Zawsze
lubiłam kościoły romańskie. Nie przemawiała do mnie
ekspresyjność gotyku i nieskrywana pycha wielkich katedr.
Wymarzonym miejscem modlitwy i kontemplacji był kościół nie
przytłaczający, lecz przyjmujący, otwarty. Kościół o pustych
ścianach, łagodnych formach, stłumionym świetle. Zapewniający
ciszę i pustkę.
Pewnie
dlatego zaskoczyło mnie pierwsze spotkanie z burgundzkim, kluniackim
romanizmem. W Paray-le-Monial po raz pierwszy staję twarzą w twarz
z jego ozdobną, pełną przepychu odmianą. Trójnawowy korpus,
wysoki transept, przedchórze i obejście z trzema kaplicami, a
wewnątrz trzy kondygnacje i bogata dekoracja rzeźbiarska. Kościół
świadczy pośrednio o potędze promieniowania architektury Cluny i
uważany jest za miniaturę trzeciego kościoła tamtego opactwa.
Pośrednio,
bo samo Cluny jest obecnie przygnębiającym świadectwem katastrofy,
jaką dla świątyń Francji była rewolucja i kilkadziesiąt
późniejszych lat drapieżnego, prymitywnego kapitalizmu. Odebrane
Kościołowi budowle w najlepszym razie zamieniano na fabryki.
Losy
trzeciego, wielkiego kościoła w Cluny są przypadkiem najbardziej
haniebnym. Monumentalną budowlę rozebrano w 1811, by zbudować…
drogę. Z pięcionawowej bazyliki z dwoma transeptami, z obejściem
prezbiterium i pięcioma kaplicami promienistymi od wschodu, a od
zachodu z narteksem poprzedzonym wieżami, do dziś zachowało się
jedno ramię transeptu z wieżą i podstawy masywnych filarów
głównej nawy, dające pojęcie o ogromie budowli (190 m długości
i 40 szerokości).
Można
też obejrzeć makietę dawnego założenia, będącą świadectwem
ludzkiej głupoty i chciwości. Kościół wywarł wpływ na
architekturę romańską, zwłaszcza burgundzką i niemiecką. Na
jego wzór budowano w całej Francji, choć każdy region zachował
swój niepowtarzalny styl, czego efektem jest zdumiewająca
różnorodność i bogactwo francuskiego romanizmu.
Zdobienia
musiał cechować bajeczny przepych. Poza nadzwyczaj pięknymi
kapitelami, które przyciągały wzrok z każdego punktu wnętrza,
rzeźbione pasy ornamentów obramowywały wszystkie łuki, okna i
gzymsy. Występy muru były żłobkowane. Dochodziły do tego
niewątpliwie barwne ujęcia wszystkich części obiektu, malowidła,
kobierce, olbrzymie koliste świeczniki, które roztaczały mistyczne
światło, figury świętych, kadzidła, wyszywane złotem szaty
liturgiczne, błyszczące, wysadzane drogimi kamieniami paramenty ze
złota i srebra, a przede wszystkim śpiewy (…) - relacjonują
Bernhard i Ulrike Laule. - Trzeba mieć pojęcie, jak żyli ludzie
w średniowieczu, by móc wyobrazić sobie, jakie wrażenie wywierało
na ich zmysły takie właśnie kompleksowe dzieło sztuki.
Opactwo
benedyktyńskie w Cluny, założone w 910 przez księcia Akwitanii
Wilhelma Pobożnego, dzięki fundatorowi niezależne od władzy
świeckiej i podporządkowane bezpośrednio papieżowi, stało się
źródłem odnowy życia monastycznego. Reguła „wiecznej modlitwy”
zmusiła do odejścia od tradycyjnego benedyktyńskiego modelu
klasztoru, a obowiązek pracy fizycznej przypadł nowicjuszom. Cluny
ściągało tłumy pielgrzymów. Opactwo, jako centrum duchowości,
sztuki i myśli, także politycznej, podporządkowało sobie liczne
ośrodki w Europie.
W
jego kręgu pozostawały liczne klasztory na trasach pielgrzymek do
Santiago de Compostela, do relikwii św. Jakuba Apostoła. Potężny
ruch pielgrzymkowy ukształtował cztery główne szlaki pątnicze.
Via Tolosana – Droga Południowa, wiodąca z Prowansji przez
Tuluzę, Via Podiensis – z Puy-en-Velay, Via Lemovicensis
– z Vézelay przez Limuzję i Via Turonensis, dla
pielgrzymów z Paryża idących przez Tours, łączą się w Puente
de la Reina. Ruch pątniczy, nasilający się przed rokiem
tysięcznym, wymagał skutecznej i dobrze zorganizowanej sieci
klasztorów, kościołów i miejsc wypoczynku dla pielgrzymów.
Fragment szkicu Blask kamienia Kwartalnik Literacki Kresy nr 79
Fotografie z Paray-le-Monial z 2006 roku, z Cluny - z 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz