(...)
Olga
będzie sama jeszcze przez długi czas. Praca, błahe spotkania,
wyjazdy na krótko - wszystko to wypełni jej czas, ciągle jednak
będzie w niej głębokie przekonanie, że prawdziwe życie jest
gdzie indziej. Minie zima, następna wiosna i przyjdzie lato. Wtedy
polecą z Izą do Bułgarii.
(...)
W
maleńkiej cerkwi poznają kilku brodaczy, odnawiających
dziewiętnastowieczny ikonostas. Konserwatorzy zabytków i malarze,
spędzający tu wakacje. Dzięki nim Olga i Iza zobaczą więcej:
cerkiewki przesycone wonią płonących świec, ciche ulice i stare
domy Burgas, wioski w górach, gdzie nie trafiają turyści.
Wtedy
też jeden z nich, wesoły malarz smutnych pejzaży, powie Oldze:
„Każda miłość coś ci daje, każda cię wzbogaca. Weź to i idź
dalej, nie oglądaj się.”
Po
powrocie Olga będzie gotowa iść dalej. I kiedy wyruszy w dalszą
wędrówkę, zdarzenia z przeszłości zblakną, oddalą się, utracą
znaczenie. Choć czasem jeszcze pojawi się jakiś znak.
Leżący
w księgarni „Mój przyjaciel Meaulnes” przypomni jej pewną
rozmowę o książkach. I czytając będzie starała się zrozumieć,
dlaczego ulubiony bohater Jeana to młodzieniec chimeryczny i
egzaltowany, który porzuca ukochaną dla mrzonki? Urojonego
obowiązku? Właściwie dlaczego?
A
kiedy po latach w kinach pojawi się „Imperium zmysłów” Oshimy,
które chłonąć będzie w hipnotycznym zachwyceniu, zda sobie
sprawę, że o tym właśnie filmie mówił Jean jako o
najpiękniejszym, jaki widział.
Któregoś
lata Olga napisze do Jeana. Będzie to kartka z pozdrowieniami ze
Stanów. Wie, że on odczyta to jednoznacznie. Pomyśli, że tam
została. I będzie się mylił.
Wzruszy
ramionami: „galijska egzaltacja”.
Aż
kiedyś zacznie o nim śnić.
***
A
jednak nic się w życiu nie kończy. Ginie gdzieś, zapomniane, i
czasem po latach wraca. Być może śmierć jest jakimś
zakończeniem, ale i to nie jest pewne.
Wiele
lat później, kiedy już runą mury i stara Europa odzyska swą
dawną twarz, a może tylko tak nam się będzie zdawało, Olga
pojedzie w stronę zachodzącego słońca.
Później
wielekroć będzie pokonywała tę trasę samochodem, połykającym
czarną wstęgę autostrady, widząc zmieniające się krajobrazy,
coraz to inne drzewa i domy, i mając silne aż do bólu poczucie
jedności, przynależności, bliskiej więzi z tą ziemią. Rodzinna
Europa. Pierwsze kadry „Lisbon Story” przypomną jej kiedyś to
wzruszenie i zachwyt. Jestem u siebie. Jak mogłam o tym dotąd nie
wiedzieć?
„Ojciec
powiada, że to Europa.
W dnie jasne całą widać jak na dłoni,
Dymiącą jeszcze po wielu potopach,
Mieszkanie ludzi, psów, kotów i koni.”
I
samolotem, gdy w bezchmurnym niebie obniżając lot pozwoli jej objąć
wzrokiem Amsterdam, wybrzeże Holandii, Londyn przecięty krętą
wstęgą Tamizy - będzie brać w posiadanie to wszystko, szeroko
otwartymi oczami chłonąc urodę świata.
To
miasto, w którym miała kiedyś zamieszkać, leży na rozstaju dróg.
Także dróg historii. Nie sposób je ominąć. Więc któregoś dnia
Olga stanie przed katedrą o jednej wieży, na której fasadzie
flirtują kamienne lwy. Wejdzie w półmrok wnętrza i stanie
oniemiała przed złocisto - mrocznym, niemal bizantyjskim
prezbiterium. Pójdzie nad rzekę wąskimi uliczkami wśród domów z
pruskiego muru i usiądzie na skwerze w cieniu wysokich drzew, by
wypić szklaneczkę „biere blonde”. Będzie słuchała Haendla w
maleńkim sklepie z płytami, nazwanym „Harmonia mundi”, a potem,
mijając przeglądające się w wodzie pałace eurozłudzeń i
europychy, trafi do parku pełnego bocianów.
A
wieczorem góry na zachodzie będą spowite w czerwone koronki.
Przecież
nie można oprzeć się pokusie.
Ale
on już tu nie mieszka.
_________________________________________________
Ojciec
powiada...
Czesław Miłosz: „
Z okna”
z cyklu „Świat.
Poema
naiwne”
w: „Wiersze”
Wydawnictwo Literackie 1987 t.1 s.121
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz