Część
druga: Jean
***
Wrześniowy
poranek. Słońce przenika przez żaluzje, rzucając pasiasty wzór
na podłogę. Na otwartych regałach piętrzą się teczki z
dokumentami, obok rzędy segregatorów. Mężczyzna w średnim wieku
siedzi przy komputerze. Dzwoni telefon; on machinalnie sięga po
słuchawkę. Słyszy głos kobiety: angielski z charakterystycznym,
środkowoeuropejskim akcentem. Chce rozmawiać z Jeanem X.
- To
ja.
- Tu
Olga.
(...)
Twarz
mężczyzny wyraża zaskoczenie. Milczy.
- Z
Polski. Nie pamiętasz mnie - raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Ależ
pamiętam, jak mógłbym zapomnieć - on porusza się niespokojnie. -
Po prostu nie wiem, co powiedzieć. To takie niespodziewane. Jak mnie
znalazłaś?
- Nie
było łatwo, musiałam wynająć detektywa - słychać jej śmiech.
- Nie zostawiasz śladów.
- Tak,
często się przeprowadzam.
Sztokholm,
kiedy to było? Minęło już chyba dwadzieścia lat.
Dziewczyna
w letniej sukience, jasnowłosa, zielonooka.
Jak
to się stało, że pojechałem za nią do Polski?
Chciałem
wszystko zmienić w swoim życiu. Chyba byłem zakochany.
A
potem doszedłem do wniosku, że za dużo ryzykuję.
Czego
ona może chcieć; teraz, po tylu latach?
Śmieje
się tak samo jak wtedy.
(...)
Czuję,
że tamto wraca do mnie, a wraz z tym wspomnieniem emocje, zbyt
silne, zważywszy czas, jaki minął. Mam odpowiedzieć. Ale to
trudne; by podjąć decyzję, muszę uświadomić sobie, co to
oznacza. Czy mogę jej pozwolić na wykorzystanie moich listów?
Dlaczego
mnie o to pyta? Nie pamiętam, co w nich pisałem. Gdyby nawet
znalazły się w powieści i jakimś cudem przeczytałbym ją kiedyś
(nigdy nic nie wiadomo), jak mógłbym udowodnić, że są naprawdę
mojego autorstwa? Czy to dla niej tak ważne, bym się zgodził? Jest
tak uczciwa? Czy też po prostu chciała mieć pretekst do nawiązania
kontaktu? A może to kłamstwo, ta powieść? Nie, nie kłamała.
Była aż do bólu prawdomówna. Może jednak chodzi o coś więcej,
o czym mi nie powiedziała?
Muszę
być ostrożny.
Nie
wiem, jak to powiedzieć. Pamiętam tamtą dziewczynę. Powinienem
jej zaufać. Ale przecież mam synów, których nie chciałbym
zranić, i muszę myśleć o nich.
Zamęt.
Nie powinna była mi tego robić. Teraz, kiedy mam tyle problemów.
Mój mały synek, o którego bardzo się boimy. Starszy, trochę
zaniedbywany, bo jak to wszystko pogodzić? Nie powinna była dzwonić
tak nagle. Ale skąd mogła wiedzieć?
A
jednak dobrze jest usłyszeć, że było się dla kogoś tak ważnym.
Że po tylu latach... Tylko zaraz potem pojawia się refleksja i
ukłucie bólu, że porzuciłem ją wtedy nie tylko jak mężczyzna
kobietę; porzuciłem ją, zawiodłem, pozostawiając w tamtym
strasznym kraju... Nie dając nawet szansy, ani jej, ani sobie. Wtedy
uciekałem od tej świadomości, ale przyszła do mnie po kilku
latach. To było jak przesłanie: „Oczy czarne” Michałkowa.
Patrzyłem
i widziałem siebie. Nienawidziłem siebie, swojej słabości,
swojego lęku. Postanowiłem z tym skończyć. Dorosnąć. Zebrałem
swoje pamiętniki, notatki, wiersze. Poszły w ogień. Dlaczego
zachowałem jej listy?
Teraz
będę musiał je przeczytać. Czy się odważę? Nie wiem, czy
zniosę ten ból.
Dała
mi swój telefon. Mam dzwonić w czwartek, to prawie tydzień. Do tej
pory muszę zdecydować.
***
Jutro
zadzwonię. Ale teraz, dziś, chcę się z tym zmierzyć. Dzieci
śpią. Żona też już się położyła. Pod pretekstem, że mam
ważną pracę, zamknąłem się w gabinecie. Koperta pełna listów
Olgi.
Wyjmuję
je. Są tu jej fotografie. Jedna mała, paszportowa. Była taka
piękna. Te wielkie zielone oczy. Jej uśmiech. Na tym zdjęciu jest
bardzo, bardzo smutna, ale przecież lubiła się śmiać, często
się śmiała, aż byłem o to zazdrosny. Śmiała się do ludzi,
pozwalała na zaczepki obcym mężczyznom i odpowiadała im
uśmiechem: nie rozumiałem tego. Myślałem, że drwi sobie ze mnie.
Mówiła: jestem szczęśliwa. Nie wiedziałem, dlaczego. Nie
rozumiałem, a przecież jej miłość życia, jej radość życia
pociągały mnie w niej tak bardzo.
Czytam
jej listy, wszystkie, od pierwszego do ostatniego i teraz, po latach,
nagle boleśnie uderza mnie to, z czego nie zdawałem sobie sprawy,
sądząc, że pogrzebałem tamto raz na zawsze: że ciągle jestem w
niej zakochany, w tej dziewczynie ze Sztokholmu, którą zobaczyłem
jak w błysku iluminacji bawiącą się z dziećmi w piaskownicy.
Ciągle
kocham tę dziewczynę.
Przecież
kocham moją żonę i moich synów.
To
niemożliwe.
A
jednak tamto uczucie wraca do mnie z całą mocą. Nagle porywa mnie
wir, pragnę tam znów być, znów tam jestem.
Ona
w jasnej sukience w kwiatki. Próbuję włożyć rękę pod tę
sukienkę. Broni się, nie pozwala. Proszę ją, żeby poszła do
mojego pokoju. Odmawia. Całuję ją, oddaje pocałunki chętnie i
żarliwie. Czuję, że jest moja. Pragnę jej: woni jej włosów,
zapachu jej ciała. Nie chce. Dlaczego nie chce, skoro czuję, że
mnie pragnie? Dlaczego się broni? Czego się boi?
Kiedy
w końcu przychodzi do mnie, pozwala się rozebrać, pozwala na
pieszczoty, ale ciągle mówi: nie, nie, nie. Proszę, Jean, nie. Nie
nalegaj. A potem: muszę już iść. Gniewam się, złoszczę. Jesteś
dorosła, mówię, dlaczego sama nie decydujesz, przecież wiem, że
chcesz. Tak, chcę, mówi.
Sztokholm.
To było kilka dni, może dziesięć. Któregoś dnia pozwoliła mi
na wszystko. Bała się, ja też. Zaczadziło mnie jej ciało.
Pragnąłem nie wypuszczać jej z ramion, z łóżka. Powiedziałem,
że zamknę ją tu na zawsze. Że będę się z nią kochał, aż
umrzemy od tego. Patrzyłem w jej zielone oczy i widziałem w nich
odpowiedź: zróbmy tak. A potem nagle mówiła: muszę już iść.
Było to jak uderzenie w splot słoneczny, przykrywałem głowę
poduszką i nie odzywałem się do niej. Wiedziałem, że nie wyjdzie
bez pożegnania, więc dąsałem się jeszcze długo, żeby ją
zatrzymać.
Moje
łóżko w świetle nocnej lampki. Jej włosy na poduszce. Byliśmy
tak różni, jak noc i dzień. Pasowaliśmy do siebie jak dłoń i
rękawiczka.
Powiedziała
do mnie: chcę mieć z tobą syna. Byłem w niej i wiedziałem, że
to prawda. Ponieważ czułem to samo.
Zobaczyłem
naszego syna, jak bawi się z nią w piaskownicy, a ja wracam z pracy
i widzę, że zbudowali zamek. Zamieszkamy razem w tym zamku.
Olgo,
myślę, Olgo, czy mi wybaczysz? Sądziłem, że można o tym
zapomnieć. Już prawie zapomniałem. Gdybyś nie zadzwoniła, byłbym
nadal szczęśliwym człowiekiem. Bez wątpliwości. Dlaczego mi to
zrobiłaś? Dlaczego znów wprowadzasz zamęt w moje życie?
Wtedy
było tak: całe lata z jedną dziewczyną, czasem skoki w bok.
Mireille troszczyła się o mnie i nie stawiała warunków. Udawała,
że nie wie o innych, a kiedy nie dawało się ukryć, pozwalała mi
wrócić. I nagle ty, i twoje słowa: nie kłam. Nie musisz kłamać.
Przecież to tylko wakacyjna przygoda.
Zawrzało
we mnie. Zrozumiałem, że nie chcę wakacyjnej przygody i że to
jest na zawsze. Nie będę kłamać. Zerwę z Mireille. Ty jesteś
moim życiem.
Bałem
się, wiesz. Bałem się, że sprawię ci zawód. Bałem się, że
mnie zdradzisz. Pamiętasz, pytałem cię, czy potrafisz być wierna.
Powiedziałaś coś, co pamiętam do dziś: zdradzę, jeśli sprawisz
mi zawód. Jak mogłaś być tak okrutna? Zawsze potem bałem się
tego. Co to znaczy, zawód? Jesteśmy słabi. Jeśli nie będę dość
dobry dla ciebie, porzucisz mnie? Oleńko, jak mogłaś tak
powiedzieć?
Tej
nocy, kiedy się wreszcie kładę, nie mogę zasnąć. A potem wciąż
się budzę. Nie sądziłem, że to trwa. Że jest we mnie tak silne.
Że wciąż ją kocham, tamtą dziewczynę. Co teraz z tym zrobić?
Nie ma dla niej miejsca w moim życiu.
________________________________
© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie,
powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez
zgody autora zabronione. All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz