sobota, 1 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (26)

  (...)
Olga przyjeżdża do Berlina. Otwiera jej Gunther. Jest sam, w roboczym ubraniu, nie ogolony. Bierze od niej torbę i niesie do pokoju chłopców.
- Gdzie reszta? - Olga rozgląda się po mieszkaniu, dziwnie pustym. Psa też nie ma, tylko rudy kot miaucząc ociera się o jej nogi.
- Wyjechali - on wyraźnie nie ma ochoty nic tłumaczyć.
- Dokąd, tak nagle?
- Magda zabrała chłopców i pojechała do matki.
Gunther siada na krześle i zapala papierosa.
- Ale co się stało? - nalega Olga, z dziwnym poczuciem dyskomfortu.
- Trochę się pokłóciliśmy - odpowiada mężczyzna.
- Nie powiesz mi, o co poszło? Przepraszam, nie powinnam nalegać, ale głupio się czuję - rozkłada ręce Olga. Patrzy na chmurną twarz Gunthera. - Ogarnę się trochę, pozwolisz.
Gunther wstaje, kieruje się w stronę drzwi.
- Przyjdź potem do pracowni, kończę obraz - rzuca przez ramię.
 
Z wilgotnymi jeszcze włosami, w indyjskiej sukience w kwiaty Olga otwiera drzwi prowadzące do bocznego korytarza i pracowni. Z półmroku przechodzi do wnętrza, gdzie rozproszone popołudniowe światło wpada przez okna i świetliki w dachu oficyny. Gunther stoi przy sztalugach, na stole otwarte wino. Napełnia jej kieliszek. Aksamitny, gęsty płyn o woni dojrzałych wiśni. Delikatny, cierpki posmak ukryty pod łagodnością.
- Gunther! Co to?
- Zobacz sama. Chyba że zgadniesz.
- Przeceniasz mnie. Coś boskiego - spogląda na etykietę. - Corbieres, znam, ale rocznik! Co to za okazja?
- Twój przyjazd.
- Nie wierzę.
- Uwierz.
W ciszy pracowni słychać tylko ich oddechy i stłumione odgłosy zza okna. Ktoś chyba wyrzuca 
śmieci, słychać szczęknięcie pokrywy pojemnika, potem powitanie. Krótka rozmowa, śmiech. Gdzieś otwarto drzwi. Na dachu wróble wdały się w kłótnię. Mężczyzna kończy obraz: nieznaczne ruchy pędzla na wilgotnym płótnie. Odkłada pędzel, sięga po wino. Siadając w fotelu spogląda jeszcze raz na sztalugi.
- Mogę popatrzeć? - pyta cicho Olga.
Gunther kiwa głową bez słowa.
Sylwetka kobieca na tle okna, w świetle późnego popołudnia, okalającym ciepłym woalem jej ramiona i biodra. Kobieta patrzy w dal. Jej plecy pozostają w cieniu, lewą ręką oparła się o framugę, prawą poprawia niesforne, opadające jasne włosy. Jest naga, o wąskiej talii i kształtnych pośladkach.
Wydaje się, że ten, kto na nią patrzy, spogląda nieco z dołu. Jest leżącym na łóżku mężczyzną, nasyconym miłością i czekającym na więcej.

Połyskliwa smuga na wewnętrznej stronie jej uda.
  
- A więc - mówi cicho Gunther - nareszcie sami. Długo musiałem czekać.
Olga odwraca się do mężczyzny z szeroko otwartymi oczyma.
- Mogę cię narysować? - on już sięga po szkicownik.
- Słucham? - Olga siada w fotelu.
- Po prostu chcę cię narysować. Posiedź bez ruchu przez 10 minut. I odpręż się, to nie boli.

Cisza, w której słychać tylko tarcie ołówka o papier.
- Nie, to nie to. Spróbuję jeszcze raz - zmięty papier ląduje na podłodze. - Spotkasz się z Jeanem? - zmienia nagle temat.
- Być może - odpowiada z wahaniem Olga.
- Chciałbym tam z tobą być - patrzy jej prosto w oczy.
- Dlaczego?
- Czuję się za to wszystko odpowiedzialny. Nie chcę, żeby cię skrzywdził - teraz już nie patrzy na nią, lecz na swój rysunek.
- Jeśli mógł mnie skrzywdzić, już to zrobił. Nic mi nie grozi.
- Boję się o ciebie.
- Nie musisz.
- Obchodzisz mnie, wiesz? Bardziej niż sądzisz. 
- Nic już nie mów - kobieta niecierpliwym gestem usiłuje powstrzymać to, co za chwilę usłyszy.
- Chcę mówić, zależy mi na tobie. Nie ruszaj się.
- Gunther, Magda... - protestuje Olga.
- Zapomnij o niej. Nic ją to nie obchodzi. Nie ma jej tu, widzisz? - podnosi głos, gwałtownym ruchem strąca ze stołu jakieś papiery, ołówki.
- Co się dzieje, powiedz - Olga zaciska palce na poręczy fotela, aż bieleją jej kostki.
- To się dzieje, że cię kocham. Nie wiedziałaś?
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj.
- Wychodzę stąd - Olga unosi się z fotela.
- Nie! Teraz nie możesz wyjść. Muszę skończyć.
- Rysunek czy rozmowę?
- Jedno i drugie - stwierdza Gunther i wraca do rysowania.
- Gunther, co się dzieje? Co z Magdą?
- Najpierw porozmawiamy o tobie.
- Słucham - mówi Olga z rezygnacją.
- Jak to możliwe, że jesteś sama?
 - W jakim sensie?
- Dobrze wiesz. Sama na urlopie, sama w życiu, sama w... - urywa jakby szukając słowa.
- Chciałeś powiedzieć: w łóżku?
- Tego nie wiem.
- Właśnie, tego nie wiesz.
- Żonaty? Mąż przyjaciółki?
Cynizm tego przypuszczenia rozjusza Olgę.
- Ty draniu! Nie sypiam z mężami przyjaciółek - kobieta podnosi głos.
- Więc kim ty jesteś? Jakąś pieprzoną syreną, czy co? Taką samą frygidą, jak moja żona?
- Nie bądź śmieszny - obrusza się Olga. - Jeśli interesuje cię moje życie intymne, to możesz być spokojny, na ten pociąg jest więcej chętnych niż kuszetek!
W oczach mężczyzny pojawia się ból.
- Przepraszam. Ty nadal nic nie rozumiesz? - jego głos brzmi spokojniej, ale jest w nim drżąca, niespokojna struna.

- Teraz już całkiem. Nie znałam cię takiego
- Jesteś tak perfidna czy tak niewinna?
- Gunther, zaraz stąd wyjdę. Co się z tobą dzieje?
- Zrobisz coś dla mnie? - ton prośby.
Zielone oczy patrzą na niego nieruchomo.
- Rozbierz się.
- Co?
- Chcę cię narysować. Nic więcej - niecierpliwe, chrapliwe brzmienie.
- Jesteś pewien, że nic więcej?
- Nie. Chcę się z tobą kochać - Gunther podchodzi do jej fotela, tak że czuje woń jego potu, wina, wypalonych papierosów. Ze zdumieniem uświadamia sobie, że nie jest to przykre.
- Zapomniałeś o czymś - Olga przełyka ślinę. - Magda jest moją przyjaciółką.
- Jak myślisz, dlaczego wyjechała, wiedząc, że ty przyjedziesz?
- Myślałam, że jesteś ponad ten stereotyp: przychodzi kobieta do malarza...
- Znałaś wielu malarzy, co?
- Paru - Olga spogląda w okno, by nie widzieć naznaczonej cierpieniem twarzy mężczyzny.
- Spałaś z nimi?
- Zgadnij.
- Znaczy spałaś. Więc znasz reguły.
- Nie znam reguł i nie chcę znać.
- Na Boga, kobieto, nie widzisz, że od dawna cię kocham? - w głosie mężczyzny jest ból i gniew.
Olga milczy. Obezwładniający chaos, który ją ogarnia. To nie tak miało być. Jest bliska płaczu, porwana przez jakiś niepojęty wir.  
- I powiem ci, dlaczego - kontynuuje Gunther, przysuwając się bliżej i patrząc na nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.- Nie tylko dlatego, że oparłaś się pokusie zrzucenia odpowiedzialności za swoje życie na barki mężczyzny. Odważyłaś się żyć sama, rozstać z mężem. I to wszystko nie pozostawiło w tobie żalu do świata, ani goryczy, ani gniewu. Ciągle masz w sobie radość życia i prawie dziecięcą naiwność. A także dlatego, że jesteś czasem wręcz brawurowo odważna.
- Czy Magda jest inna? - pyta z niedowierzaniem Olga.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Magda gra, całe życie gra, tak bardzo jej zależy, by wszyscy uważali ja za chodząca doskonałość. Ona nie kocha nikogo poza dziećmi, nawet siebie. A naszych synów darzy tak neurotyczną miłością, że się o nich boję.
- Jesteś niesprawiedliwy. 
- Kiedy poznałem ciebie, kiedy zobaczyłem, jak można kochać...
- Nic nie zobaczyłeś.
- Zobaczyłem kobietę, która sprawiając wrażenie silnej, i na swój sposób będąc silna, jest krucha, tak że chciałoby się nią zaopiekować, ochronić przed brutalnością świata. Udajesz silną, a jesteś dzieckiem.
- Chcesz mnie adoptować? - uśmiecha się Olga. 
- Naprawdę nie wiesz, co czuję? Po co uganiałem się za tym twoim Francuzem? - Gunther robi pauzę, a nie doczekawszy się odpowiedzi pochyla się, patrząc Oldze w oczy. - Chciałem być bliżej ciebie. Zawsze byłyście wy dwie, a ja gdzieś z boku, łaskawie tolerowany, trochę jak niedźwiedź w zoo. Patrz, jaki zabawny misio.
- Przesadzasz, jesteś niesprawiedliwy - protestuje Olga.
- Przesadzam. Więc jak myślisz, po co bawiłem się w detektywa?
- Myślałam, że sprawia ci to przyjemność. To był w końcu twój pomysł.
- Świetna zabawa dla masochisty. Znaleźć go, a potem patrzeć, jak robi z tobą, co chce - głos Gunthera jest pełen sarkazmu.
- Przerażasz mnie.
- Kiedy cię lepiej poznałem, zdałem sobie sprawę, że pragnę ciebie, bo chciałbym być tak kochany. Wiem, że gdybyście byli razem, byłoby inaczej. Ale widok takiej miłości, która się nie kończy, budzi zazdrość i żal. Ja tak właśnie kochałem Magdę. Przez długie lata. Dopóki nie zdałem sobie sprawy, że sam zasługuję na coś więcej. Magda grała swoją do perfekcji opanowaną rolę idealnej żony i matki, nie zdradzając przed światem, że ma mnie za nic. Coraz rzadziej czułem się mężczyzną. Gdy to zrozumiałem, było tak, jakby mi odebrano życie. Całe lata zabiegałem o Magdę, zarabiałem, dawałem. Mam rodzinę, świetne dzieciaki, ale nigdy nie odpłaciła mi miłością. Ciągle muszę się starać, żeby zasłużyć na pochwałę.
- Kim jest ta dziewczyna z obrazu? - Olga zmienia temat czując, że znalazła się w ślepym zaułku.
- Taka jedna. Modelka.
- Czy to przez nią Magda wyjechała?
- Olga, daj spokój. Przecież wiesz, jak wyglądają sprawy.
- Chyba nie wiem. Do tej pory nie wiedziałam. Nie przyjechałabym tutaj, wiedząc, co się dzieje. Olga wzdycha. Jest bliska łez.
- To się dzieje od lat. Przecież wiesz, że Magda wyszła za mnie z rozpaczy. I trochę z wdzięczności.
Zapada długa cisza. Olga sięga po kieliszek.
- Nie wiem, czy masz rację - mówi po chwili.
- Nic nie wiesz o swojej przyjaciółce. Gdyby nie dzieci, dawno bym odszedł. Żyjemy sobie razem, stwarzając pozory dla świata. O tak, szanujemy się nawzajem i nawet lubimy, ale już mi to nie wystarcza. Kiedyś ją kochałem. Teraz, no cóż ... - nieokreślony ruch w stronę sztalug.
- To... trwa? - pyta cicho Olga.
 
Gunther kręci głową. Bierze ze stołu butelkę i rozlewa resztę wina do kieliszków.
- Było i minęło. Zrozumiałem, że jeszcze jestem mężczyzną, nie koniem pociągowym. A teraz zrób to dla mnie i pozwól się narysować, póki jestem trzeźwy - ton jego głosu się zmienił i ta nuta budzi w kobiecie nie do końca zrozumiałą obawę. Mężczyzna pochyla się nad nią, dotykając dłonią jej szyi, odsłoniętego ramienia. Olga uchyla się, na próżno. Jest szybszy. I silniejszy.
- Idę stąd, jadę do hotelu. Nie znałam cię takiego - próbuje wstać.
- Nigdzie nie pójdziesz - mężczyzna trzyma ją za ramiona - a jeśli boisz się tu zostać bez Magdy, zaraz z nią porozmawiamy. Siadaj - niemal wciska ją w fotel.
- Jest późno - nieśmiało protestuje Olga.
- Nie za późno - mówi Gunther z naciskiem, jakby miał na myśli zupełnie co innego.
Jednym klawiszem wybiera numer teściowej.
- Magda? Jest tu Olga. Nie chce zostać, bo ciebie nie ma.
Podaje telefon Oldze, sam siada i jednym haustem wypija resztę wina.
 
- Wybacz, zapomniałam o twoim przyjeździe - odległy, zmieniony głos Magdy. - I nie wygłupiaj się, zostań na noc.
- Nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi, cokolwiek się dzieje.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Kiedyś ci wytłumaczę. A teraz muszę już kończyć, dobranoc - trzask odkładanej słuchawki.

- Druga butelka z innej półki, ale o tej porze to już bez znaczenia - stwierdza Gunther otwierając Syrah. - To wino jest jak życie.
- Wiesz, co lubię - stwierdza z uznaniem Olga. 
- Wiem o wiele więcej. Zazdroszczę temu facetowi i jestem na niego wściekły.
- To przeszłość.
- Może dla niego. Nie dla ciebie, a teraz i nie dla mnie. Zakochałem się w tobie.
- Gunther, nie mogłeś się we mnie zakochać. Mówisz tak, bo pokłóciłeś się z żoną - protestuje Olga, przypominając sobie chłodny ton Magdy, jakby i w niej chciała wzbudzić poczucie winy. Co tu jest grane?
- Co ty w ogóle wiesz o facetach? Ślepa jesteś! - wścieka się Gunther.
- Gunther, uspokój się! - jest przerażona.
- Przepraszam cię. Chodź do mnie, obiecuję, nie zrobię nic, czego sobie nie życzysz - zwodniczo ciepły ton w jego głosie rozbraja Olgę.
- Co mam zrobić? - pyta bezradnie.
- Kochaj się ze mną, zapomnij o Magdzie i tamtym gościu. Chodź.
Gunther bierze ją za ręce, bezwolną, oszołomioną. Całuje jej szyję, rozpina sukienkę, która spada na podłogę. Olga oddaje pocałunki z rozpaczą i rozkoszą, myśląc, że popełniają podwójną zdradę. Ale teraz ich ciała dążą tylko do jednego, ślepe na wszelkie racje. 
 
 ______________________________________

© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz