niedziela, 30 listopada 2014

Wercyngetoryks: chwała i hańba




Czy burgundzkie Alise-Ste-Reine to miejsce klęski Wercyngetoryksa? Nie jest to pewne, ale tak zdecydował Napoleon III. Ostatecznie zaważyły nie naukowe kryteria, lecz decyzja władcy. Jego też rysy ma ogromny posąg Wercyngetoryksa dłuta Aimé Milleta. Wódz Galów jako bohater narodowy Francuzów - czemu nie?

Spór o lokalizację Alezji trwa od czasów Napoleona I i zapewne nie skończy się prędko. Analiza tekstów źródłowych, przede wszystkim Cezara „O wojnie galijskiej”, wskazuje, że nie jest on bezprzedmiotowy.



Alezja być bowiem miała miastem Mandubiow – czyli leżeć nad rzeka Doubs, w dzisiejszym Franche – Comte. Alezji - alesia, czyli sanktuariów - było w ziemi Galów kilka, może kilkanaście. Jedna z nich to dzisiejsze Alaise w Franche – Comte, gdzie galijska twierdza znajdowała się na terenie rozległym, piętnastokrotnie większym niż Alise-Ste-Reine i Mont Auxois, i dającym dobre możliwości obrony, podczas gdy topografia okolic Alise-Ste-Reine oraz pozostałości galijskiego miasta budzą wątpliwości. Jak mogło się tutaj pomieścić 80000 ludzi? Dlaczego Wercyngetoryks miałby wybrać miejsce tak trudne do obrony? W obu tych przypadkach bardziej prawdopodobna wydaje się inna lokalizacja. 


Z kart „biografii imaginacyjnej”  Wercyngetoryksa autorstwa Jeana Markale wyłania się postać tragiczna. 
Syn wodza Arwernów, Celtyllusa, młody i ambitny, stanął na drodze Cezarowi i jego planom podboju Galii. Po zwycięstwie pod Gergowią i uznaniu go podczas zgromadzenia w Bibracte za naczelnego wodza plemion galijskich wprowadził w życie swoją strategie wojenną. Klęska konnicy galijskiej w bitwie z wojskami Cezara, który korzystał z najemnych jeźdźców germańskich, zmusiła Wercyngetoryksa do zamknięcia się w Alezji i wysłania – dzięki jeszcze nieszczelnym umocnieniom rzymskim - jeźdźców po posiłki do swoich krajów. Oczekiwanie na odsiecz w zatłoczonej twierdzy zmusza wodza do wypędzenia z niej Madubiow – starców, kobiet i dzieci. Rzymianie nie pozwalają im przejść przez linie swoich umocnień i nieszczęśnicy giną z głodu u stop własnego miasta...

Przybycie odsieczy w liczbie ponad 200 tysięcy nie przechyla szali zwycięstwa na rzecz Galów, bo Cezar znów rzuca do walki germańską konnicę. Straszliwa bitwa, w której, zdawałoby się, wojska rzymskie powinny zostać zmiażdżone przez tłum nieprzyjaciół, staje się wyrokiem na oblężonych. Wercyngetoryks oddaje się do dyspozycji zgromadzenia – mogą go zabić albo przekazać Rzymianom. Musi stać się ofiarą, bo zawiódł swój lud. 
 

Po sześciotygodniowym oblężeniu przez Cezara Wercyngetoryks poddał twierdzę, co przypieczętowało los całej Galii. „Wercyngetoryks konno wyrusza z Alezji przybrany w swoje ozdoby i zloty torques, oznakę władzy. Ma przy sobie najpiękniejszą broń. Okrąża siedzisko zajęte przez prokonsula rzymskiego. Zeskakuje z konia, rzuca broń do stop Cezara i klęka przed nim w postawie błagalnika”– relacjonuje Markale za Plutarchem, Florusen i Kasjuszem Dionem. Król Galów nie ma wtedy jeszcze trzydziestu lat...


A potem? Sześcioletnia niewola w rzymskim lochu, marsz jako jeniec w tryumfalnym pochodzie, wreszcie haniebna śmierć przez uduszenie. Wysoka cena za młodzieńczą brawurę i niedocenienie przeciwnika.

__________________________________
Fotografie z 2007 roku
Fragment tekstu z Kwartalnika Kresy nr 81/82
Jean Markale Wercyngetoryks, przełożyła Hanna Olędzka, PIW 1988

1 komentarz: