Odkładam
słuchawkę. Jestem w biurze, jest czwartek, 12.00 i właśnie
przeżyłem trzęsienie ziemi. Pójdę na lunch i może ochłonę.
Od
lat myślałem o sobie jako o dobrym, lojalnym mężu. Jestem wierny
swojej żonie. Uwielbiam moich synków. Za nic nie chciałbym ich
stracić. Za nic nie chciałbym ich zranić. Jak więc to możliwe,
że teraz pojawiają się w mojej wyobraźni najdziksze scenariusze,
które odrzucam z przerażeniem. Ale one wracają. Nie godzę się na
to. Panuję nad swoim życiem.
Nie
zadzwonię już do niej.
Chciałbym
słuchać jej głosu. Patrzeć na nią. Dotykać.
Moje
dzieci są małe i na to nie zasłużyły.
Tak
bardzo, tak niewiarygodnie ją kochałem. Czuję się tak, jakby te
lata nie minęły.
Już
nie jesteśmy ci sami. To złudzenie.
Dlaczego
wtedy stchórzyłem? Jak mogłem być tak słaby?
Za
późno.
Ona
mnie ciągle kocha.
Tak
mówi. Nie jesteś tamtym Jeanem. Zmieniłeś się.
Chcę
jeszcze usłyszeć jej głos.
Nie
wolno ci dzwonić.
Muszę.
Tylko ten jeden raz.
Okłamujesz
sam siebie.
Do
diabła, mam do tego prawo!
A
dzieci?
Przecież
to tylko rozmowa!
Tego
dnia Jean zostaje w pracy po godzinach. Patrzy na aparat
telefoniczny. Spogląda na niego od paru godzin i za każdym razem
powstrzymuje się przed podniesieniem słuchawki. Teraz wystukuje na
klawiaturze ten numer.
-
Miałem nadzieję, że uda mi się nie zadzwonić do ciebie - mówi.
- Przegrałem.
- Jak
dobrze znów cię słyszeć - radość w jej głosie.
-
Pamiętam kilka słów po polsku - mówi Jean. - „Tak” i jeszcze
„kocham cię”.
-
Kocham cię - powtarza Olga szeptem.
- Mów
do mnie, proszę. Mów.
Opisuje
mi swoją sypialnię. Pastel, półakt dziewczęcy, na ścianie.
A
potem mówię jej znów, jakby nie dość było tego, co powiedziałem
rano, że wróciło do mnie szaleństwo sprzed lat. Mówię, jak
uwielbiałem jej ciało, jak go pragnąłem.
-
Ono się tak bardzo nie zmieniło - mówi.
Zapiera
mi dech.
(...)
Szalona,
przewrotna kusicielko, co ty ze mną wyprawiasz?! Przecież oboje
wiemy, że jeśli się spotkamy...
- Ja
sam jestem swoim największym wrogiem.
- Niech
już tak będzie - mówi Olga. - Niech zostanie tak, jak jest teraz,
bo chciałabym móc tak rozmawiać z tobą za tydzień. Za rok. Za
pięć lat. I kiedy będziemy całkiem starzy. Niczego nie oczekuję,
Jean. Teraz musimy kończyć. Zadzwoń kiedyś.
***
Po
tej rozmowie muszę wrócić do domu, do żony i dzieci. Patrzę w
lustro. W biurze już nie ma prawie nikogo, tylko strażnicy, i nikt
mnie nie zaskoczy na tym uważnym analizowaniu własnej twarzy. To
ja. Mąż i ojciec. Dałem słowo, sobie i innym. Postanowiłem się
zmienić - zbyt wiele osób cierpiało przeze mnie - i jakoś mi się
do tej pory udawało. Odnalazłem spokój w małżeństwie. Szanuję
moją żonę; to pierwsze, co mi przychodzi do głowy, gdy o niej
myślę: szacunek. A miłość? Gdzie jest miłość? Przecież ją
kocham. Tak, inaczej. Już bez namiętności. Namiętność... to
ciało Olgi w świetle nocnej lampki, to jej zielone oczy,
rozgorączkowane usta. To jej skóra, jej piersi, pośladki. Woń jej
ciała. Głos. Śmiech. Włosy na poduszce. To ucisk w brzuchu, gdy
mówiła: muszę już iść, pozwól mi, proszę; a jej oczy i ciało
mówiły co innego.
Nabieram
zimnej wody w dłonie, przemywam twarz. Muszę iść do domu. Jak mam
wrócić do moich synów z tamtą miłością wypisaną na twarzy?
Jestem za nich odpowiedzialny. Nie chcę ich krzywdzić.
(...)
Jej
telefon. Lektura jej listów. I jakaś potworna siła znów wciąga
mnie w odmęty.
Ona
jest tu, niedaleko. O parę godzin jazdy samochodem lub pociągiem.
Spytałem, czy będę mógł do niej zadzwonić, gdy będzie w
Berlinie. Powiedziała, że nie. Nie ma roamingu. Nie zapytałem, z
kim spędza ten weekend. Nie wiem, gdzie się zatrzymała. Nawet
gdybym jakimś cudem zdobył się na wyjazd do Berlina, nie
odnalazłabym jej w tym mieście. Tęsknię za nią. Tak, jakby była
jedyną kobietą na świecie.
© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie,
powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez
zgody autora zabronione. All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz