niedziela, 16 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (35)

Część druga: Jean

***
Wrześniowy poranek. Słońce przenika przez żaluzje, rzucając pasiasty wzór na podłogę. Na otwartych regałach piętrzą się teczki z dokumentami, obok rzędy segregatorów. Mężczyzna w średnim wieku siedzi przy komputerze. Dzwoni telefon; on machinalnie sięga po słuchawkę. Słyszy głos kobiety: angielski z charakterystycznym, środkowoeuropejskim akcentem. Chce rozmawiać z Jeanem X.
- To ja.
- Tu Olga. 
Twarz mężczyzny wyraża zaskoczenie. Milczy.
- Z Polski. Nie pamiętasz mnie - raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Ależ pamiętam, jak mógłbym zapomnieć - on porusza się niespokojnie. - Po prostu nie wiem, co powiedzieć. To takie niespodziewane. Jak mnie znalazłaś?
- Nie było łatwo, musiałam wynająć detektywa - słychać jej śmiech. - Nie zostawiasz śladów.
- Tak, często się przeprowadzam.
(...)


Sztokholm, kiedy to było? Minęło już chyba dwadzieścia lat.
Dziewczyna w letniej sukience, jasnowłosa, zielonooka.
Jak to się stało, że pojechałem za nią do Polski?
Chciałem wszystko zmienić w swoim życiu. Chyba byłem zakochany.
A potem doszedłem do wniosku, że za dużo ryzykuję.
Czego ona może chcieć; teraz, po tylu latach?
Śmieje się tak samo jak wtedy.

(...)
 
Czuję, że tamto wraca do mnie, a wraz z tym wspomnieniem emocje, zbyt silne, zważywszy czas, jaki minął. Mam odpowiedzieć. Ale to trudne; by podjąć decyzję, muszę uświadomić sobie, co to oznacza. Czy mogę jej pozwolić na wykorzystanie moich listów?
Dlaczego mnie o to pyta? Nie pamiętam, co w nich pisałem. Gdyby nawet znalazły się w powieści i jakimś cudem przeczytałbym ją kiedyś (nigdy nic nie wiadomo), jak mógłbym udowodnić, że są naprawdę mojego autorstwa? Czy to dla niej tak ważne, bym się zgodził? Jest tak uczciwa? Czy też po prostu chciała mieć pretekst do nawiązania kontaktu? A może to kłamstwo, ta powieść? Nie, nie kłamała. Była aż do bólu prawdomówna. Może jednak chodzi o coś więcej, o czym mi nie powiedziała?

Muszę być ostrożny.
Nie wiem, jak to powiedzieć. Pamiętam tamtą dziewczynę. Powinienem jej zaufać. Ale przecież mam synów, których nie chciałbym zranić, i muszę myśleć o nich.
Zamęt. Nie powinna była mi tego robić. Teraz, kiedy mam tyle problemów. Mój mały synek, o którego bardzo się boimy. Starszy, trochę zaniedbywany, bo jak to wszystko pogodzić? Nie powinna była dzwonić tak nagle. Ale skąd mogła wiedzieć?
A jednak dobrze jest usłyszeć, że było się dla kogoś tak ważnym. Że po tylu latach... Tylko zaraz potem pojawia się refleksja i ukłucie bólu, że porzuciłem ją wtedy nie tylko jak mężczyzna kobietę; porzuciłem ją, zawiodłem, pozostawiając w tamtym strasznym kraju... Nie dając nawet szansy, ani jej, ani sobie. Wtedy uciekałem od tej świadomości, ale przyszła do mnie po kilku latach. To było jak przesłanie: „Oczy czarne” Michałkowa.
Patrzyłem i widziałem siebie. Nienawidziłem siebie, swojej słabości, swojego lęku. Postanowiłem z tym skończyć. Dorosnąć. Zebrałem swoje pamiętniki, notatki, wiersze. Poszły w ogień. Dlaczego zachowałem jej listy?
Teraz będę musiał je przeczytać. Czy się odważę? Nie wiem, czy zniosę ten ból.
Dała mi swój telefon. Mam dzwonić w czwartek, to prawie tydzień. Do tej pory muszę zdecydować.

***
Jutro zadzwonię. Ale teraz, dziś, chcę się z tym zmierzyć. Dzieci śpią. Żona też już się położyła. Pod pretekstem, że mam ważną pracę, zamknąłem się w gabinecie. Koperta pełna listów Olgi.

Wyjmuję je. Są tu jej fotografie. Jedna mała, paszportowa. Była taka piękna. Te wielkie zielone oczy. Jej uśmiech. Na tym zdjęciu jest bardzo, bardzo smutna, ale przecież lubiła się śmiać, często się śmiała, aż byłem o to zazdrosny. Śmiała się do ludzi, pozwalała na zaczepki obcym mężczyznom i odpowiadała im uśmiechem: nie rozumiałem tego. Myślałem, że drwi sobie ze mnie. Mówiła: jestem szczęśliwa. Nie wiedziałem, dlaczego. Nie rozumiałem, a przecież jej miłość życia, jej radość życia pociągały mnie w niej tak bardzo.
Czytam jej listy, wszystkie, od pierwszego do ostatniego i teraz, po latach, nagle boleśnie uderza mnie to, z czego nie zdawałem sobie sprawy, sądząc, że pogrzebałem tamto raz na zawsze: że ciągle jestem w niej zakochany, w tej dziewczynie ze Sztokholmu, którą zobaczyłem jak w błysku iluminacji bawiącą się z dziećmi w piaskownicy. 
 
Ciągle kocham tę dziewczynę.
Przecież kocham moją żonę i moich synów.
To niemożliwe.
A jednak tamto uczucie wraca do mnie z całą mocą. Nagle porywa mnie wir, pragnę tam znów być, znów tam jestem.
Ona w jasnej sukience w kwiatki. Próbuję włożyć rękę pod tę sukienkę. Broni się, nie pozwala. Proszę ją, żeby poszła do mojego pokoju. Odmawia. Całuję ją, oddaje pocałunki chętnie i żarliwie. Czuję, że jest moja. Pragnę jej: woni jej włosów, zapachu jej ciała. Nie chce. Dlaczego nie chce, skoro czuję, że mnie pragnie? Dlaczego się broni? Czego się boi?
Kiedy w końcu przychodzi do mnie, pozwala się rozebrać, pozwala na pieszczoty, ale ciągle mówi: nie, nie, nie. Proszę, Jean, nie. Nie nalegaj. A potem: muszę już iść. Gniewam się, złoszczę. Jesteś dorosła, mówię, dlaczego sama nie decydujesz, przecież wiem, że chcesz. Tak, chcę, mówi.
Sztokholm. To było kilka dni, może dziesięć. Któregoś dnia pozwoliła mi na wszystko. Bała się, ja też. Zaczadziło mnie jej ciało. Pragnąłem nie wypuszczać jej z ramion, z łóżka. Powiedziałem, że zamknę ją tu na zawsze. Że będę się z nią kochał, aż umrzemy od tego. Patrzyłem w jej zielone oczy i widziałem w nich odpowiedź: zróbmy tak. A potem nagle mówiła: muszę już iść. Było to jak uderzenie w splot słoneczny, przykrywałem głowę poduszką i nie odzywałem się do niej. Wiedziałem, że nie wyjdzie bez pożegnania, więc dąsałem się jeszcze długo, żeby ją zatrzymać.

Moje łóżko w świetle nocnej lampki. Jej włosy na poduszce. Byliśmy tak różni, jak noc i dzień. Pasowaliśmy do siebie jak dłoń i rękawiczka. 
 
Powiedziała do mnie: chcę mieć z tobą syna. Byłem w niej i wiedziałem, że to prawda. Ponieważ czułem to samo.
Zobaczyłem naszego syna, jak bawi się z nią w piaskownicy, a ja wracam z pracy i widzę, że zbudowali zamek. Zamieszkamy razem w tym zamku.

Olgo, myślę, Olgo, czy mi wybaczysz? Sądziłem, że można o tym zapomnieć. Już prawie zapomniałem. Gdybyś nie zadzwoniła, byłbym nadal szczęśliwym człowiekiem. Bez wątpliwości. Dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego znów wprowadzasz zamęt w moje życie?

Wtedy było tak: całe lata z jedną dziewczyną, czasem skoki w bok. Mireille troszczyła się o mnie i nie stawiała warunków. Udawała, że nie wie o innych, a kiedy nie dawało się ukryć, pozwalała mi wrócić. I nagle ty, i twoje słowa: nie kłam. Nie musisz kłamać. Przecież to tylko wakacyjna przygoda.
Zawrzało we mnie. Zrozumiałem, że nie chcę wakacyjnej przygody i że to jest na zawsze. Nie będę kłamać. Zerwę z Mireille. Ty jesteś moim życiem.
Bałem się, wiesz. Bałem się, że sprawię ci zawód. Bałem się, że mnie zdradzisz. Pamiętasz, pytałem cię, czy potrafisz być wierna. Powiedziałaś coś, co pamiętam do dziś: zdradzę, jeśli sprawisz mi zawód. Jak mogłaś być tak okrutna? Zawsze potem bałem się tego. Co to znaczy, zawód? Jesteśmy słabi. Jeśli nie będę dość dobry dla ciebie, porzucisz mnie? Oleńko, jak mogłaś tak powiedzieć?

Tej nocy, kiedy się wreszcie kładę, nie mogę zasnąć. A potem wciąż się budzę. Nie sądziłem, że to trwa. Że jest we mnie tak silne. Że wciąż ją kocham, tamtą dziewczynę. Co teraz z tym zrobić? Nie ma dla niej miejsca w moim życiu.


________________________________


© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz