piątek, 3 października 2014

Miłość w czasach (czerwonej) zarazy



Publikując tu powieść "Pamiętasz" odbywam osobliwą podróż w czasie. W lata 1981 i 1982, może najtrudniejsze, ale i - teraz to dostrzegam coraz wyraźniej - najważniejsze.

Miłość, o której opowiadam, stała się mitem założycielskim, niezrównanym wzorem tego, czym może być spotkanie z mężczyzną. Już nie szczenięce fascynacje, nie luźne związki, lecz piorun sycylijski, nawałnica, piękna choroba...

A przecież byliśmy tylko dziećmi, dwudziestoparoletnimi dziećmi, tak to teraz widzę, oszołomionymi i zachwyconymi, przerażonymi i zdeterminowanymi.

Dziećmi, które zginęły pod kołami czołgu.

Kto nam odebrał nasze życie? Kto nam odebrał prawo do miłości? Może by nie przetrwała, może utonęłaby w codzienności, ale...

Dziś nawet w obozach uchodźców wszyscy mają telefony komórkowe, problemem bywa jakość wi-fi. Nie potrafię myśleć o tamtym kraju inaczej niż jak o więzieniu. Nie potrafię nie współczuć tamtej dziewczynie, tamtemu chłopcu...

Życie stało się próbą miłości. Ale czy można mieć żal do dziecka, że nie zdołało jej sprostać?

***
Spotykam się z kobietą, którą byłam, gdy to pisałam kilkanaście lat temu. Tą, która zrozumiała, że zmarnowała życie i postanowiła dowiedzieć się dlaczego.

Dlaczego stałam się kimś, kim nigdy być  nie chciałam?

Ta książka, ta niesamowita przygoda, jaką było pisanie, pozwoliła mi zrozumieć, że kluczem jest inne pytanie.

Kim pragnę być? Kim w głębi duszy jestem?

Pisanie było początkiem mojej podróży do samej siebie.

***
Powieść się zaczyna, opuszczam jej spore fragmenty. Jest czasem romansem, czasem powieścią kobiecą, bywa baśnią lub poezją. To nie koniec. Nie bawię się konwencjami, ta opowieść napisała się sama, i jest taka, jaka musi być.

Miała  być krótka, lecz kiedy się skończyła, nagle pojawił się dalszy ciąg. Bo jest moim życiem, a życiu nie można powiedzieć: bądź takie i takie. Ono jest.

***
Pierwszą część tekstu dałam kiedyś do przeczytania kilku osobom. Usłyszałam od jednej z nich: jesteś jedyną znaną mi kobietą, która wie, co to miłość. Zdziwiłam się. A potem pomyślałam, że przecież wiem, bardzo dobrze wiem, jak to jest wejść w związek z nudy, z lęku, z rozpaczy. Jak to jest być gotową przeżyć życie nie myśląc i nie czując.

***
Wiem też, że gdybym miała, przeniesiona w tamten okrutny czas - jakimś cudem wiedząc, jak to się skończy - zdecydować czy chcę przeżyć to wszystko...

Powiedziałabym.

TAK.

CHCĘ.

Merci, J.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz