W BELGII I HOLANDII
Wiosną znów pojechaliśmy do
Brukseli. Puma rozpoznał hotel, a nawet apartament, ale tym razem
zamieszkaliśmy od strony ogrodu, gdzie było ciszej i przyjemniej, a
o świcie i o zmierzchu trwały ptasie koncerty. Pies został
serdecznie powitany i szybko poczuł się jak w domu. Bez trudu się
zadomowił. Uwielbiał park, gdzie mógł biegać luzem i spotykać
inne psy. Tutaj też, o rzut kamieniem od naszego apartamentowca,
były aż trzy muzea.
Chcieliśmy odwiedzić Z. w
Hadze, ale obawialiśmy się, czy dogadają się nasze psy. Oskar był
dużym krótkowłosym mieszańcem, o ciemnej, podpalanej sierści,
znalezionym w lesie na jednej z
afrykańskich wysp. Przywieziony do Europy razem z ich jamniczką,
ciężko przeżył jej śmierć.
Z. znalazła sposób, by psy nie
walczyły ze sobą. Miała w kieszeniach smakołyki, które
sprawiedliwie dzieliła, żądając najpierw, by pieski grzecznie
usiadły. Miski podawała im jednocześnie, więc po zjedzeniu
własnej porcji należało sprawdzić miskę kolegi. Przestrzegały
etykiety – Puma ustępował z drogi, a Oskar nie był agresywny.
W parku Scheveningen Bojsje
biegały obok siebie. Oskar sikał pierwszy, Puma po nim. Nasze psy
rządziły. Warczały na intruzów. Oskar dawał znak, a Puma się
przyłączał. We dwóch napędzili stracha dużemu, podobnemu do
wilka białemu psu, który zmykał z podkulonym ogonem!
Gdy pojechaliśmy z I. do
muzeum, psy zostały z Z. Położyły się razem na kanapie, a potem
obszczekiwały przechodniów przez panoramiczne okno, wychodzące na
chodnik, i złościły się na kota sąsiadów, przychodzącego do
kuchennego ogródka.
Na plaży w Scheveningen kilka
lat wcześniej, w listopadzie, obserwowaliśmy zgromadzenie
wodołazów: szalały w wodzie, bawiły się na piasku. Wyglądały
jak stado małych, czarnych, brązowych i rudych niedźwiadków. I
zapach pięćdziesięciu mokrych psów!
Tym razem było pusto. Wiatr
jest tam niezwykły, wysokie fale świetne dla windsurfingu, a
szeroki pas białego, twardego piasku zachęca do gonitwy i skoków.
Pies oszalał. Pędził, zataczał koła, skakał, powiewając uszami
i ogonem. Fruwał!
Po powrocie do Brukseli był
smutny. Tęsknił za Oskarem...
RYTUAŁY
Podróże to kilka tygodni w
roku. A poza tym – codzienność. Rytmy. Rytuały.
Przebudzenie.
Pies zastępuje mi barometr. Jeśli rano, gdy się budzę, nie
podnosi nawet łba, znaczy to, że nie warto wstawać. Wstaje
dopiero, gdy się ubieram i leniwie poleguje pod drzwiami, czekając
na wyjście. Kiedy indziej słyszy, że się budzę i przybiega z
drugiego pokoju, gdzie spał w fotelu, wskakuje
na mnie i liże po twarzy. Kładzie się na grzbiecie i wyciągnąwszy
tylne łapy na całą długość nadstawia brzuszek do głaskania. Na
hasło: „wstajemy?”
podnosi się i całym ciężarem przewraca na bok: „jeszcze
trochę pieszczot”.
Puma
bywa najsłodszym i najpieszczotliwszym psem porannym. Gryzie
mnie delikatnie, a potem biegnie w stronę balkonu, bo przecież
trzeba sprawdzić, co się zmieniło od wczoraj. Przychodzi do kuchni
i trąca mnie nosem, należy mu się przecież poranny herbatnik (a z
nim tabletka). Idę do łazienki, on otwiera sobie drzwi: „dlaczego
to tak długo trwa?”
Gdy
się ubieram, przynosi pluszowego baranka albo pieska, zachęcając
mnie do zabawy. Mam rzucać maskotkę, a on będzie ją przynosił.
Nabiera do pyszczka białego sera i biega po mieszkaniu rozrzucając
go po podłodze (ser, jak powszechnie wiadomo, kłuje w ząbki).
Śpiewa z radości, kiedy zakładam
mu smycz i ciągnie po schodach z całych sił. Jest
moim ulubionym kumplem. Dobrze nam razem.
Jego najpiękniejsza poza:
warowanie. Dywanik z pieska.
Któregoś wieczoru na spacerze
był mocno spięty. Akurat była pora, gdy psy tłumnie wychodzą po
raz ostatni. Znienacka rzucił się ku idącym z przeciwka dwom
młodym mężczyznom, z tym swoim żartobliwie gniewnym warkotem, w
odruchu „pasienia”.
-On zawsze się tak zachowuje –
stwierdziłam zrezygnowana.
-To po sterydach –
skonstatował jeden z nich.
W
miarę upływu lat piesek jadł więcej, ale wymagania pozostały.
Był - o zgrozo! - miłośnikiem tłoczonej na zimno oliwy z oliwek i
serów pleśniowych. Ten pies
jada lepiej niż ja! irytował
się jeden z kolegów. Widocznie na to zasługuje. Życie bywa
brutalne. Makaron z mięsem był OK, pod warunkiem, że polany oliwą,
której należało dodać, gdy na dnie miski została reszta klusek.
Kiedyś po jedzeniu przyszedł do pokoju, trącił mnie nosem.
Stwierdziłam, że zjadł wszystko, więc nic nie dolałam. Pies
ostentacyjnie wziął się za wylizywanie pustej miski, więc w końcu
dostał oliwę. Następnego dnia znów mięso z makaronem i trącanie
nosem. Idę do kuchni. Na dnie miski czekają cztery makaronowe
muszelki, żebym nie miała wątpliwości, co się psu należy.
Odpoczynek w łóżku z książką:
piesek wskakuje i całuje w ucho, po czym układa się tak, by mnie
dotykać grzbietem. Leżymy, grzejąc się nawzajem.
Oglądałam na Animal Planet
nieodżałowanego Steve'a pieszczącego małego kangura. Wołam Pumę:
patrz, kangur! Spojrzał i pobiegł po jeża - zabawkę, żeby
pokazać, że on też ma pluszaka.
Widok śpiącego psa. Czasem
zwijał się w kłębuszek. Pan Kuleczka. To znów kładł się z
łapą pod brzuszkiem, na pozór śpiąc, w rzeczywistości czuwając.
W upalne dni leżał na boku z wyciągniętymi łapami... A jeśli
tylko mógł, korzystał z poduszek.
Kiedy budziłam się w nocy,
słyszałam psi oddech, chrapanie, poszczekiwanie, westchnienia,
popiskiwanie przez sen. Czasem, gdy płakał, budziłam go. A czasem
słyszałam ciche stukanie pazurków o podłogę.
Nie byłam sama.
STAROŚĆ
Młody piesek jest tylko
zwierzątkiem. Rządzi nim instynkt. Potrzebuje poczucia
bezpieczeństwa, jedzenia, zabawy, pieszczot. Mijają jednak lata i
pies, obcując z człowiekiem, uczy się go: dlatego, że kocha i
dlatego, że jest od niego zależny. Zaczyna rozumieć znaczenie
słów, odczytuje nasz język ciała, domyśla się intencji.
Wielokrotnie miałam dowody na telepatyczną łączność z Pumą,
gdy czułam niepokój, a po powrocie do domu okazywało się, że
zachorował.
Aż zaczyna się starzeć.
Słabnie wzrok i słuch, potrzeba więcej snu. Psuje mu się
charakter: irytują go młodsze psy, zbyt ekspansywne i zagrażające
jego pozycji. Częściej warczy, irytuje się, jest zgnębiony,
smutny. Bywa zdezorientowany, wolniej reaguje, dłużej się
zastanawia, zanim podejmie decyzję. Czasem odchodzi w kąt, nie chce
głaskania. Jeszcze tylko spacer budzi żywsze emocje. Teraz lubimy
leniwe popołudnia i weekendy, gdy leżymy w łóżku z książką. A
że ja sama nie jestem zbyt towarzyska i potrzebę kontaktu z ludźmi
w znacznym stopniu zaspokajam w pracy, spędzamy w ten sposób coraz
więcej czasu. Dobrze nam razem.
Rozumiemy się bez słów.
SNY
Puma był obecny w moich snach.
Najczęściej jako towarzysz wędrówki, gdy kluczyliśmy po
tajemniczych labiryntach, ścieżkach, nad rzekami.
Pies jest ze mną w rozległym,
prywatnym parku i goni koty. Wskakuje za nimi do basenu. Ochroniarz
wyciąga pistolet i chce go zastrzelić. Krzyczę. Puma znika w głębi
basenu. Wyławiam go, jest nieprzytomny, bezwładny. Chwytam go za
tylne łapy i wytrząsam wodę. Krztusi się i zaczyna oddychać.
Ratuję go przed tygrysem, który
chce go pożreć, chociaż sam jest pluszowy.
Wołam go, bo gdzieś przepadł
i nie wraca. To jeden z najczęściej powracających snów.
MIŁOŚĆ
Kiedy się złoszczę, Puma
przychodzi i przeprasza za wszystko i wszystkich. Kiedy jest mi
smutno, wtulam twarz w miękką, pachnącą sierść na karku i
ciepłe, jedwabiste uszy. Kiedy jestem znużona, idziemy na spacer.
Kiedy się boi, przychodzi do mnie, bym go chroniła.
Nie zastępuje mi nikogo, jak
sądzą niektórzy. Jest sobą. Jesteśmy towarzyszami podróży.
I to za nim, Pumą, teraz
tęsknię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz