sobota, 31 marca 2018

W Lucéram




Lucéram - jedna z naszych ostatnich wycieczek z bardzo już chorym Pumą.


Ufortyfikowana średniowieczna osada położona jest w odległości 27 km od Nicei na zboczu nad zakolem Paillon, na dawnym Szlaku Solnym.


Po zamku nad osadą pozostała cylindryczna wieża oraz resztki muru obronnego z XII i XIII wieku. Domy, solidnie zbudowane z miejscowego szarego kamienia, zaprojektowane są tak, by wytrzymać trudne warunki klimatyczne. 


Uliczki zdominowane przez arkady i sklepione przejścia. 



Galerie na poddaszach pełniły niegdyś funkcje magazynu - taka galeria jest jedną z „bohaterek” „Huzara na dachu” Jeana Giono. 

 
Wieże kościelne w Prowansji często były kryte barwną, ceramiczną dachówką.

 

Kościół świętej Małgorzaty jest niestety zamknięty (podobno to norma), a szkoda, bo jego wnętrze kryje ciekawe malarstwo i rzeźbę sakralną z XIII-XVII w.

 

czwartek, 8 marca 2018

Być jak zwierzę?

 
 
Żyją obok nas. Najbardziej nieznane, tajemnicze istoty. Co wiem o życiu wewnętrznym moich psów? A tym bardziej wilków? Niedźwiedzi? Delfinów?
I nauka, i literatura od dawna poszukiwały odpowiedzi. Najczęściej błądząc (ta pierwsza) i antropomorfizując (ta druga). 



***
A gdyby tak stać się zwierzęciem? Żyć jak ono? Czy taki eksperyment zbliżyłby nas do ich zrozumienia?
Książka Charlesa Fostera "Jak zwierzę. Intymne zbliżenie z naturą" (Being a Beast: Adventures Across the Species Divide) jest zapisem takiej próby i jej spektakularnej klęski, do czego autor sam się poniekąd przyznaje.
Spanie  w leśnej norze i jedzenie dżdżownic nie przybliżyło go do bycia borsukiem. Pływając w błotnistej wodzie nie stał się wydrą. Wyjadając resztki z londyńskich śmietników nie wszedł w skórę lisa. Jerzyki zawsze będą latać szybciej niż on, nawet wspomagany najnowszą technologią.


Tylko do jelenia miał szansę się zbliżyć, ścigany przez psa gończego. A jednak niewiele zrozumiał.
"Krzyki, hałasy i zamknięta przestrzeń ubojni budzi trwogę bydła i owiec prowadzonych na śmierć, mimo to nie wydają się one jakoś szczególnie przygnębione ani nie podejmują prób ucieczki, kiedy przystawi im się do głowy pistolet bolcowy. Stoją beztrosko nad ubitym chwilę wcześniej kolegą ze stada. Konie zachowują się całkowicie naturalnie w obecności innych ciężko rannych koni (...) Owce i świnie nie sprawiają wrażenia poruszonych widokiem ogłuszania innych osobników albo rozcinania im gardeł." (podkreślenia moje)
Ten akapit (s.265) jest dla mnie podstawowym dowodem klęski eksperymentu i - excusez le mot - stekiem bzdur. "Stać się" zwierzęciem bez empatii, bez próby zrozumienia, bez świadomości międzygatunkowych różnic w ekspresji, bez elementarnych badań choćby? Foster z wyżyn swojego człowieczeństwa podaje jako fakt to, co mu się wydaje, zastępując fakty arbitralnymi sądami. 
 
Zbyt wiele czytałam opisów, widziałam zdjęć i filmów z ferm przemysłowych, transportu zwierząt i z ubojni. Widziałam przerażenie, paraliżujący strach albo bunt i próby ucieczki. Widziałam też próby dodania sobie nawzajem otuchy - tuż przed okrutną śmiercią. Wiem, bo mi opowiedziano, że króliki płaczą, gdy na ich oczach zabija się towarzyszy.
Może ekscentryczny Anglik powtórzyłby swoje doświadczenie, tym razem wcielając się w rolę maciory w klatce porodowej, nie mogącej ani się poruszyć, ani dotknąć swoich dzieci, krowy podłączonej na stałe do automatycznej dojarki, konia wiezionego na rzeź. A potem towarzyszył im w rzeźni.
"(...) śmierć jest częścią ich konstytucji w inny sposób niż u reszty zwierząt. Zostały wyhodowane jako pożywienie. Po to istnieją i tym są. Śmierć nie jest dla nich niczym obcym: nie jest intruzem, którego należy się obawiać." (s.267)
Zestawienie z obrzydliwymi (o katastrofalnych dla zwierząt skutkach) poglądami Kartezjusza nie jest komplementem dla Fostera.


***

Zawsze kochałam łąki. W dzieciństwie, spędzonym na półwiejskim przedmieściu, były moim naturalnym środowiskiem, podobnie jak pola i miedze. Nieustanna zmienność przyrody: wzlatujący w styczniowe niebo skowronek, wschodzące oziminy; stokrotki i mlecze, woń kwiatów zdziczałej gruszy; chabry, maki i kąkole w złocistym zbożu, powoje na miedzach; kłujące w stopy ścierniska i kryjówki w snopkach; wreszcie kartofliska z wonią dymu i pieczonych ziemniaków. Miałam szczęście być blisko przyrody - tej oswojonej, ale nadal pięknej - i bardzo mi tego teraz brak.

Potem przez jakiś czas blisko domu miałam taką zachwycającą łąkę, zmieniającą się co kilka dni, z setkami gatunków roślin i owadów, szczególnie piękną zimą, ze szronem na wysokich trawach i ostach. Zamordowano ją koszeniem.
 

John Lewis-Stempel przeprowadził się z rodziną na wieś, by prowadzić farmę tak, jak to robiono dawniej. Bez chemii, w miarę możliwości tradycyjnymi narzędziami, bez zniewolenia zwierząt i zbędnej przemocy. Nie do końca jest to możliwe - i traktor, i strzelba bywają w użyciu. John - pisarz i dziennikarz - jest zaangażowanym, czułym obserwatorem, uważnie notującym zdarzenia z życia łąki, bo nie jest ona tylko pastwiskiem, lecz i miejscem, gdzie wrze dzikie życie: niemal 200 gatunków zwierząt i dobrze ponad 100 - roślin. Gospodarstwo jest sceną radości, ale i dramatów: kania zabija jagnię, córeczka znika z domu ku przerażeniu rodziców, którzy wreszcie odnajdują ją śpiącą w zagrodzie świń, borsuki grzebią swojego pobratymca, umiera krowa - seniorka, Margot.
"Leży na boku, gapiąc się białym, nieruchomym, przekrwionym okiem. Na jej wspaniałym futrze zastygła wstydliwa skorupa gęstego błota (...)
Jej córka, 
Mirabelle, szwenda się wokół i zaczyna obwąchiwać matkę. W zapadającej mgle wyczuwa zapach śmierci.
Idę w stronę domu, by zadzwonić po weterynarza, który zrobi jej zastrzyk usypiający. Po chwili przystaję. Margot nienawidzi weterynarzy, którym zawsze towarzyszy zapach lekarstwa i chorób. Stara dama umiera naturalnie i postanawiam pozwolić jej odejść w taki właśnie sposób. Przez resztę tego bladego poranka jej córka cały czas przy niej stoi, lecz na nią nie patrzy. Pozostałe krowy składają jej kolejno dziwaczne hołdy pełne węszenia. Gdy uchodzą z niej resztki życia i treści żołądkowych, jestem przy niej. Umiera w popołudniowym słońcu, pod niebem upstrzonym fioletowymi plamami (...)
Margot. Moja kochana, zrzędliwa stara krowa, prawdziwa królowa tego pola." (s.260-261)
 
 
***

Dwaj Anglicy z klasy średniej, pisarze: w ich książkach -  w refleksji, ale i cytatach - jest stale obecna wielka tradycja angielskiego przyrodopisania. Obaj kiedyś polowali i nie do końca to przepracowali. Foster pisze o sobie - naśladując zwierzę pozostaje sobą, nigdy nie stanie się nawet w najmniejszej cząstce borsukiem, lisem czy jeleniem. Granica międzygatunkowa jest nie do przekroczenia, nawet mentalnie. Lewis-Stempel przeciwnie, nie próbuje jej przekroczyć. Dyskretnie uczestniczy. Nie czyni filozoficznych założeń, nie uogólnia. Jest częścią przyrody, pełnym szacunku obserwatorem.
Pierwsza z książek: intrygująca i chwilami irytująca. Druga niezwykła i urzekająca. Tak o nich myślę, ale sprawdźcie sami.

 


______________


Charles Foster "Jak zwierzę. Intymne zbliżenie z naturą" (Being a Beast: Adventures Across the Species Divide) Przekład Jacek Konieczny
John Lewis-Stempel Prywatne życie łąki (Meadowland.The Private life of an English Field) Przekład Maciej Miłkowski