środa, 25 lutego 2015

Śladami Nowosielskiego: Wrocław

 
Jak wiele znaczy w życiu przypadek? Jak często zmienia sens zdarzeń? Nadaje im - kapryśnie i nieoczekiwanie - niespodziewane znaczenie. Bywa nagrodą, czasem karą, zwykle niezasłużoną. A może przypadek nie istnieje, a w rzeczywistości niewidzialne ścieżki, tajemnicze nici prowadzą nas tam, dokąd powinniśmy dojść?

Kilka dni we Wrocławiu zepsułby mi może fakt, że spektakl, na który pojechałam - "Król Roger" Szymanowskiego, wizjonerski i piękny (wiem, bo mam go na DVD) - został odwołany. Było jednak wiele innych miejsc i zdarzeń, spotkań i obrazów...


W te słoneczne dni miasto było przyjazne. Słuchałam Haendla i Schumanna, oglądałam obrazy w Muzeum Narodowym ( tak, to tam jest ten cykl aktów Nowosielskiego, na pięknie zaadaptowanym poddaszu), byłam w domy Edyty Stein i Synagodze pod Białym Bocianem (to tu był kantorem Abraham Baer Spiro, ojciec Balladyny Klossowskiej, dziadek Balthusa), spacerowałam po Ostrowie Tumskim i ulicach starego miasta.



Pewnego południa, dostrzegając otwarte drzwi, weszłam do nieznanego mi gotyckiego kościoła. Ogromne, wystrzelające ku niebu wnętrze, wysokie okna w podłużnym prezbiterium, surowe ściany z kilkubarwnej cegły. Pustka i światło, wertykalizm i surowość.



I... Jerzy Nowosielski.



Nie Jego spodziewałam się  tu spotkać! Zdumienie i olśnienie obecnością tego malarstwa  w  tak zdawałoby się odmiennej przestrzeni. I świadomość, że tu właśnie jest jego miejsce. Że ogrom budowli nie przytłacza ikonostasu (w istocie powstałego dla innego wnętrza), lecz unosi go ku niebu.



Że abstrakcyjna duchowość tych gotyckich murów koresponduje z abstrakcyjnym mistycyzmem ikon Nowosielskiego, tak radykalnych w swoim wyrazie, tak odleglych i od realizmu, i od religijnego kiczu. Malarstwa wyzbytego wszelkiej próżności, chęci podobania się, dotykającego samej istoty sacrum.


"Barwy ze Słońca są..." - i dzień, i pora były właściwe, by scenę Ukrzyżowania rozświetliły jego promienie. Krystyna Czerni: (dziękuję za tę uwagę!) Golgota, która jest w Kościele pw. św. Wincentego i Jakuba - ta, która stoi pod ścianą bocznej nawy - nie jest pędzla JN, ale jest kopią wg tej wieńczącej ikonostas. Do celów liturgicznych potrzebna była w cerkwi Golgota stojąca na ziemi, wśród wiernych - i zamówiono kopię. Wprawne oko dostrzeże spore różnice.


Aby zobaczyć w pełnym świetle ikonostas, trzeba przyjść podczas liturgii.



Jerzy Nowosielski wykonał polichromię, ikonostas i wystrój wnętrza dolnego kościoła Kolegiaty Świętego Krzyża w latach 1984-85. W 1996 według jego projektu wykonano witraże. Chorągwie cerkiewne i ikony wraz z ikonostasem zostały później przeniesione do odnowionej katedry greckokatolickiej – gotyckiego kościoła św. Wincentego i św. Jakuba.

Nie zobaczyłam pozostałych jego wrocławskich realizacji. Mam powód, by tam wrócić.

Wkrótce - czy to też był przypadek? - dowiedziałam się o wystawie w Muzeum Historii KUL, poświęconej niezrealizowanemu projektowi polichromii dla kościoła akademickiego i o wykładzie Krystyny Czerni, której już wcześniej miałam przyjemność słuchać. Przyjemność niekwestionowaną, bo znajomości przedmiotu i erudycji towarzyszy emocjonalne zaangażowanie i rzadko spotykany dar narracji.

Prelegentka nie zawiodła moich oczekiwań. Opowieść o projektach sakralnych Nowosielskiego ujawniła dramatyzm ich losów: odrzucenie przez hierarchie kościelne i duchownych (głównie prawosławnych i katolickich), niezrozumienie ich wartości, niszczenie nieumiejętną renowacją bądź umieszczanie w bulwersująco niewłaściwym otoczeniu.

Najciekawszy jednak wątek dotyczył rozwoju tego malarstwa - choć od początku wyraziste i rozpoznawalne, zmierzało ku radykalnemu oczyszczeniu ze zbędnych detali, ku barwom coraz bardziej nasyconym i ciemnym.

Ku świątyni totalnej.

Losy lubelskiego projektu - odrzuconego przez biskupa słowami "mamy już w Lublinie jedną ruską kaplicę i wystarczy" -  są smutnym świadectwem niezrozumienia wielkości tej sztuki. A mogliśmy mieć w Lublinie, obok kaplicy Świętej Trójcy, olśniewającego arcydzieła sztuki rusko-bizantyjskiej, kaplicę wchodzącą z nią w dialog, przemawiającą ze wszystkich ścian najwyższej próby malarstwem
.

Niewielką rekompensatą dla lublinian jest ikonostas z kaplicy seminarium duchownego.

Więcej o Jerzym Nowosielskim


środa, 11 lutego 2015

Ja Donna. Z pamiętnika (10)




Mam 3 lata.
Od 2 lat jestem z Mamą.
Mam swój Dom. Mamę, Tatę, Brata Wandala.
Chłopaków!!! I Koleżanki.


Mam Paszport. Byłam 2 razy we Francji i po drodze w innych Krajach.
Byłam na Wyspie i w Górach. I kąpałam się w Morzu!
Uprawiałam Sporty Ekstremalne.  Byłam w Zwierzyńcu. Jechałam Szynobusem. I nie boję się jeździć Samochodem.
Mam swoje Zabawki, które mogę gryźć. Dostaję Smakołyki.
I mam mnóstwo Przyjaciół w Realu i na FEJSBUKU!!!
HEJ! To ja, Donna!

 
Uwielbiam Wycieczki i Wakacje. Wy też? A zabieracie ze sobą psy? 




Nie byłam pewna, czy Mama mnie zabierze, kiedy zaczęła pakować walizkę. Ale gdy spakowała moje niebieskie szelki, już wiedziałam, że będzie dobrze.
Najpierw jechałyśmy taksówką dla psów.  Jest bardzo wygodna i fajna. A na dworcu byłam bardzo podekscytowana!  Pociąg jechał bardzo długo i trochę się nudziłam, ale starałam się być grzeczna. Jechali z nami bardzo mili ludzie, którzy lubią psy.  A na dworcu we Wrocławiu czekał TATA!!! 

 
Przyjechaliśmy wieczorem i razem z Mamą powędrowałam pod górę. Oglądałam się za Tatą, ale okazało się, że pojechał autem pod schronisko.


Potem jedliśmy kolację i zobaczyłam, Kota, który tam mieszka. Nigdy jeszcze nie widziałam, żeby kot miał takie futro - duże i morelowe!



A rano byliśmy na spacerze. W Srebrnej Górze poznałam sympatycznego kawalera. Szeptał mi słodkie słówka.





Potem poszliśmy do Twierdzy. I tu mi się dopiero spodobało! 

 

























W Twierdzy była Konferencja. Przyjechali fajni ludzie, którzy lubią psy, i byli zadowoleni, że ja lubię Konferencje. Nie mówiłam im, że trochę się nudzę, bo nie wszystko rozumiem. 















Ale był też ciekawy temat: Wykopaliska. Na Konferencji mówili, że są bardzo ważne. Też tak uważam,. Można na przykład wykopać Kości. Albo Zabawki. Potem można je też zakopać! 


Upudrowałam sobie nosek ;-)) Ładnie?


Dużo biegam po górach, a potem odpoczywam. Bardzo tu przyjemnie! 


Zwiedzamy twierdzę. Można biegać po wałach i dziedzińcu. Patroluję!




 













A może zostałabym Psem Fortecznym? Tylko że z tej broni  czasem strzelają...