Troska o prawa zwierząt, choć
w tej mierze sporo się zmieniło, ciągle uchodzi za domenę
nawiedzonych. Nie mam problemów z poczuciem własnej wartości, więc
nie uważam za stosowne tłumaczyć, dlaczego zwierzęta potrzebują
mojej uwagi bardziej niż ludzie. Może dlatego, że lubię iść pod
prąd i zadawać niewygodne pytania. Sympatyzuję nawet z tymi,
którym przylepia się etykietki ekoterrorystów, bo mam do ich
motywacji większe zaufanie niż do konformistów. Postępuję
zgodnie ze swoim sumieniem. Robię to dla siebie.
Pisze Henri Nouwen: „jest
istotne bym nie pozwolił się sparaliżować niemożności i
poczuciu winy” i podkreśla, by „czynić tych kilka
rzeczy, do których jestem wezwany. Muszę oprzeć się pokusie sił
ciemności, które chcą doprowadzić mnie do rozpaczy i uczynić
jedną spośród swych licznych ofiar.”
Czy można zmienić
świat? Nie wiem. Ale jeśli nie spróbujemy, nie przekonamy się o
tym.
Jerzy Nowosielski, wielki
artysta i mistyk, na pytanie czy wierzy w działalność „tych
wszystkich towarzystw przyjaciół zwierząt” odpowiada: „Wierzę,
bo to wzbudza w ludziach poczucie grzechu. Poza tym to poprawia byt
bardzo wielu zwierząt, z których robimy sobie przyjaciół. Ale
globalnie sprawy nie rozwiązuje. Bo ludzie muszą jeść szynkę,
pieczeń czy gulasz. Bo nie wiem, czy Eskimosi mogliby przeżyć,
gdyby nie zabijali fok”. Na pytanie, czy żadnego mordu na
zwierzęciu nie można usprawiedliwić, odpowiada krótko: nie. „Za
każdym razem, gdy jem mięso, odczuwam wyrzuty sumienia. Ale jestem
chrześcijaninem, a chrześcijanin musi mieć poczucie, że jest
grzesznikiem.”
Rupert
Sheldrake opisuje doświadczenia z kurczętami i robotem. Fakt, że
uosobienie głupoty, jednodniowe kurczaki, potrafią wytworzyć
energię, która wpływa na martwe
przedmioty,
jest czyś zdumiewającym. Takie doświadczenia podważają nasze
wyobrażenia o świecie. Nie tylko przekonanie o - stopniowo
zasypywanej - przepaści między człowiekiem a zwierzętami, ale
także rozróżnienie żywej przyrody i nieożywionej materii.
Jakie
musiałyby być ostateczne konsekwencje etyczne przyznania, że
różnica między światem ludzkim a zwierzęcym jest różnicą
raczej ilościową niż jakościową? Że w wielu dziedzinach
zwierzęta nas przewyższają, a zdolności posiadane przez
niektórych ludzi i uważane za niezwykłe są w świecie zwierzęcym
zupełnie naturalne, a ich natura nie jest nadprzyrodzona, lecz
biologiczna?
Mówiąc o konsekwencjach, mam
na myśli poziom refleksji, a nie to, co ludzie robią i będą
robili zwierzętom. Przyznając że zwierzęta mają dusze,
wzięlibyśmy na siebie straszliwe brzemię winy. A skoro człowieka
po śmierci można nazwać „skórą” i uczynić przedmiotem
handlu, można go skazać na śmierć, po to, by pobrać narządy,
zwierzętom można zrobić wszystko. Są bezbronne, a ci, co próbują
ich bronić, uchodzą za odmieńców.
Mówią, że to tani
sentymentalizm, troszczyć się o zwierzęta. Że ludzie potrzebują
pomocy i tak dalej. Tak jakby okrucieństwo wobec zwierząt miało
pomóc ludziom. Jakby wszystkiego, nawet miłości, trzeba było
skąpić.
Zapewne, są miejsca na ziemi,
gdzie ludzie żyją w strasznych warunkach i tam rozczulanie się nad
zwierzętami jest nie na miejscu. Tyle, że rozczulanie się jest
śmieszne i nie na miejscu w każdych okolicznościach i nie ma nic
wspólnego z prawdziwą pomocą.
Współczucie nie polega na
litości, lecz na tym, by zobaczyć w innych siebie. Także w
cierpiących zwierzętach, bo one cierpią tak samo jak my, tyle że
niewinnie. Nie wierzę, że ci, co źle traktują zwierzęta, są
dobrzy dla ludzi.
Tomasz z Akwinu mówi: „gdy Bóg nakazuje
łagodne traktowanie nierozumnych stworzeń, celem jego jest
skłonienie ludzi do miłosierdzia i łagodności dla siebie
nawzajem”.
Tak więc nie ze względu na zwierzęta, lecz na samych siebie. Dobre i to.
Tak więc nie ze względu na zwierzęta, lecz na samych siebie. Dobre i to.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz