niedziela, 14 grudnia 2014

Pamiętasz? Fragmenty (49)

***
Męczy ją Paryż. Ciągle ktoś czegoś od niej chce.
- Kto? - pyta Kazik zdziwiony.
- Bez przerwy ktoś mnie zaczepia i o coś pyta albo prosi. Wiem, ja sama często proszę ludzi o pomoc, pytam o drogę, powinnam odpowiadać tym samym. To naprawdę moja wina. Jestem w złej formie. W końcu to nie zawsze są żebracy.
- Wyglądasz na paryżankę, dlatego cię zaczepiają.
- Być może. Ale mnie to nie cieszy.
- Wzbudzasz zaufanie.
- Wiem - wzdycha. - Mam nadzieję, że dojdę do siebie.
- Nic nie robisz, żeby to przyspieszyć.
- To się nie da przyspieszyć. To jest jak chmury: musi samo przeminąć. Walka ze smutkiem na nic się nie zda.
- Martwi mnie, że jesteś nieszczęśliwa.
- Nie jestem nieszczęśliwa. Jestem smutna.
- Chciałbym wierzyć, że to tylko smutek.
- A co ty myślisz, że jak człowiek jest szczęśliwy, to bez przerwy się śmieje, jak głupi do sera? - podnosi głos. - Nie może płakać? Co za nonsens! Wiesz co? Przestań się tak bardzo o mnie martwić. Nie warto.

Na weekend jadą do Normandii. Nie nad morze, na to nie ma dość czasu. Z biegiem Sekwany, wśród zrudziałych wzgórz. Rzeka wije się zakolami, droga prowadzi przez niewielkie miasteczka, to znowu wśród pól. Co za ulga!
(...)
Ranek wita ich deszczem.
Zwiedzają Vernon, wędrując w ulewie wąskimi uliczkami. W zaułku sklep ze starociami. Meble, naczynia, srebra. Sporo tandety, trochę rzeczy wartościowych. Olga podchodzi do półki z książkami. Niemal od razu ją znajduje: Marguerite Duras, „L’amant”. Pierwsza edycja.
- Popatrz - mówi - chciałam, żebyś ją przeczytał. I tu właśnie na nas czekała!
Właściciel sklepu sprzedaje im książkę za cenę dwóch kaw.

Jadą dalej, przez poszarzały krajobraz. Domy o wysokich oknach, łupkowe dachy. Kręta droga to wiedzie nad rzeką, to znów się od niej oddala. W zrujnowanym zamku górującym nad niewielkim miastem trwa remont. Przy głównej ulicy otwarty bar. Kilkoro bywalców ogląda w telewizji wyścigi konne. Starsze panie przy stoliku pilnie śledzą wyniki, porównując z własnymi typami. Olga i Kazik wzbudzają umiarkowane zainteresowanie; o tej porze roku i w taką pogodę nikt się nie spodziewa tutaj turystów. Siadają przy oknie z widokiem na ulicę. Piją kawę. Olga wyjmuje z torebki książkę.
- Przeczytaj ostatni akapit - prosi.
Des annees apres la guerre, apres les marriages, les enfants, les divorces, les livres, il etait venu a Paris avec sa femme. Il lui avait telephone...
Zagląda mu przez ramię. On czyta dalej.
...Et puis il n’avait plus su quoi lui dire. Et puis il le lui avait dit. Il lui avait dit que c’etait comme avant, qu’il l’aimait encore, qu’il ne pourrait jamais cesser de l’aimer, qu’il l’aimerait jusqu’a sa mort.
Kiedy na nią spogląda, widzi, że ma oczy pełne łez. Więc zna tę książkę prawie na pamięć? Czyta - nie rozumiejąc przecież - francuski tekst, a przed oczami ma polskie tłumaczenie? Co ta książka dla niej znaczy? Odnajduje w niej siebie?
Jest dla niego istotą niepojętą.

Po niedzieli coś się zmienia. Ona już się nie boczy na świat. Wychodzi rano z domu i na przystanku poznaje kobietę, Francuzkę polskiego pochodzenia. Umawiają się na kawę. Wieczorem znów kogoś spotyka, śmieje się opowiadając o tym Kazikowi, bo okazało się, że z tą młodą Murzynką nie miały żadnej możliwości się porozumieć, a jednak Olga dowiedziała się od niej sporo: gdzie pracuje, że rzuciła szkołę i kto - oczywiście matka - zaplata jej warkoczyki. Tego dnia pyta, czy może korzystać z komputera.
Więc jednak mówiła prawdę, nie trzeba nic robić, smutek mija.

Wieczorem rozmawiają do późna. Olga opowiada, co działo się przez ostatnie tygodnie. Że do niej telefonował, i jak bardzo te rozmowy ją poruszały. Że chciał się z nią spotkać, a potem zaczął się bać. Że ona początkowo odmawiała zgody na to spotkanie, a kiedy niemal ją przekonał, zabolało ją jego wahanie. W końcu - mówi - nie spotkają się. Nie wyjaśnia, kto i dlaczego podjął taką decyzję. Stwierdza, że jest jej smutno i po prostu nic na to nie można poradzić. Ale może tak jednak jest lepiej, bo gdyby się spotkali, mogłoby być jeszcze trudniej. Kazik jest tego samego zdania.
(...)
- Wytłumacz mi, dlaczego, skoro tak cierpisz, uporczywie trwasz przy tej historii z Jeanem. Przecież widzę, ile cię to kosztuje. Gdybyś dała sobie spokój, zapomniałabyś. Po co to odgrzebywać na nowo?
- Nic nie rozumiesz? - pyta ona, patrząc mu w oczy.
- Nic a nic.
- Nigdy nie kochałeś?
- Nie tak.
- Więc wcale nie kochałeś - wzrusza ramionami.
- Są różne rodzaje miłości: czasem jest to czułość, troska...
- A czasem namiętność - przerywa mu.
- To nie daje szczęścia.
- Czyżby? - unosi brwi.
- Jesteś szczęśliwa?
- Według twojej miary - nie. Ale to nie moja miara.
- Nie zazdroszczę ci.
- A skąd ci przyszło do głowy, że chcę, byś mi zazdrościł? - irytuje się. - To, co przeżywam, nie nadaje się dla każdego.
- Co za pycha!
- A ty, mój drogi, ze strachu przed życiem schowałbyś się w mysią dziurę, co? - drwi.
- Nie jest tak źle.
- Przepraszam, nie przed życiem, ale przed miłością. Jak wy wszyscy boicie się miłosnego cierpienia! Każdy facet, jakiego znam, wolałby, żeby go pobili i skopali, niżby miał cierpieć przez kobietę.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Rozmawiam z mężczyznami.
- I co ci mówią?
- Że boją się ranić, dlatego unikają kobiet. A kiedy pytam, czy nie przychodzi im do głowy, że może mają do zaoferowania coś lepszego niż rany, zmieniają temat.
- Może nie mają nic do zaoferowania. To kobiety mają złudzenia.
- Zgadzam się. Rzecz w tym, że to nie jest lęk przed zadaniem bólu, ale przed tym, że samemu zostanie się zranionym. Taki sprytny kamuflaż, żeby wyjść z twarzą. Podobnie jak te wszystkie teksty w rodzaju: nie zasługuję na ciebie i tak dalej.
- Może to prawda, że na was nie zasługujemy.
- Najświętsza. I co z tego? Czy to jest powód, by uciekać?
- Dla niektórych jest.
- Nie żal wam?
- Czasem żal, ale to jest łatwiejsze do zniesienia.
- Co jest łatwiejsze?
- Rezygnacja. Już na wstępie. Bo jeśli spróbuję i się nie uda, to dopiero będzie bolało.
- A gdyby się udało?
- A jaka jest szansa?
- O co mnie teraz pytasz?
- Chcesz wina?
- Oczywiście.

 ________________________
Marguerite Duras, L’amant. przekład Lody Kałuskiej Kochanek, Wydawnictwo Literackie 1989:
Des annees... Wiele lat po wojnie, po małżeństwach, dzieciach, rozwodach, książkach, przyjechał do Paryża z żoną. Zadzwonił do niej.
Et puis... A potem nie wiedział już, co jej powiedzieć. A później powiedział to. Powiedział,że było jak dawniej, że kocha ją jeszcze, że nigdy nie przestanie jej kochać, że będzie ją kochał do śmierci.
 
© 2014 Alina L

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz