(...)
Olga
przyjeżdża do Berlina. Otwiera jej Gunther. Jest sam, w roboczym
ubraniu, nie ogolony. Bierze od niej torbę
i niesie do pokoju chłopców.
-
Gdzie reszta? - Olga rozgląda
się
po mieszkaniu, dziwnie pustym. Psa też nie ma, tylko rudy kot
miaucząc
ociera się
o jej nogi.
-
Wyjechali - on wyraźnie nie ma ochoty nic tłumaczyć.
-
Dokąd,
tak nagle?
-
Magda zabrała chłopców
i pojechała do matki.
Gunther
siada na krześle i zapala papierosa.
-
Ale co się
stało? - nalega Olga, z dziwnym poczuciem dyskomfortu.
-
Trochę
się
pokłóciliśmy
- odpowiada mężczyzna.
-
Nie powiesz mi, o co poszło? Przepraszam, nie powinnam nalegać, ale
głupio się
czuję
- rozkłada ręce Olga. Patrzy na chmurną twarz Gunthera. - Ogarnę
się
trochę,
pozwolisz.
Gunther
wstaje, kieruje się w stronę drzwi.
-
Przyjdź potem do pracowni, kończę
obraz - rzuca przez ramię.
Z
wilgotnymi jeszcze włosami, w indyjskiej sukience w kwiaty Olga
otwiera drzwi prowadzące do bocznego korytarza i pracowni. Z
półmroku przechodzi do wnętrza, gdzie rozproszone popołudniowe
światło wpada przez okna i świetliki w dachu oficyny. Gunther stoi
przy sztalugach, na stole otwarte wino. Napełnia jej kieliszek.
Aksamitny, gęsty
płyn o woni dojrzałych wiśni. Delikatny, cierpki posmak ukryty pod
łagodnością.
-
Gunther! Co to?
-
Zobacz sama. Chyba że zgadniesz.
-
Przeceniasz mnie. Coś boskiego - spogląda na etykietę. -
Corbieres, znam, ale rocznik! Co to za okazja?
-
Twój
przyjazd.
-
Nie wierzę.
-
Uwierz.
W
ciszy pracowni słychać tylko ich oddechy i stłumione odgłosy zza
okna. Ktoś chyba wyrzuca
śmieci,
słychać szczęknięcie pokrywy pojemnika, potem powitanie. Krótka
rozmowa, śmiech. Gdzieś otwarto drzwi. Na dachu wróble wdały się
w kłótnię. Mężczyzna
kończy obraz: nieznaczne ruchy pędzla
na wilgotnym płótnie.
Odkłada pędzel,
sięga
po wino. Siadając
w fotelu spogląda
jeszcze raz na sztalugi.
-
Mogę
popatrzeć? - pyta cicho Olga.
Gunther
kiwa głową
bez słowa.
Sylwetka
kobieca na tle okna, w świetle późnego
popołudnia, okalającym
ciepłym woalem jej ramiona i biodra. Kobieta patrzy w dal. Jej plecy
pozostają
w cieniu, lewą
ręką
oparła się o framugę,
prawą
poprawia niesforne, opadające
jasne włosy. Jest naga, o wąskiej
talii i kształtnych pośladkach.
Wydaje
się,
że ten, kto na nią
patrzy, spogląda
nieco z dołu. Jest leżącym
na łóżku
mężczyzną,
nasyconym miłością
i czekającym
na więcej.
Połyskliwa
smuga na wewnętrznej
stronie jej uda.
-
A więc
- mówi
cicho Gunther - nareszcie sami. Długo musiałem czekać.
Olga
odwraca się do mężczyzny z szeroko otwartymi oczyma.
-
Mogę
cię
narysować? - on już sięga po szkicownik.
-
Słucham? - Olga siada w fotelu.
-
Po prostu chcę
cię
narysować. Posiedź bez ruchu przez 10 minut. I odpręż się, to
nie boli.
Cisza,
w której
słychać tylko tarcie ołówka
o papier.
-
Nie, to nie to. Spróbuję
jeszcze raz - zmięty
papier ląduje
na podłodze. - Spotkasz się
z Jeanem? - zmienia nagle temat.
-
Być może - odpowiada z wahaniem Olga.
-
Chciałbym tam z tobą
być - patrzy jej prosto w oczy.
-
Dlaczego?
-
Czuję
się za to wszystko odpowiedzialny. Nie chcę,
żeby cię
skrzywdził - teraz już nie patrzy na nią, lecz na swój rysunek.
-
Jeśli mógł
mnie skrzywdzić, już to zrobił. Nic mi nie grozi.
-
Boję
się o ciebie.
-
Nie musisz.
-
Obchodzisz mnie, wiesz? Bardziej niż sądzisz.
-
Nic już nie mów
- kobieta niecierpliwym gestem usiłuje powstrzymać to, co za chwilę
usłyszy.
-
Chcę
mówić,
zależy mi na tobie. Nie ruszaj się.
-
Gunther, Magda... - protestuje Olga.
-
Zapomnij o niej. Nic ją
to nie obchodzi. Nie ma jej tu, widzisz? - podnosi głos, gwałtownym
ruchem strąca ze stołu jakieś papiery, ołówki.
-
Co się dzieje, powiedz - Olga zaciska palce na poręczy fotela, aż
bieleją jej kostki.
-
To się dzieje, że cię
kocham. Nie wiedziałaś?
-
O czym ty mówisz?
-
Nie udawaj.
-
Wychodzę
stąd
- Olga unosi się z fotela.
-
Nie! Teraz nie możesz wyjść. Muszę
skończyć.
-
Rysunek czy rozmowę?
-
Jedno i drugie - stwierdza Gunther i wraca do rysowania.
-
Gunther, co się
dzieje? Co z Magdą?
-
Najpierw porozmawiamy o tobie.
-
Słucham - mówi Olga z rezygnacją.
-
Jak to możliwe, że jesteś sama?
-
W jakim sensie?
-
Dobrze wiesz. Sama na urlopie, sama w życiu, sama w... - urywa jakby
szukając
słowa.
-
Chciałeś powiedzieć: w łóżku?
-
Tego nie wiem.
-
Właśnie, tego nie wiesz.
-
Żonaty? Mąż
przyjaciółki?
Cynizm
tego przypuszczenia rozjusza Olgę.
-
Ty draniu! Nie sypiam z mężami
przyjaciółek
- kobieta podnosi głos.
-
Więc
kim ty jesteś? Jakąś
pieprzoną syreną,
czy co? Taką
samą
frygidą,
jak moja żona?
-
Nie bądź
śmieszny - obrusza się
Olga. - Jeśli interesuje cię
moje życie intymne, to możesz być spokojny, na ten pociąg
jest więcej
chętnych
niż kuszetek!
W
oczach mężczyzny
pojawia się
ból.
-
Przepraszam. Ty nadal nic nie rozumiesz? - jego głos brzmi
spokojniej, ale jest w nim drżąca, niespokojna struna.
-
Teraz już całkiem. Nie znałam cię
takiego
-
Jesteś tak perfidna czy tak niewinna?
-
Gunther, zaraz stąd
wyjdę.
Co się
z tobą
dzieje?
-
Zrobisz coś dla mnie? - ton prośby.
Zielone
oczy patrzą na niego nieruchomo.
-
Rozbierz się.
-
Co?
-
Chcę
cię
narysować. Nic więcej
- niecierpliwe, chrapliwe brzmienie.
-
Jesteś pewien, że nic więcej?
-
Nie. Chcę
się z tobą
kochać - Gunther podchodzi do jej fotela, tak że czuje woń jego
potu, wina, wypalonych papierosów.
Ze zdumieniem uświadamia sobie, że nie jest to przykre.
-
Zapomniałeś o czymś - Olga przełyka ślinę.
- Magda jest moją
przyjaciółką.
-
Jak myślisz, dlaczego wyjechała, wiedząc,
że ty przyjedziesz?
-
Myślałam, że jesteś ponad ten stereotyp: przychodzi kobieta do
malarza...
-
Znałaś wielu malarzy, co?
-
Paru - Olga spogląda w okno, by nie widzieć naznaczonej cierpieniem
twarzy mężczyzny.
-
Spałaś z nimi?
-
Zgadnij.
-
Znaczy spałaś. Więc
znasz reguły.
-
Nie znam reguł i nie chcę
znać.
-
Na Boga, kobieto, nie widzisz, że od dawna cię
kocham? - w głosie mężczyzny
jest ból
i gniew.
Olga
milczy. Obezwładniający
chaos, który
ją ogarnia. To nie tak miało być. Jest bliska płaczu, porwana
przez jakiś niepojęty wir.
-
I powiem ci, dlaczego - kontynuuje Gunther, przysuwając się bliżej
i patrząc na nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.- Nie
tylko dlatego, że oparłaś się pokusie zrzucenia odpowiedzialności
za swoje życie na barki mężczyzny.
Odważyłaś się
żyć sama, rozstać z mężem.
I to wszystko nie pozostawiło w tobie żalu do świata, ani
goryczy, ani gniewu. Ciągle
masz w sobie radość życia i prawie dziecięcą
naiwność. A także dlatego, że jesteś czasem wręcz brawurowo
odważna.
-
Czy Magda jest inna? - pyta z niedowierzaniem Olga.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo. Magda gra, całe życie gra, tak bardzo
jej zależy, by wszyscy uważali ja za chodząca
doskonałość. Ona nie kocha nikogo poza dziećmi, nawet siebie. A
naszych synów
darzy tak neurotyczną
miłością,
że się o nich boję.
-
Jesteś niesprawiedliwy.
-
Kiedy poznałem ciebie, kiedy zobaczyłem, jak można kochać...
-
Nic nie zobaczyłeś.
-
Zobaczyłem kobietę,
która
sprawiając
wrażenie silnej, i na swój
sposób
będąc
silna, jest krucha, tak że chciałoby się nią
zaopiekować, ochronić przed brutalnością
świata. Udajesz silną,
a jesteś dzieckiem.
-
Chcesz mnie adoptować? - uśmiecha się Olga.
-
Naprawdę
nie wiesz, co czuję?
Po co uganiałem się
za tym twoim Francuzem? - Gunther robi pauzę, a nie doczekawszy się
odpowiedzi pochyla się, patrząc Oldze w oczy. - Chciałem być
bliżej ciebie. Zawsze byłyście wy dwie, a ja gdzieś z boku,
łaskawie tolerowany, trochę
jak niedźwiedź w zoo. Patrz, jaki zabawny misio.
-
Przesadzasz, jesteś niesprawiedliwy - protestuje Olga.
-
Przesadzam. Więc
jak myślisz, po co bawiłem się w detektywa?
-
Myślałam, że sprawia ci to przyjemność. To był w końcu twój
pomysł.
-
Świetna zabawa dla masochisty. Znaleźć go, a potem patrzeć, jak
robi z tobą,
co chce - głos Gunthera jest pełen sarkazmu.
-
Przerażasz mnie.
-
Kiedy cię
lepiej poznałem, zdałem sobie sprawę,
że pragnę
ciebie, bo chciałbym być tak kochany. Wiem, że gdybyście byli
razem, byłoby inaczej. Ale widok takiej miłości, która
się nie kończy, budzi zazdrość i żal. Ja tak właśnie kochałem
Magdę.
Przez długie lata. Dopóki
nie zdałem sobie sprawy, że sam zasługuję
na coś więcej.
Magda grała swoją
do perfekcji opanowaną
rolę
idealnej żony i matki, nie zdradzając
przed światem, że ma mnie za nic. Coraz rzadziej czułem się
mężczyzną.
Gdy to zrozumiałem, było tak, jakby mi odebrano życie. Całe lata
zabiegałem o Magdę,
zarabiałem, dawałem. Mam rodzinę,
świetne dzieciaki, ale nigdy nie odpłaciła mi miłością.
Ciągle
muszę
się
starać, żeby zasłużyć na pochwałę.
-
Kim jest ta dziewczyna z obrazu? - Olga zmienia temat czując, że
znalazła się w ślepym zaułku.
-
Taka jedna. Modelka.
-
Czy to przez nią
Magda wyjechała?
-
Olga, daj spokój.
Przecież wiesz, jak wyglądają
sprawy.
-
Chyba nie wiem. Do tej pory nie wiedziałam. Nie przyjechałabym
tutaj, wiedząc,
co się
dzieje. Olga wzdycha. Jest bliska łez.
-
To się
dzieje od lat. Przecież wiesz, że Magda wyszła za mnie z rozpaczy.
I trochę
z wdzięczności.
Zapada
długa cisza. Olga sięga
po kieliszek.
-
Nie wiem, czy masz rację
- mówi po chwili.
-
Nic nie wiesz o swojej przyjaciółce.
Gdyby nie dzieci, dawno bym odszedł. Żyjemy sobie razem, stwarzając
pozory dla świata. O tak, szanujemy się
nawzajem i nawet lubimy, ale już mi to nie wystarcza. Kiedyś ją
kochałem. Teraz, no cóż
... - nieokreślony ruch w stronę
sztalug.
-
To... trwa? - pyta cicho Olga.
Gunther
kręci
głową.
Bierze ze stołu butelkę
i rozlewa resztę
wina do kieliszków.
-
Było i minęło.
Zrozumiałem, że jeszcze jestem mężczyzną,
nie koniem pociągowym.
A teraz zrób
to dla mnie i pozwól
się
narysować, póki
jestem trzeźwy - ton jego głosu się zmienił i ta nuta budzi w
kobiecie nie do końca zrozumiałą obawę. Mężczyzna pochyla się
nad nią,
dotykając
dłonią
jej szyi, odsłoniętego
ramienia. Olga uchyla się, na próżno. Jest szybszy. I silniejszy.
-
Idę
stąd,
jadę
do hotelu. Nie znałam cię
takiego - próbuje wstać.
-
Nigdzie nie pójdziesz
- mężczyzna
trzyma ją
za ramiona - a jeśli boisz się
tu zostać bez Magdy, zaraz z nią
porozmawiamy. Siadaj - niemal wciska ją
w fotel.
-
Jest późno
- nieśmiało protestuje Olga.
-
Nie za późno
- mówi Gunther z naciskiem, jakby miał na myśli zupełnie co
innego.
Jednym
klawiszem wybiera numer teściowej.
-
Magda? Jest tu Olga. Nie chce zostać, bo ciebie nie ma.
Podaje
telefon Oldze, sam siada i jednym haustem wypija resztę
wina.
-
Wybacz, zapomniałam o twoim przyjeździe - odległy, zmieniony głos
Magdy. - I nie wygłupiaj się,
zostań na noc.
-
Nie wiem, co powiedzieć. Przykro mi, cokolwiek się dzieje.
-
Nie zaprzątaj
sobie tym głowy. Kiedyś ci wytłumaczę.
A teraz muszę
już kończyć, dobranoc - trzask odkładanej słuchawki.
-
Druga butelka z innej półki,
ale o tej porze to już bez znaczenia - stwierdza Gunther otwierając
Syrah. - To wino jest jak życie.
-
Wiesz, co lubię
- stwierdza z uznaniem Olga.
-
Wiem o wiele więcej.
Zazdroszczę
temu facetowi i jestem na niego wściekły.
-
To przeszłość.
-
Może dla niego. Nie dla ciebie, a teraz i nie dla mnie. Zakochałem
się
w tobie.
-
Gunther, nie mogłeś się
we mnie zakochać. Mówisz
tak, bo pokłóciłeś
się
z żoną - protestuje Olga, przypominając sobie chłodny ton Magdy,
jakby i w niej chciała wzbudzić poczucie winy. Co tu jest grane?
-
Co ty w ogóle
wiesz o facetach? Ślepa jesteś! - wścieka się Gunther.
-
Gunther, uspokój
się!
- jest przerażona.
-
Przepraszam cię.
Chodź do mnie, obiecuję,
nie zrobię
nic, czego sobie nie życzysz - zwodniczo ciepły ton w jego głosie
rozbraja Olgę.
-
Co mam zrobić? - pyta bezradnie.
-
Kochaj się
ze mną,
zapomnij o Magdzie i tamtym gościu. Chodź.
Gunther
bierze ją
za ręce,
bezwolną,
oszołomioną.
Całuje jej szyję,
rozpina sukienkę,
która
spada na podłogę.
Olga oddaje pocałunki z rozpaczą
i rozkoszą,
myśląc,
że popełniają
podwójną
zdradę.
Ale teraz ich ciała dążą
tylko do jednego, ślepe na wszelkie racje.
______________________________________
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz