niedziela, 9 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (28)

***
Telefon do Kazika, do Paryża. Tak, jest w domu i Olga może zatrzymać się u niego. Nie ma sensu płacić za hotel, w mieszkaniu jest dość miejsca. Będzie mu przyjemnie, naprawdę.

To jest ta ulica. Rue Montorgueil. Tu mogłabym zamieszkać. Otwarte sklepy wabią wonią. Można zamknąć oczy i iść przed siebie. Ryby. Mięso. Sery. Piekarnia. Warzywa. Cukiernia. Stoiska wychodzą na ulicę. Ze sklepu muzycznego wylewa się lekki jazz. Przy kawiarnianych stolikach ludzie, nigdzie się nie spieszą. Kupujący powoli wybierają sery. Dotykają melonów. Stojąc przed witryną z ciastami zasięgają rady sprzedawcy. Letnie popołudnie. Smak życia. Starsza pani z pieskiem wolno drepce do sklepu. Czy byłabym taką panią, powoli wspinającą się na wysokie schody do swojego małego mieszkanka? Czy tu jest moje życie? Gdzie ono jest?

Wieczór z Kazikiem, który zamówił półmisek owoców morza. Krewetki różnych barw i rozmiarów. Jędrne, duże ślimaki i te mniejsze, ciemne, które trzeba wyjmować wykałaczką. Połówki krabów wypełnione pysznym, różowym kremem. Nie ma tylko ostryg, to nie ich czas. Rozkosz jedzenia, oblizywanie zapaćkanych majonezem palców. Rosną sterty różowych i szarych skorupek. Kiedy Riesling się kończy, na stole ląduje coś nieoczekiwanego. Louis Roederer. Bąbelki delikatnie łaskoczą podniebienie.
- Więc powiedz, Olgo, dokąd zmierzasz? - Kazimierz rozpiera się w fotelu, zapala gauloisa.
- Sama chciałabym wiedzieć - uśmiecha się Olga, siadając na kanapie z podkulonymi nogami. - Nie wiem nawet, gdzie jestem teraz.
- W Paryżu - informuje Kazik.
- A, to dobrze. Więc, jeśli pozwolisz, na razie tu zostanę. Nie bój się, nie na długo - śmieje się Olga widząc żartobliwie spłoszony wyraz twarzy mężczyzny.
Z tarasu widać Paryż, kremowoszary, różowawy w zachodzącym słońcu.

***
Wreszcie podj
ęłam decyzję: Jutro zadzwonię do J.
Boję się, ale jeszcze bardziej boję się pojechać tam i nie zastać go albo, co gorsza, spotkać się z odmową.
I co?
No właśnie, co?
Jestem przerażona.
Lęk umiejscowił się w brzuchu.
Wiem, że muszę.
Może go nie będzie.
A może nie zechce rozmawiać.
To bez sensu.
Czy jeśli skończy się nie po mojej myśli, to wszystko przestanie mieć wartość? W końcu o co chodzi? Po co tak mieszać życie z literaturą. Wątpliwej wartości.
Nie wiem.
Ale wiem, że nie chcę dalej czekać.
Serce jak młot kowalski: w gardle.
Odpowiada automatyczna sekretarka. Jego głos. Po francusku. Zostaw numer telefonu. Oddzwonię po powrocie. Tyle zrozumiałam.

Jednak ulga.
I nieco żalu.
Bo teraz już byłam gotowa na spotkanie. Niemal gotowa. Jego głos. Chyba ten sam.

Gdzie jesteś?
Przecież nie zostawię ci wiadomości. Nie oddzwonisz.
Boję się, że nie odpowiedziałbyś, a to byłoby tak, jakbym wykorzystała ostatnią szansę. Już nie będę mogła cię zaskoczyć. 
Nie chcę. Wcale nie mam chęci cię zaskakiwać, znienacka, jak diabeł z pudełka. Ale chciałabym przez moment spojrzeć na ciebie z zewnątrz, nie widziana. Popatrzeć na ciebie nieświadomego, że jesteś obserwowany. Pojąć o tyle, o ile można - obcego człowieka idącego ulicą.
Czy poznałabym cię?
Czy ty poznałbyś mnie?
Kim jestem dla ciebie?
Czy jeszcze istnieję?
Nie chcę twojego gniewu, irytacji, że jesteś - byłeś - śledzony.
Sama nie życzyłabym sobie tego.
Chcę tylko usiąść naprzeciw ciebie, popatrzeć. Zadać kilka pytań i powiedzieć ci: dziękuję, że byłeś. Cokolwiek się stało w moim życiu za twoją sprawą, było piękne, choć czasem straszne.

Tylko spadając ze szczytu w przepaść można poznać szczyt i przepaść”

Czy rozumiesz?
Nic od ciebie nie żądam.
Niczego nie oczekuję.
Dzwonię, by usłyszeć twój głos.
I zrozumieć, po raz kolejny, że to była miłość. Miłość, która przemija, lecz nigdy się nie kończy.

Nie wiem, czego pragnę, pragnąc spotkania. Tego bicia serca, które usiłuje wyskoczyć mi z piersi? Tego lęku, nad którym nie panuję? Czy może zadać mi ból jeszcze większy niż zadał? I czy ta powtórka z cierpienia mogłaby być aż tak porażająca?
To przecież zależy ode mnie.
Ciągle daję mu władzę nad sobą.
Władzę, o której nie ma pojęcia i zapewne jej nie pragnie.
A może pragnąłby jej bardziej niż sądzę, gdyby zdał sobie sprawę, jak łatwo może mnie zranić zwykłą niechęcią, nawet nie okrucieństwem... zwykłą obojętnością.
Co jest w jego życiu ważne? Bo jeśli kocha, jeśli kocha nie czując znużenia i rozczarowania, nic nie powinnam go obchodzić.
A jeśli nie kocha, może chce mieć spokój?
Nie wiem, jak zachowują się wtedy mężczyźni. Niektórzy zawsze gotowi są na przygodę bez zobowiązań.
Ja nie chcę przygody.
Chcę, żeby potraktował mnie poważnie. Jak gościa z przeszłości.
I żeby potwierdził, że kochał mnie naprawdę, że to uczucie dotąd w jakiejś postaci trwa i zawsze będzie istnieć.
Romantyczne iluzje. Lektura Marguerite Duras. Czy tak bywa w życiu?
Tak. Tak jest ze mną. I może dlatego nie powinnam spotykać się z nim; po to, by nie zdołał tego zniszczyć obojętnością - chłodem - wrogością - irytacją.

Bo chcę go kochać.
Dlaczego?
Dla siebie.
By mieć coś, co trwa, odporne na działanie czasu.
(...)

______________________________ 

Uwielbiałam jeść morskie zwierzaki. Szalałam na punkcie ostryg. Teraz ich nie jem. Po prostu już nie jem zwierząt. Coś straciłam, coś zyskałam.


Tylko spadając... Anna Świrszczyńska „Głową w dół” z tomu „Jestem baba” cytuję za zbiorem „Ogromniejąca perła samotności” Interart 1996 s.110

© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz