środa, 12 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (34)



***
Myślałam, że to już koniec.
Że ta rozmowa zakończyła wszystko. Postawię kropkę i pójdę spać. Nieprawda. Jednak nie zasnę.
Skończyłam pisać książkę. Tak mi się przynajmniej zdawało. Ładne zakończenie.
Co będzie, jeśli on odmówi zgody na włączenie listów do powieści?
Mogę próbować go przekonać.
Mogę zignorować jego odmowę.
Albo zgodzić się z tym; ale to byłoby tak, jakby mnie zabił. Po raz wtóry.
Nigdy potem tak nie cierpiałam.

Ani wówczas, gdy utraciłam nadzieję, że urodzą się moje dzieci.
Ani wtedy, gdy rozpadało się moje małżeństwo.
Nigdy.
Ta książka za dużo znaczy. Nie ma prawa mi jej odbierać. Nawet, jeżeli ma do tego prawo.
Poduszka jest mokra od łez.

Chciałabym ci powiedzieć, Giovanni, to, czego nie odważyłam się powiedzieć przez telefon. Wiem, ty też wtedy cierpiałeś. Było ci trudniej niż mnie. Nagle, nieprzygotowany, musiałeś decydować za nas oboje. Za duża odpowiedzialność dla dziecka, którym byłeś. Przecież, uświadamiam sobie, nie miałeś w nikim oparcia. Nikt nie był po mojej - naszej? - stronie. Mówili ci, że oszalałeś. Wycofałeś się; nie pomogłeś mi stąd wyjechać. Przecież nie groziła mi tu śmierć ani gwałt, stan wojenny to nie wojna, Polska to nie Bośnia. A w twoim radiu mówili, że kto chce, może opuścić ten kraj. Dlaczego wcześniej nie przyjechałam? Wówczas, gdy mnie wołałeś. Gdy błagałeś o to, próbując umrzeć. Mogłam cię uratować. Nie zrobiłam tego. Asekurowałam się, nie będąc gotowa, żeby nie pozostawiając sobie drogi powrotu porzucić to wszystko, co tutaj było moim życiem. Nie odważyłam się zaryzykować, by z tobą być. A potem było za późno. Jak mogłabym teraz mieć do ciebie żal? Kochałam cię za twoje szaleństwo, ale lękałam się go. Być może słusznie. Być może porzucając mnie uratowałeś mi życie. Czy sobie także? Uciekałeś od odpowiedzialności. Uciekałeś, jak sądzę, bardzo długo. A gdy zdecydowałeś się wziąć ją na barki, okazało się, że przewidziano dla ciebie cięższy krzyż.

A teraz żegnam cię, Jean, rozstaję się z tobą. Wystukuję ostatnie słowa na klawiaturze komputera. Mówię mu: drukuj. Zamykam furtkę w murze, zostawiając za sobą czarodziejski ogród, który teraz jest zwykłym ogrodem, trochę zdziczałym, trochę zaniedbanym, stojącym cicho w jesiennym słońcu. Czuję chłód żelaznej klamki. Klucz zgrzyta, gdy przekręcam go w zamku. Bluszcz pnie się po kamiennym murze. Na kamieniu wygrzewa się jaszczurka. Na gałązce jarzębiny przycupnął wróbel i głośno ćwierka. Zrudziałe liście szeleszczą pod stopami. Nić babiego lata łaskocze w twarz.

Olga wystukuje ostatnie słowa na klawiaturze. Cofa się, sprawdza pisownię. Wciska Ctrl + p, w polu dialogu zaznacza: cały dokument. Drukarka powoli, z ociąganiem, warcząc wypluwa kartki.
Pies wstaje ze swojego legowiska, przeciąga się. Podchodzi do Olgi i kładzie jej pysk na kolanie. Patrzy głęboko w oczy. A potem siada i podaje łapę.
- Już idziemy, piesku.
Głaszcząc psa Olga sięga po telefon. Wciska klawisz pamięci. Dwa dzwonki.
- Halo? - niski głos Kazimierza w słuchawce.
- Jestem wolna - mówi Olga. - Słyszysz? Jestem wolna. Za tydzień będę w Paryżu.
I wtedy dzwoni mój mały turkusowy telefon; na wyświetlaczu widzę, że to ty.
Mówisz, że tej nocy czytałeś moje listy, a potem nie mogłeś zasnąć, bo zdałeś sobie sprawę, że ciągle jesteś zakochany w tej dziewczynie ze Sztokholmu, która budowała z dziećmi zamek z piasku. Mówisz, że wszystko do ciebie wróciło; że kochałeś mnie niewiarygodnie, bez pamięci, do szaleństwa. Jestem w niebie, myślę, jestem w niebie i chcę tu pozostać. Mówisz, że byłeś zafascynowany, opętany moim ciałem, a ja leżę z twarzą w poduszce.
A potem mówisz, że bałeś się mnie rozczarować, gdy przyjadę; obawiałeś się, że nie jesteś dla mnie dość dobry. Byłeś najlepszy, Jean, mówię, nikt nigdy nie mógł się z tobą równać. Kiedy zrozumiałam, że nie umiem przestać cię kochać, postanowiłam kochać cię nadal. I wszystko stało się proste.
I pytam, czy kiedykolwiek żałowałeś, że tak się skończyło, a ty mówisz, że tak: kiedy zobaczyłeś film Michałkowa „Oczy czarne”.
Ta rozmowa trwa i trwa, i kiedy już wreszcie musimy się pożegnać, bo pies popiskuje patrząc na mnie z wyrzutem, powtarzam ci jeszcze jak litanię, błagając w duchu, byś uwierzył w to kłamstwo, że jestem dość silna, by oprzeć się pokusie spotkania z tobą. Ponieważ nie pozwolę, byś czuł się winny. Nie chcę cię znów utracić.

___________________________
 Koniec części pierwszej.


© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz