Jean.
Ciekawe,
jak by to było, gdyby tu był ze mną.
W to lipcowe popołudnie nad Sekwaną. W tej paryskiej kawiarni przy
filiżance espresso. W tym fenomenalnym, niezgłębionym
mieście.
Czy
śmialibyśmy się
jak dawniej? Czy patrzyłby na mnie szeroko otwartymi oczami, z
uśmiechem, ze zdumieniem? Czy ja patrzyłabym tak na niego, wiedząc,
że mu się nie oprę,
że w tej chwili istniejemy tylko my dwoje?
A
może czulibyśmy się
jak dwoje starych znajomych, którzy
streścili już swoje życiorysy i teraz niecierpliwie czekają,
by nie okazując
pośpiechu odejść?
Jak
by to było, Giovanni?
Czy
czasem myślisz o mnie?
Czy
czasem żal ci tego, co nam się
nie zdarzyło?
Widzisz,
jestem teraz dojrzałą
kobietą.
Nie
jestem staruszką.
Nie
zniszczyło mnie życie.
Nie
złamało.
Stałam
się
silniejsza.
Potrafię
żyć bez ciebie.
Widzisz,
radzę
sobie w życiu.
Jestem
- bywam - kochana.
Czasem
sama kocham.
Świat
się
zmienił. Zmieniła się
Europa.
Czy
udało ci się
uniknąć
cierpienia?
Kto
się
tobą
zaopiekował?
Powiedz,
czy naprawdę
kobiety w twoim życiu musiały być aż tak silne? By udźwignąć
również
ciebie? Giovanni? Jesteś tam? Mówię
do ciebie, a ty mnie nie słyszysz. Nawet nie wiem, gdzie jesteś. Z
rodziną
w jakimś ClubMed? Na Wyspach Kanaryjskich albo na Majorce z
tysiącami
Niemców
i Skandynawów?
Dzieci
chlapią
się
w wodzie, a ty?
Kim
jest twoja kobieta?
I
czy jesteś szczęśliwy,
przede wszystkim. Jesteś?
Mam
nadzieję.
Bo
jeśli nie, jeśli choć trochę
żal ci tego, co mogło być między
nami...
Ale
to już przeszłość.
Jest
więc na urlopie. Kiedy wróci?
-
Kaziu, zrobisz coś dla mnie? - Olga podchodzi do komputera, na
ekranie plątanina niezrozumiałych linii.
-
Mam otworzyć wino? - Kazik odwraca się z uśmiechem.
-
Nie, nie teraz. Może później, wieczorem. Zadzwoń, wiesz gdzie, i
dowiedz się, kiedy Jean wróci do pracy. Załatw to jutro, dobrze?
-
Boisz się zadzwonić sama - raczej stwierdzenie niż pytanie.
-
Tak. Odwagi wystarczyło mi na ten jeden telefon.
-
Był w pracy w ubiegłym tygodniu. Gdybyś nie stchórzyła,
spotkałabyś się z nim - Kazik wchodzi do mieszkania z teczką,
marynarkę przewiesił przez ramię.
-
Nie mogłam. Nie czułam się na siłach - Olga nie powiedziała,
dlaczego musiała wyjechać z Berlina, a on dyskretnie nie pyta. -
Już gotuję makaron. Z kim rozmawiałeś? - pyta zapalając gaz.
-
Z gościem z centrali telefonicznej, a potem z sekretarką ich
działu. Jest na urlopie. Wróci pod koniec sierpnia.
-
O, do licha. Fatalnie pokpiłam sprawę.
-
No tak, będziesz musiała znów wziąć urlop, nie mówiąc o
kosztach. Z czym będzie makaron? - Kazik wyjmuje wino. - Białe może
być? Jest tu sylvaner. O, kupiłaś sery.
-
Z pesto, białe pasuje. Lubisz brique? Jest kozi i owczy.
-
Świetnie.
-
Miałam dziś dziwny sen. Nie mogę go zapomnieć.
-
Wierzysz w sny?
-
Często mi się sprawdzają. Chodź do stołu.
***
Sen, nad ranem w Paryżu.
***
Sen, nad ranem w Paryżu.
Jestem
w górach, z kim?
Góry
są skaliste, pokryte śniegiem, strome.
Zza
sąsiedniego wierzchołka wyłania się lecący nisko samolot.
Mówię
do mojego współtowarzysza: Oni tu zawsze tak nisko latają.
Nagle
słychać jakiś dziwny dźwięk, jakby coś oderwało się i upadło
na ziemię, a samolot znika w dolinie.
Huk
i chmura ognia.
Budzę
się z lękiem. Jest ranek, 25 lipca roku 2000.
Dziesięć
godzin później pod Paryżem rozbił się Concorde.
(...)
Niedziela.
Wnętrza małego pałacyku pełne rzeźb i turystów. Amerykanie:
rodzina z nastoletnimi dziećmi. Matka czyta fragment z przewodnika.
Obracają postument z rzeźbą, z zachwytem gładzą marmur. Muszą
wszystkiego doświadczyć, dotknąć.
Pocałunek:
marmurowa dłoń mężczyzny na biodrze kobiety. Wydaje się, że ta
dłoń żyje. Pragnę jej dotknąć, jak oni: jestem pewna, że
poczuję jej ciepło, drżenie.
Wychodzę
rozmarzona. Święty potwór Rodin zawładnął moją wyobraźnią.
______________________________________
© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz