(...)
Iza
od lat mieszka w Ameryce. Po wyjeździe Marka dołączyła do niego z
synem. Ceną była rezygnacja z ambicji zawodowych. Czy jest
szczęśliwa? A jakie to ma znaczenie?
Teraz
będzie w Europie. Więc może się spotkamy?
Promenada
nad morzem, taras kawiarni. Szarlotka na ciepło i kawa. Morze
wzburzone jesiennym wiatrem, sinoniebieskie. Popołudniowe słońce;
w czystym powietrzu połyskują białe skrzydła mew. Ich krzyk. Jest
dawno po sezonie, na plaży ludzie i psy, i dwa osiołki wyprowadzane
na spacer przez opiekunów.
-
Nie jestem jeszcze gotowa. Ani na spotkanie, ani na odmowę. Nie
wiem, co bym z tym zrobiła - stwierdza Olga, patrząc na morze,
przeczesywane przez wiatr.
-
Nie boisz się? - Iza odsuwa pusty talerzyk, sięga po kawę. - Sporo
ryzykujesz.
-
Boję się, ale nie tego, o czym pewnie myślisz ty i inni. Kiedy
zwierzyłam się Kazikowi ze swoich planów, przeraził się,
usłyszawszy, ile już lat upłynęło. Prosił mnie, żebym
zrezygnowała, bał się, że zostanę zraniona. Ale przecież to
miałoby znaczenie tylko wówczas, gdybym chciała ekshumować ten
romans.
-
A nie chcesz? - pyta z niedowierzaniem Iza.
-
Oczywiście, zdarzają się nieoczekiwane powtórki z przeszłości.
Ja po prostu chcę coś zrozumieć - wzdycha Olga, bawiąc się
widelczykiem do ciasta.
-
I myślisz, że jak się z nim spotkasz, on ci to wyjaśni? - głos
Izy jest pełen ironii.
-
Myślę, że może zrozumiem i bez jego wyjaśnień. Liczę na
olśnienie - uśmiecha się Olga.
-
A czy brałaś pod uwagę taką możliwość, że znów się w nim
zakochasz? Albo on w tobie? Albo oboje? A jeśli ma swoje życie,
rodzinę, dzieci?
-
Droga Izuniu, sprzeciwiam się całym swoim jestestwem traktowaniu
dorosłych ludzi jak istot niespełna rozumu - w głosie Olgi brzmi
irytacja. - Pan Bóg dał człowiekowi rozum i wolną wolę.
-
Mężczyznom też? - dziwi się Iza.
Dlaczego
jednak, choć byłoby to najłatwiejsze, nie wybiorę innej drogi:
rezygnacji. Po co mi to spotkanie? Po co ten zamęt, który nic nie
zmieni? Wiem, po co. Przeżyliśmy coś wspólnie, a przecież jego
doświadczenie nie przylega do mojego. Znam tylko własną wersję.
Chciałabym choć spróbować poznać to, co zdarzyło się jemu. I
myślę, może się myląc, że teraz, po latach, jest to możliwe.
A
na dodatek te emocje myśliwego - tropiciela. Nie powiedziała Izie
prawdy. Ma swój scenariusz. Jeden z wielu.
Świeci
słońce. Przy kawiarnianych stolikach siedzą urzędnicy, leniwie
przeglądając gazety i pijąc kawę. Zaraz skończy się przerwa na
lunch i wrócą do biur. Czy ten szpakowaty mężczyzna w cieniu to
on? Wiec jednak przyszedł. Olga uśmiecha się, choć serce podeszło
jej do gardła.
-
Witaj, Jean.
Jest
równie skrępowany i zakłopotany jak ona.
-
Dziękuję, że przyszedłeś. Obawiałam się, że odmówisz.
Chciałam z tobą porozmawiać... po tylu latach. Zawsze czułam, że
powinnam o tym napisać. O nas. Właściwie napisałam już parę
stron. To ma być powieść. Nie, jeszcze nic nie opublikowałam. Nie
wiem nawet, czy będę miała odwagę poszukać wydawcy. Ale wiem, że
muszę to zrobić. Dlatego chciałam cię spotkać, żeby zapytać o
listy. Twoje listy. Czy mogę je wykorzystać... cytując? Obszerne
fragmenty. I jeszcze jedno. Co się stało z moimi listami? Czy
mogłabym je zobaczyć? Jak cię znalazłam? Wynajęłam detektywa.
Przykro
mi, ale sprytnie zatarłeś ślady. Zależało mi, żeby cię
spotkać. W końcu chodzi o twoje listy, byłoby nie fair robić z
nich użytek bez twojej wiedzy. To właściwie wszystko. Dziękuję
ci.
A
teraz: ciemne oczy wilgotnieją, zachodzą mgłą, a muzyka, solo na
skrzypcach, wznosi się coraz wyżej, drżąc, bolesna i piękna nie
do wytrzymania. Ręce odnajdują się po omacku, zaciskając się
spazmatycznie. Ciemność. Napis: The End.
Przecież
tandetne powieści też musi ktoś pisać.
______________________________________
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz