niedziela, 9 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (29)


Jean.
Ciekawe, jak by to było, gdyby tu był ze mną. W to lipcowe popołudnie nad Sekwaną. W tej paryskiej kawiarni przy filiżance espresso. W tym fenomenalnym, niezgłębionym mieście.
Czy śmialibyśmy się jak dawniej? Czy patrzyłby na mnie szeroko otwartymi oczami, z uśmiechem, ze zdumieniem? Czy ja patrzyłabym tak na niego, wiedząc, że mu się nie oprę, że w tej chwili istniejemy tylko my dwoje?

A może czulibyśmy się jak dwoje starych znajomych, którzy streścili już swoje życiorysy i teraz niecierpliwie czekają, by nie okazując pośpiechu odejść? 
 
Jak by to było, Giovanni?
Czy czasem myślisz o mnie?
Czy czasem żal ci tego, co nam się nie zdarzyło?
Widzisz, jestem teraz dojrzałą kobietą.
Nie jestem staruszką.
Nie zniszczyło mnie życie.
Nie złamało.
Stałam się silniejsza.
Potrafię żyć bez ciebie.
Widzisz, radzę sobie w życiu.
Jestem - bywam - kochana.
Czasem sama kocham.
Świat się zmienił. Zmieniła się Europa.
Czy udało ci się uniknąć cierpienia?
Kto się tobą zaopiekował?
Powiedz, czy naprawdę kobiety w twoim życiu musiały być aż tak silne? By udźwignąć również ciebie? Giovanni? Jesteś tam? Mówię do ciebie, a ty mnie nie słyszysz. Nawet nie wiem, gdzie jesteś. Z rodziną w jakimś ClubMed? Na Wyspach Kanaryjskich albo na Majorce z tysiącami Niemców i Skandynawów?
Dzieci chlapią się w wodzie, a ty?
Kim jest twoja kobieta?
I czy jesteś szczęśliwy, przede wszystkim. Jesteś?
Mam nadzieję.
Bo jeśli nie, jeśli choć trochę żal ci tego, co mogło być między nami...

Ale to już przeszłość.

Jest więc na urlopie. Kiedy wróci?
- Kaziu, zrobisz coś dla mnie? - Olga podchodzi do komputera, na ekranie plątanina niezrozumiałych linii.
- Mam otworzyć wino? - Kazik odwraca się z uśmiechem.
- Nie, nie teraz. Może później, wieczorem. Zadzwoń, wiesz gdzie, i dowiedz się, kiedy Jean wróci do pracy. Załatw to jutro, dobrze?
- Boisz się zadzwonić sama - raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Tak. Odwagi wystarczyło mi na ten jeden telefon.

- Był w pracy w ubiegłym tygodniu. Gdybyś nie stchórzyła, spotkałabyś się z nim - Kazik wchodzi do mieszkania z teczką, marynarkę przewiesił przez ramię.
- Nie mogłam. Nie czułam się na siłach - Olga nie powiedziała, dlaczego musiała wyjechać z Berlina, a on dyskretnie nie pyta. - Już gotuję makaron. Z kim rozmawiałeś? - pyta zapalając gaz.
- Z gościem z centrali telefonicznej, a potem z sekretarką ich działu. Jest na urlopie. Wróci pod koniec sierpnia.
- O, do licha. Fatalnie pokpiłam sprawę.
- No tak, będziesz musiała znów wziąć urlop, nie mówiąc o kosztach. Z czym będzie makaron? - Kazik wyjmuje wino. - Białe może być? Jest tu sylvaner. O, kupiłaś sery.
- Z pesto, białe pasuje. Lubisz brique? Jest kozi i owczy.
- Świetnie.
- Miałam dziś dziwny sen. Nie mogę go zapomnieć.
- Wierzysz w sny?
- Często mi się sprawdzają. Chodź do stołu.

***
Sen, nad ranem w Paryżu.
Jestem w górach, z kim?
Góry są skaliste, pokryte śniegiem, strome.
Zza sąsiedniego wierzchołka wyłania się lecący nisko samolot.
Mówię do mojego współtowarzysza: Oni tu zawsze tak nisko latają.
Nagle słychać jakiś dziwny dźwięk, jakby coś oderwało się i upadło na ziemię, a samolot znika w dolinie.
Huk i chmura ognia.

Budzę się z lękiem. Jest ranek, 25 lipca roku 2000.

Dziesięć godzin później pod Paryżem rozbił się Concorde.
(...)
 
Niedziela. Wnętrza małego pałacyku pełne rzeźb i turystów. Amerykanie: rodzina z nastoletnimi dziećmi. Matka czyta fragment z przewodnika. Obracają postument z rzeźbą, z zachwytem gładzą marmur. Muszą wszystkiego doświadczyć, dotknąć.
Pocałunek: marmurowa dłoń mężczyzny na biodrze kobiety. Wydaje się, że ta dłoń żyje. Pragnę jej dotknąć, jak oni: jestem pewna, że poczuję jej ciepło, drżenie.
Wychodzę rozmarzona. Święty potwór Rodin zawładnął moją wyobraźnią.


 ______________________________________

© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz