wtorek, 7 października 2014

Eutanazja, Zagłada

Moi Dziadkowie ze strony Mamy byli Ślązakami.  Byli też ofiarami zapomnianej Zagłady.

O Dziadku pisałam  tu: Dachau, cmentarz Leitenberg 

Teraz o Babci.

Do niedawna nie znałam nazwy Hartheim: zamku niedaleko Linzu, gdzie rozpoczęła się akcja T4. Choć nielegalna w świetle niemieckiego prawa, prowadzona była z niezbyt starannym zachowaniem pozorów. „Eutanazja” psychicznie chorych, a potem też wszystkich „ludzi zbędnych”: więźniów, starców, inwalidów, weteranów wojennych. Pisze o tym Tom Matzek. Wiele obozów nie miało komór gazowych czy pieców krematoryjnych. Niezdolni do pracy więźniowie Dachau byli transportowani pociągami do Hartheim, by tam zginąć. Hartheim było „placówką szkoleniową”, jak Dachau. Stamtąd wyszli Franz Stangl, późniejszy komendant Sobiboru i Treblinki i Christian Wirth, potem aktywny w Bełżcu, Sobiborze, Treblince i Lublinie. Martin Weiss, jeden z komendantów Majdanka, był wcześniej przez rok komendantem Dachau.

Losy mojej Babci to także historia niewiedzy i milczenia. Cytuję więc swój tekst sprzed lat kilku, nieznacznie tylko wystylizowany dla potrzeb większej całości, do której przynależy:

Niemcy przeprowadzili tam eutanazję, mówiła matka, nie wdając się w szczegóły. Może sama ich nie znała? Miała wtedy kilka lat. Może nie była w stanie o tym myśleć. Jak to było?

Teraz już wiem, że nigdy nie dowiedziała się prawdy. To, co wiemy, jest jej fragmentem. 
 
Moja Babcia na jedynym zdjęciu, jakie mam, patrzy w dal. Sprawia wrażenie kruchej i zagubionej, nieobecnej. Na co zachorowała po urodzeniu szóstego dziecka, mojej matki? Depresja poporodowa? Schizofrenia? Nie była w stanie udźwignąć życia. Jak to było? Przestała wstawać z łóżka? Siadała na krześle i patrzyła w przestrzeń? Zapominała, dokąd i po co idzie? Wpadała w gniew, krzyczała? Próbowała targnąć się na własne życie? Nic nie wiem. Musiało być źle, skoro szpital był jedynym wyjściem.
Jak wyglądały takie szpitale? Nadal tak wyglądają. Wielkie sale. Żadnej prywatności, nawet w łazience. Zdrowemu trudno uwierzyć, że kogokolwiek można w tych warunkach wyleczyć. Nie mnie o tym wyrokować. 
 
Eutanazja, powiedziała mama. Co za bzdura! To słowo szydzi ze swojej treści: dobra śmierć.
Robili to we wszystkich szpitalach psychiatrycznych. Wywozili ich samochodami, zamienionymi w komory gazowe, trując tlenkiem węgla lub spalinami. Rozstrzeliwali w lasach albo na miejscu, bywało, że na dziedzińcu szpitalnym. Truli lekami, zwłaszcza dzieci. A tych, których nie zamordowali, zabijał głód, choroby i strach. To była generalna próba Zagłady.

W drugim tomie skryptu Zdzisława Jaroszewskiego są listy zabitych; niekompletne. Nie ma tu mojej Babci.
Lebensunwerten Lebens. Istoty niewarte życia.
Po wkroczeniu Niemcy zarządzili częściową ewakuację chorych i personelu w nieznanym kierunku, pisze autor opracowania. Nie ma dowodów, by chorych wtedy zabijano.
Jak to? Był tam jej grób. Czy to też fikcja? Były takie miejsca, miejsca fikcyjnego pochówku chorych, zmarłych - według dokumentacji - w szpitalach. Rodzinom wysyłano nawet zawiadomienia. Masowe groby w lasach nie wszystkie zostały odkryte.
Ale jak, w jaki sposób mam spytać o to matkę i ciotki? 
 
Pojechali na pogrzeb. Dziadka z nimi nie było, już wtedy był w Dachau. Kto z nimi pojechał? Ciotka, sąsiadki. To pomieszczenie było pełne trumien. Trumnę otworzono. Babcia miała piękną, jasną twarz i czerwone usta. Kobiety odnalazły ślady zastrzyków.
Była dokumentacja. Kiedy jeździli na jej grób, podawali nazwisko i odnajdywano w księdze numer grobu. Więc dlaczego autor opracowania o tym nie pisze? Uznał tę śmierć za naturalną? Tylko dlatego, że tak zapisano w karcie?
Było tam wiele trumien, powiedziała ciotka.
Czytałem o tym w latach pięćdziesiątych, powiedział wuj. O ile pamiętam, było to jakieś czasopismo medyczne. A może książka? Zeznania świadków, sanitariuszy. Chorych zabijano zastrzykami z fenolu.

Wtedy, choć przeczytałam uważnie obie książki Jaroszewskiego, nie odważyłam się iść dalej. Nie byłam gotowa wyjść naprzeciw cierpieniu. Trzeba mi było jeszcze kilku lat. A teraz stoję przed ścianą, a niewiedza i milczenie spowijają mnie jak ściana mgły.

Fragment szkicu opublikowanego w Kwartalniku Literackim Kresy nr 65/66

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz