niedziela, 29 czerwca 2014

Puma - towarzysz podróży (11)

W BELGII I HOLANDII

Wiosną znów pojechaliśmy do Brukseli. Puma rozpoznał hotel, a nawet apartament, ale tym razem zamieszkaliśmy od strony ogrodu, gdzie było ciszej i przyjemniej, a o świcie i o zmierzchu trwały ptasie koncerty. Pies został serdecznie powitany i szybko poczuł się jak w domu. Bez trudu się zadomowił. Uwielbiał park, gdzie mógł biegać luzem i spotykać inne psy. Tutaj też, o rzut kamieniem od naszego apartamentowca, były aż trzy muzea.

Chcieliśmy odwiedzić Z. w Hadze, ale obawialiśmy się, czy dogadają się nasze psy. Oskar był dużym krótkowłosym mieszańcem, o ciemnej, podpalanej sierści, znalezionym w lesie na jednej z afrykańskich wysp. Przywieziony do Europy razem z ich jamniczką, ciężko przeżył jej śmierć. 


Z. znalazła sposób, by psy nie walczyły ze sobą. Miała w kieszeniach smakołyki, które sprawiedliwie dzieliła, żądając najpierw, by pieski grzecznie usiadły. Miski podawała im jednocześnie, więc po zjedzeniu własnej porcji należało sprawdzić miskę kolegi. Przestrzegały etykiety – Puma ustępował z drogi, a Oskar nie był agresywny.

W parku Scheveningen Bojsje biegały obok siebie. Oskar sikał pierwszy, Puma po nim. Nasze psy rządziły. Warczały na intruzów. Oskar dawał znak, a Puma się przyłączał. We dwóch napędzili stracha dużemu, podobnemu do wilka białemu psu, który zmykał z podkulonym ogonem!
Gdy pojechaliśmy z I. do muzeum, psy zostały z Z. Położyły się razem na kanapie, a potem obszczekiwały przechodniów przez panoramiczne okno, wychodzące na chodnik, i złościły się na kota sąsiadów, przychodzącego do kuchennego ogródka.


Na plaży w Scheveningen kilka lat wcześniej, w listopadzie, obserwowaliśmy zgromadzenie wodołazów: szalały w wodzie, bawiły się na piasku. Wyglądały jak stado małych, czarnych, brązowych i rudych niedźwiadków. I zapach pięćdziesięciu mokrych psów!
Tym razem było pusto. Wiatr jest tam niezwykły, wysokie fale świetne dla windsurfingu, a szeroki pas białego, twardego piasku zachęca do gonitwy i skoków. Pies oszalał. Pędził, zataczał koła, skakał, powiewając uszami i ogonem. Fruwał!

Po powrocie do Brukseli był smutny. Tęsknił za Oskarem...




RYTUAŁY

Podróże to kilka tygodni w roku. A poza tym – codzienność. Rytmy. Rytuały.
Przebudzenie. Pies zastępuje mi barometr. Jeśli rano, gdy się budzę, nie podnosi nawet łba, znaczy to, że nie warto wstawać. Wstaje dopiero, gdy się ubieram i leniwie poleguje pod drzwiami, czekając na wyjście. Kiedy indziej słyszy, że się budzę i przybiega z drugiego pokoju, gdzie spał w fotelu, wskakuje na mnie i liże po twarzy. Kładzie się na grzbiecie i wyciągnąwszy tylne łapy na całą długość nadstawia brzuszek do głaskania. Na hasło: „wstajemy?” podnosi się i całym ciężarem przewraca na bok: „jeszcze trochę pieszczot”. Puma bywa najsłodszym i najpieszczotliwszym psem porannym. Gryzie mnie delikatnie, a potem biegnie w stronę balkonu, bo przecież trzeba sprawdzić, co się zmieniło od wczoraj. Przychodzi do kuchni i trąca mnie nosem, należy mu się przecież poranny herbatnik (a z nim tabletka). Idę do łazienki, on otwiera sobie drzwi: „dlaczego to tak długo trwa?”

Gdy się ubieram, przynosi pluszowego baranka albo pieska, zachęcając mnie do zabawy. Mam rzucać maskotkę, a on będzie ją przynosił. Nabiera do pyszczka białego sera i biega po mieszkaniu rozrzucając go po podłodze (ser, jak powszechnie wiadomo, kłuje w ząbki). Śpiewa z radości, kiedy zakładam mu smycz i ciągnie po schodach z całych sił. Jest moim ulubionym kumplem. Dobrze nam razem.

Jego najpiękniejsza poza: warowanie. Dywanik z pieska.

Któregoś wieczoru na spacerze był mocno spięty. Akurat była pora, gdy psy tłumnie wychodzą po raz ostatni. Znienacka rzucił się ku idącym z przeciwka dwom młodym mężczyznom, z tym swoim żartobliwie gniewnym warkotem, w odruchu „pasienia”.
-On zawsze się tak zachowuje – stwierdziłam zrezygnowana.
-To po sterydach – skonstatował jeden z nich.

W miarę upływu lat piesek jadł więcej, ale wymagania pozostały. Był - o zgrozo! - miłośnikiem tłoczonej na zimno oliwy z oliwek i serów pleśniowych. Ten pies jada lepiej niż ja! irytował się jeden z kolegów. Widocznie na to zasługuje. Życie bywa brutalne. Makaron z mięsem był OK, pod warunkiem, że polany oliwą, której należało dodać, gdy na dnie miski została reszta klusek. Kiedyś po jedzeniu przyszedł do pokoju, trącił mnie nosem. Stwierdziłam, że zjadł wszystko, więc nic nie dolałam. Pies ostentacyjnie wziął się za wylizywanie pustej miski, więc w końcu dostał oliwę. Następnego dnia znów mięso z makaronem i trącanie nosem. Idę do kuchni. Na dnie miski czekają cztery makaronowe muszelki, żebym nie miała wątpliwości, co się psu należy.

Odpoczynek w łóżku z książką: piesek wskakuje i całuje w ucho, po czym układa się tak, by mnie dotykać grzbietem. Leżymy, grzejąc się nawzajem.
Oglądałam na Animal Planet nieodżałowanego Steve'a pieszczącego małego kangura. Wołam Pumę: patrz, kangur! Spojrzał i pobiegł po jeża - zabawkę, żeby pokazać, że on też ma pluszaka.

Widok śpiącego psa. Czasem zwijał się w kłębuszek. Pan Kuleczka. To znów kładł się z łapą pod brzuszkiem, na pozór śpiąc, w rzeczywistości czuwając. W upalne dni leżał na boku z wyciągniętymi łapami... A jeśli tylko mógł, korzystał z poduszek.

Kiedy budziłam się w nocy, słyszałam psi oddech, chrapanie, poszczekiwanie, westchnienia, popiskiwanie przez sen. Czasem, gdy płakał, budziłam go. A czasem słyszałam ciche stukanie pazurków o podłogę.
Nie byłam sama.


STAROŚĆ

Młody piesek jest tylko zwierzątkiem. Rządzi nim instynkt. Potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, jedzenia, zabawy, pieszczot. Mijają jednak lata i pies, obcując z człowiekiem, uczy się go: dlatego, że kocha i dlatego, że jest od niego zależny. Zaczyna rozumieć znaczenie słów, odczytuje nasz język ciała, domyśla się intencji. Wielokrotnie miałam dowody na telepatyczną łączność z Pumą, gdy czułam niepokój, a po powrocie do domu okazywało się, że zachorował.

Aż zaczyna się starzeć. Słabnie wzrok i słuch, potrzeba więcej snu. Psuje mu się charakter: irytują go młodsze psy, zbyt ekspansywne i zagrażające jego pozycji. Częściej warczy, irytuje się, jest zgnębiony, smutny. Bywa zdezorientowany, wolniej reaguje, dłużej się zastanawia, zanim podejmie decyzję. Czasem odchodzi w kąt, nie chce głaskania. Jeszcze tylko spacer budzi żywsze emocje. Teraz lubimy leniwe popołudnia i weekendy, gdy leżymy w łóżku z książką. A że ja sama nie jestem zbyt towarzyska i potrzebę kontaktu z ludźmi w znacznym stopniu zaspokajam w pracy, spędzamy w ten sposób coraz więcej czasu. Dobrze nam razem.
Rozumiemy się bez słów.




SNY

Puma był obecny w moich snach. Najczęściej jako towarzysz wędrówki, gdy kluczyliśmy po tajemniczych labiryntach, ścieżkach, nad rzekami.

Pies jest ze mną w rozległym, prywatnym parku i goni koty. Wskakuje za nimi do basenu. Ochroniarz wyciąga pistolet i chce go zastrzelić. Krzyczę. Puma znika w głębi basenu. Wyławiam go, jest nieprzytomny, bezwładny. Chwytam go za tylne łapy i wytrząsam wodę. Krztusi się i zaczyna oddychać.

Ratuję go przed tygrysem, który chce go pożreć, chociaż sam jest pluszowy.

Wołam go, bo gdzieś przepadł i nie wraca. To jeden z najczęściej powracających snów.


MIŁOŚĆ
Kiedy się złoszczę, Puma przychodzi i przeprasza za wszystko i wszystkich. Kiedy jest mi smutno, wtulam twarz w miękką, pachnącą sierść na karku i ciepłe, jedwabiste uszy. Kiedy jestem znużona, idziemy na spacer. Kiedy się boi, przychodzi do mnie, bym go chroniła.
Nie zastępuje mi nikogo, jak sądzą niektórzy. Jest sobą. Jesteśmy towarzyszami podróży.

I to za nim, Pumą, teraz tęsknię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz