Znów
chodzi po Paryżu wdychając jego wonie, zatrzymując się przy
straganach. Radość sprawia jej rytuał zakupów, planowanie
posiłków. Gdy pada, idzie do Luwru albo Musee d’Orsay.
- Nas
razie rozpoznaję teren, są dla mnie za duże. Tylko Musee de Cluny
jest w sam raz. Chyba pójdę jeszcze raz odwiedzić jednorożca.
-
Zakochałaś się w nim? - pyta Kazimierz ze śmiechem.
- Już
dawno. Nie wiedziałeś o tym?
- Takie
zwierzę nie istnieje.
- Skąd
wiesz? A jeżeli nawet, to co z tego? - robi zadziorną minę.
-
Uciekasz przed rzeczywistością.
- Co to
jest rzeczywistość? To, o czym czytasz w gazetach?
- Po
części tak.
- Media
są narzędziem szatana, dobrze o tym wiesz. Nawet jeśli szczegóły
są prawdziwe, obraz jest fałszywy.
-
Naiwna idealistko...
- Wolę
swoją naiwność niż twój pesymizm.
- Nie
widzisz, dokąd to wszystko zmierza? Teraz znów wybuchła afera z
chorobą szalonych krów.
- Co mi
chcesz udowodnić?
- Że
nie ma się z czego śmiać.
- Masz
kaca, czy co?
- Mam
kaca od czasu, kiedy zacząłem samodzielnie myśleć.
- To ty
jesteś naiwny. Nie ty myślisz, ale ciebie myślą.
-
Ciekawe kto?
-
Wielki Brat czy jak mu tam. Jesteś ofiarą manipulacji. Neurotyczny
pracoholik, który sądzi, że jest wolnym człowiekiem. Jesteś
mięsem armatnim, Kaziu.
On
wstaje i idzie po butelkę i korkociąg. Różowe, miodowo - cierpkie
wino Tavel.
- Za
wolność - wznosi toast Olga. - Za uwolnienie zniewolonych facetów.
- Jest
nas więcej? - drwi mężczyzna.
-
Obchodzi cię to? Założysz partię? Kolejna rewolucja? Nie masz
dosyć partyzantki po słodkich latach osiemdziesiątych?
- Nie
odbieraj mi najlepszych wspomnień mojego życia.
-
Wybacz - Olga zmienia ton. - Te klimaty są mi obce. Sama byłam
wtedy zniewolona, dosłownie, i psychicznie też. Czasem tego żałuję.
-
Czego?
- Że
nie miałam dość odwagi, by to wszystko rzucić. A potem przychodzi
refleksja, że nie chciałabym tutaj przeżywać tego, co wy. Kiedy
słucham tych opowieści: o całych miesiącach niemal bez grosza,
bez mieszkania i, jak się łatwo domyślić, bez bratniej duszy,
myślę, że uciekłabym. Jeśli mówię, że żałuję, to tylko w
związku z Jeanem. Ale przecież na niego też nie mogłam liczyć.
- Nie
wiadomo, jak by się zachował, gdybyś przyjechała.
- Nic
nie wiadomo. A teraz on jest zniewolony.
- Tak
sądzisz? Nie przyszłoby mi to do głowy.
- Tak,
przez swoją rolę społeczną. I własne wyobrażenia o tym, kim
powinien być i jak postępować.
- Co ci
zrobił?
- Nic.
- Nie
spotka się z tobą?
-
Wiesz, że nie.
-
Uważasz, że został do tego zmuszony? - drąży Kazik. - A jeżeli
on sam wybrał?
-
Sądzisz, że wybierając jesteśmy wolni?
- Tak
mi się wydaje.
- Nie
do końca.
- Nie
do końca. Ale to do nas należy decyzja.
- Wiem.
-
Bardzo cię zabolało? - pyta Kazimierz z troską w głosie. -
Przecież wiesz, ile ma do stracenia.
-
Rozumiem jego decyzję. Ja postąpiłabym tak samo.
- Więc?
- Boli.
- Co
mogę zrobić?
- Nic.
-
Chcesz jechać na weekend?
- Tak.
-
Dokąd?
-
Gdziekolwiek.
- Nad
morze?
Zapalają
się jej oczy. Z uśmiechem podchodzi i całuje go w policzek.
- To
znaczy? - pyta.
-
Honfleur? Etretat? Nie za daleko.
-
Jesteś kochany. Zrobię kolację. Może być risotto?
Wyjeżdżają
w piątek wieczorem, więc pierwszy nocleg wypada już w Vernon.
Właścicielka hotelu, młoda czarnowłosa piękność, pamięta ich
sprzed tygodnia. Są stałymi klientami, co za przyjemność!
Telefonuje do restauracji z pytaniem, czy dostaną jeszcze coś do
jedzenia; jest po dziewiątej. Tak, tylko trzeba pójść od razu.
W
restauracji też ich poznają. Jedzą rybę w białym sosie i piją
wino. Na deser czekoladowo - waniliowe lody. Olga planuje sobotnią
trasę.
-
Omijamy Rouen, nie lubię go.
-
Dlaczego?
- Po
prostu mi się nie podoba. Poza tym kiedyś zaszkodził mi tam obiad.
- To
rozumiem. A może wtedy po prostu chorowałaś z obżarstwa?
- Nie
choruję z tego powodu. A swoją drogą, popatrz, jakie to
niesprawiedliwe. Krowa, na monotonnej w końcu diecie, ma kilka
żołądków. A człowiek, z takimi możliwościami
gastronomicznymi, tylko jeden.
- Co
byś zrobiła mając kilka żołądków?
-
Zjadłabym kilka obiadów.
-
Jesteś głodna?
- Nie.
Ale ciekawe jak smakują inne potrawy.
(...)
Antykwariusz
także ich poznaje. Kiedy Kazik odsuwa razem z nim meble zagradzające
dostęp do kredensu, Olga ogląda jakieś drobiazgi. Mebel jest
ładny, ale Kazik postanawia poczekać z decyzją.
- Chodź
tutaj, coś ci pokażę - słyszy.
-
Znów coś znalazłaś? Chyba nie to masz na myśli? - wskazuje na
niewielki gobelin, niezbyt udane naśladownictwo „Damy z
jednorożcem”.
-
Popatrz - Olga podaje mu niewielką mosiężną figurkę. - Czekał
tu na mnie.
To
jednorożec, wspięty na tylnych nogach. Dumny, z rozwianą grzywą i
sterczącym do góry rogiem.
Jadą
nad rzeką, dalej wśród lasów i znowu nad rzeką. Honfleur w
mglisty dzień jest czarujące. Wokół portu wąskie, wysokie domy
o krytych łupkiem fasadach. Strome uliczki w szarym świetle
jesiennego popołudnia i jasno oświetlone sklepy z pamiątkami,
galerie, restauracje.
Wchodzą
do kościoła, zaintrygowani tą przedziwną, dwunawową budowlą.
Właśnie odbywa się ślub. Gdy panna młoda zaczyna powtarzać
słowa przysięgi małżeńskiej, głos jej się załamuje. Potem
jest jeszcze gorzej. Doszedłszy do wierności wybucha głośnym
szlochem. Uczestnicy ceremonii i przypadkowi turyści z trudem tłumią
śmiech.
- To z
radości czy z rozpaczy? - pyta Olga.
- No
wiesz: aż do śmierci.
_____________________________
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz