzdycha. - Mam nadzieję,
że dojdę
do siebie.
- Nic
nie robisz, żeby to przyspieszyć.
-
To się nie da przyspieszyć. To jest jak chmury: musi samo
przeminąć.
Walka ze smutkiem na nic się
nie zda.
-
Martwi mnie, że jesteś nieszczęśliwa.
-
Nie jestem nieszczęśliwa.
Jestem smutna.
-
Chciałbym wierzyć, że to tylko smutek.
-
A co ty myślisz, że jak człowiek jest szczęśliwy,
to bez przerwy się
śmieje, jak głupi do sera? - podnosi głos. - Nie może płakać?
Co za nonsens! Wiesz co? Przestań się tak bardzo o mnie martwić.
Nie warto.
Na
weekend jadą do Normandii. Nie nad morze, na to nie ma dość czasu.
Z biegiem Sekwany, wśród zrudziałych wzgórz.
Rzeka wije się
zakolami, droga prowadzi przez niewielkie miasteczka, to znowu wśród
pól.
Co za ulga!
(...)
Ranek
wita ich deszczem.
Zwiedzają
Vernon, wędrując
w ulewie wąskimi
uliczkami. W zaułku sklep ze starociami. Meble, naczynia, srebra.
Sporo tandety, trochę
rzeczy wartościowych. Olga podchodzi do półki
z książkami.
Niemal od razu ją
znajduje: Marguerite Duras, „L’amant”. Pierwsza edycja.
-
Popatrz - mówi - chciałam, żebyś ją
przeczytał. I tu właśnie na nas czekała!
Właściciel
sklepu sprzedaje im książkę
za cenę
dwóch
kaw.
Jadą
dalej, przez poszarzały krajobraz. Domy o wysokich oknach, łupkowe
dachy. Kręta
droga to wiedzie nad rzeką,
to znów
się od niej oddala. W zrujnowanym zamku górującym nad niewielkim
miastem trwa remont. Przy głównej ulicy otwarty bar. Kilkoro
bywalców
ogląda
w telewizji wyścigi konne. Starsze panie przy stoliku pilnie śledzą
wyniki, porównując
z własnymi typami. Olga i Kazik wzbudzają umiarkowane
zainteresowanie; o tej porze roku i w taką pogodę nikt się nie
spodziewa tutaj turystów. Siadają przy oknie z widokiem na ulicę.
Piją kawę.
Olga wyjmuje z torebki książkę.
-
Przeczytaj ostatni akapit - prosi.
Des
annees apres la guerre, apres les marriages, les enfants, les
divorces, les livres, il etait venu a Paris avec sa femme. Il lui
avait telephone...
Zagląda
mu przez ramię.
On czyta dalej.
...Et
puis il n’avait plus su quoi lui dire. Et puis il le lui avait dit.
Il lui avait dit que c’etait comme avant, qu’il l’aimait
encore, qu’il ne pourrait jamais cesser de l’aimer, qu’il
l’aimerait jusqu’a sa mort.
Kiedy
na nią
spogląda, widzi, że ma oczy pełne łez. Więc
zna tę
książkę
prawie na pamięć?
Czyta - nie rozumiejąc
przecież - francuski tekst, a przed oczami ma polskie tłumaczenie?
Co ta książka
dla niej znaczy? Odnajduje w niej siebie?
Jest
dla niego istotą
niepojętą.
Po
niedzieli coś się
zmienia. Ona już się nie boczy na świat. Wychodzi rano z domu i na
przystanku poznaje kobietę,
Francuzkę
polskiego pochodzenia. Umawiają się na kawę.
Wieczorem znów
kogoś spotyka, śmieje się opowiadając
o tym Kazikowi, bo okazało się,
że z tą
młodą
Murzynką
nie miały żadnej możliwości się porozumieć, a jednak Olga
dowiedziała się
od niej sporo: gdzie pracuje, że rzuciła szkołę
i kto - oczywiście matka - zaplata jej warkoczyki. Tego dnia pyta,
czy może korzystać z komputera.
Więc
jednak mówiła
prawdę,
nie trzeba nic robić, smutek mija.
Wieczorem
rozmawiają do późna.
Olga opowiada, co działo się przez ostatnie tygodnie. Że do niej
telefonował, i jak bardzo te rozmowy ją
poruszały. Że chciał się z nią
spotkać, a potem zaczął
się
bać. Że ona początkowo odmawiała zgody na to spotkanie, a kiedy
niemal ją
przekonał, zabolało ją
jego wahanie. W końcu - mówi - nie spotkają
się.
Nie wyjaśnia, kto i dlaczego podjął
taką
decyzję.
Stwierdza, że jest jej smutno i po prostu nic na to nie można
poradzić. Ale może tak jednak jest lepiej, bo gdyby się
spotkali, mogłoby być jeszcze trudniej. Kazik jest tego samego
zdania.
-
Wytłumacz mi, dlaczego, skoro tak cierpisz, uporczywie trwasz przy
tej historii z Jeanem. Przecież widzę,
ile cię to kosztuje. Gdybyś dała sobie spokój,
zapomniałabyś. Po co to odgrzebywać na nowo?
- Nic
nie rozumiesz? - pyta ona, patrząc mu w oczy.
- Nic a
nic.
- Nigdy
nie kochałeś?
- Nie
tak.
-
Więc
wcale nie kochałeś - wzrusza ramionami.
-
Są
różne
rodzaje miłości: czasem jest to czułość, troska...
-
A czasem namiętność
- przerywa mu.
-
To nie daje szczęścia.
-
Czyżby? - unosi brwi.
-
Jesteś szczęśliwa?
-
Według twojej miary - nie. Ale to nie moja miara.
-
Nie zazdroszczę
ci.
-
A skąd
ci przyszło do głowy, że chcę,
byś mi zazdrościł? - irytuje się. - To, co przeżywam, nie nadaje
się
dla każdego.
- Co za
pycha!
-
A ty, mój
drogi, ze strachu przed życiem schowałbyś się
w mysią
dziurę,
co? - drwi.
- Nie
jest tak źle.
-
Przepraszam, nie przed życiem, ale przed miłością.
Jak wy wszyscy boicie się
miłosnego cierpienia! Każdy facet, jakiego znam, wolałby, żeby go
pobili i skopali, niżby miał cierpieć przez kobietę.
-
Skąd
ty to wszystko wiesz?
-
Rozmawiam z mężczyznami.
-
I co ci mówią?
-
Że boją
się
ranić, dlatego unikają
kobiet. A kiedy pytam, czy nie przychodzi im do głowy, że może
mają
do zaoferowania coś lepszego niż rany, zmieniają temat.
-
Może nie mają
nic do zaoferowania. To kobiety mają
złudzenia.
-
Zgadzam się. Rzecz w tym, że to nie jest lęk
przed zadaniem bólu,
ale przed tym, że samemu zostanie się
zranionym. Taki sprytny kamuflaż, żeby wyjść z twarzą.
Podobnie jak te wszystkie teksty w rodzaju: nie zasługuję
na ciebie i tak dalej.
- Może
to prawda, że na was nie zasługujemy.
-
Najświętsza.
I co z tego? Czy to jest powód,
by uciekać?
-
Dla niektórych
jest.
- Nie
żal wam?
-
Czasem żal, ale to jest łatwiejsze do zniesienia.
- Co
jest łatwiejsze?
-
Rezygnacja. Już na wstępie.
Bo jeśli spróbuję
i się nie uda, to dopiero będzie
bolało.
-
A gdyby się
udało?
- A
jaka jest szansa?
- O co
mnie teraz pytasz?
-
Chcesz wina?
-
Oczywiście.
________________________
Marguerite Duras, L’amant. przekład Lody Kałuskiej Kochanek, Wydawnictwo
Literackie 1989:
Des
annees... Wiele lat po wojnie, po małżeństwach,
dzieciach, rozwodach, książkach, przyjechał do Paryża z żoną.
Zadzwonił do niej.
Et
puis... A
potem nie wiedział już, co jej powiedzieć. A później powiedział
to. Powiedział,że było jak dawniej, że kocha ją jeszcze, że
nigdy nie przestanie jej kochać, że będzie ją kochał do śmierci.
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz