niedziela, 30 listopada 2014

Wercyngetoryks: chwała i hańba




Czy burgundzkie Alise-Ste-Reine to miejsce klęski Wercyngetoryksa? Nie jest to pewne, ale tak zdecydował Napoleon III. Ostatecznie zaważyły nie naukowe kryteria, lecz decyzja władcy. Jego też rysy ma ogromny posąg Wercyngetoryksa dłuta Aimé Milleta. Wódz Galów jako bohater narodowy Francuzów - czemu nie?

Spór o lokalizację Alezji trwa od czasów Napoleona I i zapewne nie skończy się prędko. Analiza tekstów źródłowych, przede wszystkim Cezara „O wojnie galijskiej”, wskazuje, że nie jest on bezprzedmiotowy.



Alezja być bowiem miała miastem Mandubiow – czyli leżeć nad rzeka Doubs, w dzisiejszym Franche – Comte. Alezji - alesia, czyli sanktuariów - było w ziemi Galów kilka, może kilkanaście. Jedna z nich to dzisiejsze Alaise w Franche – Comte, gdzie galijska twierdza znajdowała się na terenie rozległym, piętnastokrotnie większym niż Alise-Ste-Reine i Mont Auxois, i dającym dobre możliwości obrony, podczas gdy topografia okolic Alise-Ste-Reine oraz pozostałości galijskiego miasta budzą wątpliwości. Jak mogło się tutaj pomieścić 80000 ludzi? Dlaczego Wercyngetoryks miałby wybrać miejsce tak trudne do obrony? W obu tych przypadkach bardziej prawdopodobna wydaje się inna lokalizacja. 


Z kart „biografii imaginacyjnej”  Wercyngetoryksa autorstwa Jeana Markale wyłania się postać tragiczna. 
Syn wodza Arwernów, Celtyllusa, młody i ambitny, stanął na drodze Cezarowi i jego planom podboju Galii. Po zwycięstwie pod Gergowią i uznaniu go podczas zgromadzenia w Bibracte za naczelnego wodza plemion galijskich wprowadził w życie swoją strategie wojenną. Klęska konnicy galijskiej w bitwie z wojskami Cezara, który korzystał z najemnych jeźdźców germańskich, zmusiła Wercyngetoryksa do zamknięcia się w Alezji i wysłania – dzięki jeszcze nieszczelnym umocnieniom rzymskim - jeźdźców po posiłki do swoich krajów. Oczekiwanie na odsiecz w zatłoczonej twierdzy zmusza wodza do wypędzenia z niej Madubiow – starców, kobiet i dzieci. Rzymianie nie pozwalają im przejść przez linie swoich umocnień i nieszczęśnicy giną z głodu u stop własnego miasta...

Przybycie odsieczy w liczbie ponad 200 tysięcy nie przechyla szali zwycięstwa na rzecz Galów, bo Cezar znów rzuca do walki germańską konnicę. Straszliwa bitwa, w której, zdawałoby się, wojska rzymskie powinny zostać zmiażdżone przez tłum nieprzyjaciół, staje się wyrokiem na oblężonych. Wercyngetoryks oddaje się do dyspozycji zgromadzenia – mogą go zabić albo przekazać Rzymianom. Musi stać się ofiarą, bo zawiódł swój lud. 
 

Po sześciotygodniowym oblężeniu przez Cezara Wercyngetoryks poddał twierdzę, co przypieczętowało los całej Galii. „Wercyngetoryks konno wyrusza z Alezji przybrany w swoje ozdoby i zloty torques, oznakę władzy. Ma przy sobie najpiękniejszą broń. Okrąża siedzisko zajęte przez prokonsula rzymskiego. Zeskakuje z konia, rzuca broń do stop Cezara i klęka przed nim w postawie błagalnika”– relacjonuje Markale za Plutarchem, Florusen i Kasjuszem Dionem. Król Galów nie ma wtedy jeszcze trzydziestu lat...


A potem? Sześcioletnia niewola w rzymskim lochu, marsz jako jeniec w tryumfalnym pochodzie, wreszcie haniebna śmierć przez uduszenie. Wysoka cena za młodzieńczą brawurę i niedocenienie przeciwnika.

__________________________________
Fotografie z 2007 roku
Fragment tekstu z Kwartalnika Kresy nr 81/82
Jean Markale Wercyngetoryks, przełożyła Hanna Olędzka, PIW 1988

sobota, 29 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (42)

 (...)

Burzy wszystkie mury, którymi się od niej odgradzam. Może nie są dość solidne. Nie mam odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Moje małżeństwo jest udane. Cierpiałem dawniej, sam nie wiem dlaczego. Bagaż z dzieciństwa, zapewne. Ona mówi, że jest szczęśliwa. Jak może być szczęśliwa? Już zapomniałem, jak to jest być z kimś takim jak ona.
Nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo się zmieniłem. Ciągle jej to powtarzam, ale upiera się przy swoim. Nie ma racji. Jestem, jaki jestem. Stałem się realistą. Nie zamierzam uganiać się za mrzonką. Nie jestem już tym szalonym, nieszczęśliwym, neurotycznym młodzieńcem. Tylko dlaczego czuję się tak, jakby on gdzieś we mnie był?
Jej reakcje zaskakują mnie i onieśmielają. Myślę, że byłaby rozczarowana, gdyby mnie naprawdę poznała. Bo przecież nie poznaliśmy się wcale, nie było na to czasu.
Zapytała, czy sądzę, że porzucenie jej było błędem. Nie umiałem odpowiedzieć. Pamiętam tylko, że wtedy nie umiałem postąpić inaczej. Nie wytrzymałem tego. Za późno, by oceniać. 
Mam do niej nie dzwonić. Muszę się powstrzymać.
Nie pozostawiła mi złudzeń. Nie oszukuj się, powiedziała, jest tylko jeden sposób, w jaki to się skończy, bo ja pragnę ciebie i ty pragniesz mnie.
Chwila w niebie, powiedziałem, a potem piekło.
(...)

- Kiedyś opowiedziałeś mi o filmie, który cię zachwycił. I wiesz, w końcu mogłam zobaczyć go w Polsce. Teraz jest moim ulubionym. Widziałam go z dziesięć razy. Mówię o „Imperium zmysłów”.
- To niesamowity film. Wstrząsający.
- Jest niezwykły. Znam te uczucia. Dobrze rozumiem bohaterkę.
Długa cisza.
- Jesteś niebezpieczna.
- Jestem. Znasz Almodovara?
- Tak.
- „Matador” to drugi mój ukochany film. Oglądam go, ilekroć mam okazję.
- Olgo, boję się ciebie.
- Powinieneś.

Czy jest taka, jak bohaterki tych filmów: namiętna, zmysłowa, niezdolna do kompromisu? Ich miłość jest zachłanna i niszcząca. Mężczyźni poddają się im i giną: w ekstazie, szczęśliwi. One też. Czy ja kiedyś taki byłem? To było tak dawno temu... 
(...)

- Czy dostałaś moje zdjęcia? Bardzo się zmieniłem?
- Jesteś przystojnym mężczyzną. Czyżbyś o tym nie wiedział?
- Nie zastanawiam się nad tym.
- Czy nie mówią ci o tym spojrzenia kobiet?
- Nie zwracam na nie uwagi.
- Żartujesz! Mnie sprawia przyjemność, kiedy widzę, że się podobam. Nie udawaj, że ciebie to nie obchodzi.
- Chyba masz rację. Ale to nie ma już takiego znaczenia. Olgo, czy znalazłaś w kopercie zaproszenie, które poświadczyłem wtedy w merostwie?
 - Tak.
- Chciałem, żebyś wiedziała, że naprawdę robiłem wtedy te wszystkie rzeczy, o których pisałem.
- Jean, nigdy nie wątpiłam. Wiem, że chciałeś umożliwić mi przyjazd, że się starałeś. Jest tylko jedna rzecz, której nie rozumiem. Może spróbuję ci wytłumaczyć. Wiem, że nie interesujesz się ani historią, ani geografią. Posłuchaj. W XIX wieku Polska jako państwo nie istniała. Była pod zaborami. Po każdym powstaniu w zaborze rosyjskim mężczyźni byli wysyłani na Sybir. A ich żony i narzeczone szły za nimi. Dlatego, choć ci wybaczyłam, wciąż nie potrafię zrozumieć. Jestem Polką. Ja poszłabym na Sybir.

___________________________
© 2014 Alina L


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 
 

Droga marzeń: Z Hyeres do Saint-Tropez









11 września 2005

niedziela, 23 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (41)

 
- Przeczytałem listy. Moje listy, których kopie mi przysłałaś. Nie pamiętałem, że było mi wtedy tak źle. Wygląda na to, że zawsze, kiedy moje życie staje się trudne, pojawiasz się ty.
- Powinnam była wtedy do ciebie przyjechać - mówi Olga. - Nie czekać na Boże Narodzenie, przyjechać i uratować cię.

Ale czy to by się udało, myślimy oboje.
Czy mnie nienawidziłaś, pytam. Nie, nigdy. Tak blisko jest od miłości do nienawiści, mówię, i wypowiadając te słowa czuję, że to frazes.
Nigdy cię nie nienawidziłam, Jean, mówi Olga. Po prostu nie przestałam cię kochać.

(...)
 
Jean, mówi, wiem, jak ci było ciężko. Wiem, że mało zarabiałeś i nie mogłeś sobie pozwolić na żonę. Potrwałoby trochę, zanim nauczyłabym się języka i jakiegoś użytecznego zawodu.
Słucham i myślę, że to nędzne usprawiedliwienie.
Byłoby nam trudno, mówi. Nie wiadomo, czy by się nam udało. Ale teraz już nie możemy tego sprawdzić. Nie możemy tam wrócić, mądrzejsi o doświadczenie i wiedzę o własnych uczuciach.

Może jesteśmy sobie przeznaczeni, ale jak to rozumieć? Wszystko było proste, dopóki się nie zjawiłaś.

- Olgo, musimy się spotkać - mówi Jean.
- Obejrzałeś zdjęcia i stwierdziłeś, że to bezpieczne: kobieta niebrzydka, ale dla ciebie za stara - Olga wybucha śmiechem.
- Będziesz rozczarowana, gdy dostaniesz moje zdjęcie.
- A co, masz siwą brodę, mnóstwo zmarszczek i jesteś gruby?
- Jestem siwy.
- To musi być piękne - rozmarza się. Znów ten ton kusicielki, podszyty śmiechem. - Siwe włosy i te wielkie czarne oczy.
- Naprawdę tak myślisz? - teraz śmieją się oboje

To prawda, że dopóki nie dostałem fotografii, myślałem o niej widząc tamtą dziewczynę. Zapewne ona też tak myśli i trochę się boję jej rozczarowania na widok siwego faceta, który kiedyś był jej ciemnowłosym kochankiem. Tylko tamte swoje twarze znaliśmy. Ale teraz, nawet mając przed oczami jej zdjęcie, słyszę tę samą Olgę. Namiętną i zazdrosną. Figlarną, złośliwą, skłonną do śmiechu, a czasem szyderstwa. To ona, ta sama, choć tak trudno mi w to uwierzyć.

- Jesteś kawał drania - mówi Olga. - Wilk, który przebrał się za owieczkę. I myślisz, że ktoś w to uwierzy?
- Olgo, naprawdę jestem wiernym mężem.

- Nie wierzę w twoją przemianę - mówi. - Byłeś kobieciarzem.
- O, tak, muszę przyznać ci rację. To prawda. Uwielbiałem kobiety.
- Wiem.
- Dlaczego uważasz, że nie powinniśmy się spotykać?.
- Jean, jeśli mnie o to poprosisz, nie odmówię. Ale to ty musisz dokonać wyboru. Kiedy do ciebie zadzwoniłam, nie zamierzałam nikogo ranić. Nasza pierwsza rozmowa była przyjazna, nic więcej. Nie chciałam wchodzić w twoje życie. To ty powiedziałeś żonie. Przez ciebie się martwi i boi.
- Co miałem zrobić?
- Nie zamierzam odmawiać, jeśli poprosisz mnie o spotkanie. Ale wiesz dobrze, jak to się skończy. Ja nie oprę się ani tobie, ani sobie. Już jestem twoja.

Na co liczyłem? Że ktoś mnie uwolni od wyboru?
Jeśli się spotkamy, wszystko wróci.
__________________________
© 2014 Alina L


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 

Pamiętasz? Fragmenty ( 40)

***
Jest poniedziałek, dzwonię do Olgi i mówię, że już zamówiłem kasetę. Chciałbym, żeby zobaczyła ten film, „Oczy czarne”. By zrozumiała, co wtedy czułem. Może to choć w niewielkim stopniu mnie usprawiedliwi. Bo nie potrafię tego powiedzieć: wiem, że zawiodłem cię nie tylko jako mężczyzna.

(...)

Śnię na jawie, nie mogę spać w nocy. Można to ukryć przed światem, ale nie da się ukryć przed kobietą, z którą sypiam w jednym łóżku. Nie kłamię. Tak postanowiłem. Zawsze mówię jej prawdę.
Którejś nocy pyta: co się dzieje, Jean? Czy to kobieta? Próbuję zaprzeczać. Boję się zadać jej ból. Ona nalega, Jest już tak zaniepokojona, że nie mogę się wycofać. Nie chcę cię zranić, mówię. Pozwalam ci, odpowiada. Może kiedy jej powiem, ten przytłaczający mnie od dziesięciu dni i nocy ciężar stanie się łatwiejszy do udźwignięcia? Może kiedy jej powiem, jakimś cudem przestanie to być problemem? Jest taka silna; zawsze radzi sobie ze sprawami, które mnie przerastają.
Mówię jej, że od dziesięciu dni i nocy marzę o tym, by spotkać się z Olgą.
Opowiadam jej tamtą historię i to, co się teraz stało. I jak bardzo trudno mi się z tym uporać.
Milczy. Nie płacze. A potem mówi, że nie czuje się bezpieczna.

***

Przesyłka od Olgi, nadspodziewanie szybko. Krótki, grzeczny list. Trzy fotografie. Kopie moich listów.
Patrzę na zdjęcia. Pierwsze jest rozczarowanie. Czego się spodziewałem? Że jakimś cudem nadal wygląda na 26 lat? Jest moją rówieśnicą; jak ja wyglądam? No, tak.
Jest kobietą w średnim wieku. To tylko zdjęcia: ma inne włosy, na twarzy widać upływ lat; jakby celowo jedno ze zdjęć zrobiono w zbliżeniu: czy chciała, żebym zobaczył ją naprawdę? Mówiła: jestem ta sama, choć o dwadzieścia lat starsza. Jest ta sama. Wygląda inaczej. Przestanę się bać. Mogę się z nią spotkać: nie będzie w tym magii.
Przecież ona też mnie zobaczy. Będzie rozczarowana.
Idę do lustra. Patrzę uważnie: wszystkie włosy siwe. Krótkie, bo z długimi wyglądałbym niepoważnie. Na mojej twarzy też widać upływ lat. Chyba bardziej.

Patrzę na zdjęcia. Robił je ktoś, kto ją kocha. Jakoś instynktownie to wiem i czuję lekkie ukłucie w piersi na myśl o tym. Jest z kimś. Jak może będąc z nim mówić, że kocha mnie? Patrzy w obiektyw z uśmiechem. Nie jest piękna; jest atrakcyjna. Kobieta na wakacjach z mężczyzną, który ją kocha..
Stoi na moście przed La Tour d’Argent. Oparta o kamienną balustradę spogląda na fotografa. Figlarny uśmiech. Na odwrocie napisała: „Niestety, nie byliśmy na górze”. Ja kiedyś tam jadłem, nieźle.
W ogrodach wersalskich: siedzi na kocu, sięga po ser. Uchwycony ruch jej opalonego ramienia. Patrzy w obiektyw, jakby zaskoczona, a jednak uśmiechnięta. Ten uśmiech nie był przeznaczony dla mnie. Czy tak się śmieje do wszystkich? Komentarz: „Piknik w Wersalu. Nie było chleba, więc musieliśmy jeść naleśniki”.
Trzecie zdjęcie, portret. Tu nie nosi ciemnych okularów. Czy wybrała je celowo, żebym zobaczył to, o czym mówiła: mam zmarszczki. Widać je, bo znów jest roześmiana, robi zabawny ruch dłonią. Odwracam fotografię: „I co cię tak śmieszy?”

Mogę się z nią spotkać. Nic się nie zdarzy. To będzie bezpieczne. Jestem dorosły. Po prostu się spotkamy, powspominamy przeszłość. Mamy do tego prawo i nie zranimy nikogo.
Przez kilka dni utwierdzam się w tym przekonaniu. Gorączka słabnie. Czuję się lepiej. Odkąd wyznałem wszystko żonie, nie dźwigam już tak ciężkiego brzemienia. Ona do tego nie wraca; zachowuje się tak, jakby się nic nie stało. Za kilka dni zadzwonię do Olgi. Powiem jej... co jej powiem?

(...)

 
- Wiesz, Olgo, przez dziesięć dni myślałem o tym, że muszę się z tobą spotkać. Wciąż byłem w Sztokholmie. Chciałem i bałem się tego. Teraz jest lepiej. Myślę, że jest to bezpieczne.
- Naprawdę tak myślisz? - ton jej głosu jest niepokojący: niedowierzanie, rozbawienie i coś jeszcze... - Jean, zastanów się. Kiedyś, w przyszłości nasze spotkanie będzie możliwe. Kiedy będziemy starzy.
- Czy musimy czekać tak długo?!

Niecierpliwię się. Ona nie rozumie, jak tego pragnę.

- Jean, ja nic nikomu nie jestem winna i mogę spotkać się z tobą, bo nikogo nie skrzywdzę. Ale ty? Zabije cię poczucie winy. Nie wytrzymasz tego. I wtedy utracę cię ponownie, tym razem na zawsze... Nie chcę cię utracić, Jean. Nie teraz. Proszę.
- Dlaczego nie możemy się spotkać?
- Ja mogę. Ty nie. Nie teraz. Mam nadzieję, że zobaczę cię kiedyś, choć raz. Ale teraz, Jean, nie chcę cię utracić, nie po to cię odnalazłam. Poczucie winy zabierze mi ciebie...
- Czy powinienem czuć się winny?
- Ja bym się tak czuła na twoim miejscu. Przecież my kochamy się przez telefon.
Ma rację.
- Dlaczego nie można cofnąć czasu ? Dlaczego nie możemy tam wrócić? Być znów w Sztokholmie?
- Zapytaj tego gościa, co jest w niebie.
- Kogo?
- Zapytaj go.
 - Ciągle go pytam, ale mi nie odpowiada.
- Bo on przychodzi do ciebie w innych ludziach.

- Kim jest twoja żona? - pyta Olga.
- Szanuję ją. Zawsze, kiedy o niej myślę, pierwsza refleksja jest taka: że ją szanuję. Rozmawiałem z nią o naszym spotkaniu.
- Co?! Oszalałeś?
- Nigdy nie kłamię.
- I co ona na to?
- Powiedziała, że nie czuje się bezpieczna.
- Ja na jej miejscu bym cię zabiła - irytuje się Olga. 
- Wiesz, Olgo, najbardziej kochałem w tobie to, czego się bałem.
- Zabiłabym cię. Jesteś draniem. Jak mogłeś jej to zrobić? Teraz się boi.
- Jak miałem postąpić? Prosiła, żebym jej powiedział.
- Spodziewałam się tego. Malutki Giovanni, trzeci syneczek własnej żony. Poszedł do mamusi, mamusia pomoże - drwi.
- Olgo, jak możesz? Co miałem zrobić?
- Najłatwiej zrzucić to na kogoś. Mój Boże, ależ ta kobieta musi być silna. Teraz to ona ma problem.
- Nigdy jej nie okłamywałem.
- Prawda nie zawsze jest wartością. Czasem rani boleśniej niż kłamstwo. Wiem coś o tym.

(...)
___________________

© 2014 Alina L


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 


Spotkałam nawet szczęśliwych Francuzów (1)





Byłam tam wielokrotnie. Po raz pierwszy w 2005 roku, na chwilę. Potem coraz częściej i dłużej.  



Stara Nicea uwodziła mnie powoli i teraz - po ponad dwu latach od ostatniego spotkania - tęsknię za nią. Za jej barwami, światłem, zapachami. 



Za tempem życia, w którym jest czas na staranne wybieranie warzyw na targu, na pogawędkę w sklepie ze słodyczami, lekturę przy kawie, obiad w restauracyjnym ogródku. 



Gdzie życie toczy się na zewnątrz przez cały rok, a domy i ludzie przyciągają wzrok. 



Spotkałam nawet szczęśliwych Francuzów! W południe, w słoneczny kwietniowy dzień, gdy powietrze wypełniały aromaty zbliżającego się obiadu, usłyszałam śpiew, dochodzący przez otwarte okno na piętrze kamieniczki, głos młodego mężczyzny, bel canto, tak naturalne i radosne jak swobodny oddech. Zajrzałam: wąska, spiralna, średniowieczna klatka schodowa, budynek w remoncie. Śpiewak, który tynkował czy malował ściany, obdarzył i mnie swoją radością życia, rozświetlił -  i tak słoneczny - dzień.



wtorek, 18 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (39)

 
Jest ósma, gdy przychodzą do domu Magdy pełnego smakowitych woni.
- Chodźcie, zaraz będzie tu Martin - Magda staje w drzwiach kuchni. - O, winko ze słynnej piwniczki Rudolfa. Lussac - Saint Emillion! Jestem pod wrażeniem.
- Mówi, że wygrał w totolotka - wyjaśnia Olga.
- Co kupiłaś?
- Chodź, to ci pokażę. 

(...)

- Ale szal! Nie uwierzę, że niedrogi. Kaszmir, i to prawdziwy.
- Prezent.
- Rany! Co mu zrobiłaś? - parska śmiechem Magda.
- Nic takiego - skromnie wzrusza ramionami Olga. - O co ty mnie posądzasz?
- Kawał drania z ciebie. Nic takiego, widzieli ją. Idę do kuchni, gdzie moje miejsce.
- Zaraz do ciebie przyjdę, tylko się odświeżę.
- Wyglądasz całkiem świeżo. Jak pączek róży. Trochę podrapany.
- Cicho, wiem. 

Z kuchni, w której jedli gołąbki przyrządzone przez Magdę, przechodzą do salonu. Rudolf otwiera wino, na stole ląduje talerz serów, winogrona, pieczywo. Rozmowa rwie się, więc włączają muzykę. Przeboje lat siedemdziesiątych! Jak łatwo na chwilę wrócić do tamtej atmosfery, tamtych lat... Tylko wina były inne. I chłopcy mówili w innym języku.
Magda z Martinem tańczą, ich profile na tle oświetlonej ściany zbliżają się do siebie. „Nights in White Satin”, temu nie można się oprzeć.
- Rudi - mówi cicho Olga - nie możemy tu zostać.
- Wiem. Zaraz pójdziemy. 

(...)

- Nie wiem, co powiedzieć - mówi Olga, gdy idą ulicą.
- O tamtym? - Rudi wskazuje w górę. - Najlepiej nic. To ich sprawa.
- Wiem. Czuję się trochę nieswojo.
- Niepotrzebnie. Są dorośli. I przynajmniej on jest wolny.
- Tak jak my.
- Tak jak my. 

 
- Nie chce mi się spać - Olga przeciąga się leniwie. - Ale ty jesteś senny.
- Nie. Jeśli nie zaśniesz, podróż bardziej cię zmęczy.
- Wiem - kładzie głowę na jego ramieniu. - Jest tak dobrze.
- Przed czym uciekasz? - pyta nagle mężczyzna.
- Jak to?
- Powiedz mi.
- Nie wiem.
- Ciągle uciekasz.
- Chyba tak. Nie pytaj, bo nie powiem.
- Nie mogę ci pomóc?
- Wcale nie chcesz.
- Jesteś okropna. Co ty wiesz?
- Wiem, że najpóźniej pojutrze zaczęlibyśmy się kłócić i robić sobie na złość.
- Dlatego spotkamy się za dwa lata albo wcale?
- Dlaczego mnie męczysz? - wybucha Olga.
Mężczyzna odwraca się. Nic nie mówi.
- Przepraszam - szepce Olga.
- To za mało.
- Wybacz mi. Nie psujmy tego. To bez sensu, nie powinniśmy w ogóle rozmawiać. Szkoda, że oboje znamy angielski. Gdybyśmy nie mieli wspólnego języka, wszystko byłoby proste.
- Żadnej przeszłości, żadnej przyszłości - mówi mężczyzna.
- Chodź do mnie - Olga całuje go u nasady włosów, za uszami.
- Chcesz? - pyta Rudi nie odwracając się.
- Chcę.
- Dlaczego?
- Dla niczego. Chodź.
- Jesteś potworem, Olgo - szepce mężczyzna, patrząc na nią twardym wzrokiem. Ona wytrzymuje to spojrzenie.
- Wiem. Ty też.
- Ja też - przyznaje i przygniata ją swoim ciężarem. - Masz ochotę na potworny seks? Trochę sadyzmu?
- Tylko proszę, nie zostawiaj śladów - chichocze Olga.
 
- Nie musisz wstawać - mówi Olga do Rudolfa. - Już tak późno, że nawet nie zdążę porozmawiać z Magdą. Za trzy godziny mam pociąg.
- Czy jeszcze się spotkamy?
- Dlaczego znów zadajesz pytania? Wszystko psujesz.
- Masz rację. Koniec pytań. Zadzwoń do mnie, kiedy zechcesz. Może jeszcze tu będę.
Olga, już ubrana, przysiada na brzegu łóżka.
- Gdziekolwiek będziesz, pamiętaj, że myślę o tobie z czułością.
- Naprawdę? - pyta mały chłopiec w ciele dorosłego mężczyzny.
Nabrałaby się na ten wdzięk, jak kiedyś, ale teraz...
- Naprawdę. Dziękuję za cudowny weekend. I za prezent. I za...
- Za?
- Wiesz za co. Jesteś niezrównany. Prawdziwy profesjonalista.


Rudolf parska śmiechem.
- Do usług, madame.
Olga całuje go w usta.
- Do zobaczenia. Śpij spokojnie, zatrzasnę drzwi.

- Co ty mówiłaś o pociągu w południe? Chyba się przesłyszałam? - zwraca się Magda do Olgi, gdy ta staje w drzwiach mieszkania.
- Za pięć pierwsza, do Warszawy.
- Miałaś jechać do Paryża.
- Widzisz, nawet nie porozmawiałyśmy. Zmieniłam plany.
- Kiedy? Kiedy zmieniłaś plany?
- W czwartek.
- W ten czwartek? Co się stało?
- Zadzwonił Jean.
Magda siada w fotelu.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- W końcu ci mówię. Słuchaj, muszę się wykąpać, najlepiej wymoczyć w wannie, bo nie zniosę tej jazdy.
- Puść wodę, a ja zrobię kawę i przyjdę do ciebie. Pewnie nie jadłaś śniadania?
- Nie da się ukryć. Proszę coś lekkiego, najlepiej grzanki z miodem i sok pomarańczowy.
- Już się robi. Nastawię budzik, bo się spóźnisz na pociąg.
Łazienka jest ogromna, z wysokim witrażowym oknem. Na parapecie doniczki z bluszczem. Oprócz wielkiej, staroświeckiej wanny stoi tu wiklinowy fotel z małym stoliczkiem, teraz nakrytym do lekkiego śniadania. Stalowe filiżanki, kawa w szklanym dzbanku. Na talerzykach przyrumienione grzanki, posmarowane masłem i miodem.
- Z cukrem i śmietanką, oczywiście? - zwraca się Magda do pławiącej się w pianie Olgi.
- Aha. Od czego mam zacząć? Nie zdążę opowiedzieć ci wszystkiego. Może będziesz zadawać mi pytania?
- To teleturniej, czy co? Ty do niego telefonowałaś, to wiem. Powiedział, że zadzwoni w sprawie listów. Zgodził się?
- Tak.
- Więc dlaczego wracasz, zamiast jechać dalej?
- Ponieważ stało się coś, czego nie przewidziałam.
- Chce się z tobą spotkać?
- Zgadłaś.
- Dlaczego?
- Cytuję: zrozumiałem, że ciągle jestem zakochany w tej dziewczynie ze Sztokholmu.
- A to uwodziciel! - Magda aż siada z wrażenia. - I co, spotkasz się z nim?
- Myślę, że nie powinnam.
- Dlaczego nie? Przecież tego chciałaś.
- Ma dwoje małych dzieci i to byłoby nie w porządku.
- To jego dzieci, nie twoje.
- Ale moje sumienie. A także moje uczucia.
- Boisz się?
- Nie wiem, czy warto.
- Więc pytam ponownie: dlaczego wracasz? Dlaczego nie Paryż?
- Nie teraz. Muszę zobaczyć, co się z tego wykluje.
- A, rozumiem. Mała wiwisekcja. W tym jesteś mistrzynią. Wszystkiego dobrego! - Magda spogląda na zegarek. - Dochodzi dwunasta. Jeśli nie zmieniłaś zdania, czas na ciebie.

Gdy pociąg opuszcza dworzec i bez pośpiechu jedzie środkiem wielkiego placu budowy, jakim stał się Berlin, uświadamiam sobie, że nie zdążyłam zadać Magdzie żadnych pytań. Może to i lepiej. Już dawno utraciłyśmy niewinność, ale po co o tym mówić?
 
__________________________


© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 

Pamiętasz? Fragmenty (38)


***
Na dworcu ZOO trudno się zgubić, ale i niełatwo odnaleźć. Dopiero gdy podróżni opuszczają peron, Olga i Magda padają sobie w ramiona.
- Nareszcie. Pięknie wyglądasz.
- Ty też - Magda uważnie przygląda się Oldze. - Zmieniłaś fryzurę.
- Tylko kolor. Ale mówią mi, że mam nadal być blondynką.
- Czy ja wiem? - zastanawia się tamta. - Jaką miałaś podróż?
- Bez niespodzianek - Olga podnosi niewielką walizkę.
- Idziemy dziś na balangę - informuje Magda.
- Najpierw do wanny. Muszę odetchnąć, wstałam o 6.00.
(...)

W holu małego kina, pełniącym również funkcję baru, jest już tłoczno. Dym papierosowy i gwar, w tle muzyka. W sali bez przerwy wyświetlane są jakieś filmy, niekomercyjna produkcja zaprzyjaźnionych artystów, głównie krótki metraż. Widzowie wchodzą i wychodzą, hałaśliwe powitania mieszają się z poważnymi rozmowami. Mężczyźni i kobiety ubrani z wystudiowaną nonszalancją. Olga i Magda piją piwo stojąc przy bufecie i rozmawiają z Ulą i Hansem.
Magda przygląda się komuś za plecami Olgi. Uśmiecha się i patrzy na nią.
- Popatrz, kto tu jest.
Olga odwraca się. Tuż przed nią stoi Rudolf.
- O! Odnalazła się zguba. Już myślałem, że umarłaś - mówi patrząc na nią przez szkła okularów.
- Jesteś słodki jak zawsze.
Obejmują się i czule całują w policzki, jakby to półtoraroczne milczenie nigdy nie miało miejsca.
- Nie tak jak ty. Zmieniłaś numer telefonu?
- Yhm.
- Ze względu nam mnie?
- Nie przeceniaj swojej roli - drwi Olga.
- Ranisz mnie - wzdycha Rudolf, kładąc rękę na sercu. - Okrutna kobieta, nie to, co ty - zwraca się do Magdy.
- Upiłeś się, czy co? - docieka Magda.
- Ach, te Polki. Prosty niemiecki chłopiec nie ma z nimi szans.
- Chłopcze, dorośnij - mówi Olga. - Ożeniłeś się w końcu?
- Żadna nie jest dla mnie dość bogata.
- I dość naiwna. Czym się teraz zajmujesz? Nadal dystrybucją filmów?
- Można to tak ująć.
- I jak ci idzie?
- Szukam bogatej żony.
- Powodzenia. W końcu dostaniesz nagrodę za wytrwałość.
- Olgo, poznaj Martina - Magda przedstawia jej ciemnowłosego, szczupłego mężczyznę. - Jest rzeźbiarzem, jutro pokażę ci jego prace.
- Witaj - dłoń mężczyzny jest silna i ciepła. - Dobrze się bawisz?
- Tak, dziękuję.
- Cześć, Rudi - zwraca się Martin do towarzysza Olgi. - Pójdziemy gdzieś na kolację? - patrzy na Magdę.
- Już teraz? - pyta Rudolf.
- Myślicie, że coś znajdziemy bez rezerwacji? W piątek? - wątpi Magda.
- Racja. Może coś znajdę, jeśli nie macie nic przeciwko kuchni włoskiej - proponuje Rudolf.
- Może być - wyrokuje Olga.
Rudolf wychodzi na zewnątrz, by zatelefonować. Po chwili wraca.
- Udało się. Dziesięć minut szybkiego marszu.
- No wiesz! - żartobliwie oburza się Olga. - To ma być szkoła przetrwania, czy co?
- Mam cię wziąć na barana?
- Podpity baran, to mi dopiero oferta!
Idą zaśmiewając się głośno, mijają gwarne, zatłoczone restauracyjne ogródki.
(...)

Poprawiają makijaż przed lustrem. Magda wyciąga klucze z torebki.
- Masz drugi komplet. Będzie ci potrzebny. Albo i nie.
- W razie czego mam numer twojej komórki. Gdyby cię nie było dłużej niż 24 godziny.
- O dziesiątej otwieram galerię.
- Świetnie. Uważaj na siebie - mówi Olga, gdy wracają na salę.
- Ty też - mruga do niej Magda.
- I co, naradziłyście się? - kpi Rudolf.
Olga patrzy na niego z uśmiechem.

Olga i Rudolf idą ulicą. On trzyma ją mocno za rękę. Zatrzymuje się. Patrzy na nią i czeka na jej przyzwalający gest. Pochylając się nad nią całuje najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej namiętnie, cały czas obserwując jej reakcje. Zatrzymuje się i patrzy na nią czekając, by okazała, że tego pragnie. I tak jest. Jest tak, jak było zawsze między nimi, teraz przyciąganie, ten moment, gdy gra o to, które będzie silniejsze, zostaje zawieszona. Bez słowa skręcają w ulicę, prowadzącą do jego domu, już za drzwiami on obejmuje ją i przypiera do ściany. Olga wyrywa się ze śmiechem i wbiega na piętro.

Jest tak, jak było zawsze, obok łóżka butelka dobrego wina i dwa kieliszki, nocna lampka, ściszona muzyka. Jego jasna skóra, wygimnastykowane mimo lekkiej nadwagi ciało i sprawne dłonie. Wszystko jest radosne i proste. Śmieją się, przekomarzają, bawią. Zasypiają, byle jak przykryci skotłowaną pościelą.

Jest ranek, kiedy się budzą.
- Nie zmarzłaś? - pyta Rudolf, przykrywając ją kołdrą.
- Grzejesz jak piecyk - przytula się do niego Olga. - Znów przytyłeś - głaszcze go po brzuszku.
- I co teraz zrobimy? - śmieje się Rudi z miną zadowolonego kocura.
- Zjemy śniadanie. Chyba że...
- Co? - patrzy na nią pytająco.
- Chyba że znowu nie masz nic do jedzenia.
- Coś mam - stwierdza Rudolf i uśmiecha się lubieżnie.
- No tak - Olga całuje go w usta. - Tak przypuszczałam. W porządku, potem zjemy w kawiarni.
(...)

W galerii Olga ogląda dziwne rzeźby Martina. Ni to ludzie, ni to ptaki. Niewielkie, tajemnicze przedmioty mają w sobie jakąś moc. Są piękne i niepokojące.
Magda zarumieniona, uśmiechnięta.
- Świetnie wyglądasz - stwierdza Olga ze śmiechem.
- Ty też - zauważa tamta. - Byłaś w salonie piękności?
- Coś w tym rodzaju - parska śmiechem Olga.
- Dasz mi adres? - drwi Magda.
- Dobrze go znasz.
- Nie tak dobrze jak ty.
- Tylko nie mów, że chcesz się zamienić - Olga całuje Magdę w policzek. - Nie uwierzę. Dobrze jest, nie?
- Jest bosko.
(...)

- Przepraszam za spóźnienie. Byłam w galerii - mówi Olga całując Rudolfa w policzek. - Chodźmy do cukierni. Wypiję kawę i idziemy.
- Co chcesz kupić?
- Buty. I może jeszcze coś ładnego. Jesteś pewien, że cię to nie znudzi?
- Zobaczymy - uśmiecha się Rudi. - Przepraszam cię na moment.
Podchodzi do stolika, przy którym przed chwilą usiedli jacyś ludzie. Wita się z nimi i siada na wolnym krześle. Prowadzą ożywioną rozmowę. Olga zamawia kawę dla nich obojga. Rudolf wraca po paru minutach.
- Ta kawa dla mnie? Dziękuję. Oddam ci pieniądze.
- Oszalałeś?
- Już wysuwasz pazurki?
- Muszę być ostrożna. Może ty wysuniesz pierwszy.
- Cóż taki stary, wyleniały lew jak ja może ci zrobić?
- Podobno te stare są najbardziej niebezpieczne, bo nieobliczalne.
Kupiwszy buty w dużym salonie wędrują dalej. Rudolf krzywi się z niesmakiem przy wejściu do domów towarowych.
- To tandeta. Chodźmy do KaDeWe.
- Chłopcze, bądź łaskaw wziąć pod uwagę zasobność mojego portfela. Mogę tam pójść wyłącznie w celach poznawczych.
- To też jakiś powód.
W KaDeWe trwa wyprzedaż wyrobów z kaszmiru, których ceny obniżono dość znacznie. Nadal jednak są wysokie. Olga z zachwytem ogląda szal w delikatny, beżowy wzór.
- Podoba ci się?
- Jest piękny.
- Przyjmiesz go ode mnie?
- Wygrałeś w totolotka?
- Może.
- Przyjmę - uśmiecha się Olga. - Dziękuję.
Patrzy na metkę na odwrocie szala. Są na niej słowa CARPE DIEM.
- Widzisz? - mówi Rudolf całując ją w czubek głowy.
Podaje kartę kredytową kasjerce.
- Co robimy? - pyta Olgę.
- Wystarczy tych sklepów. Co byś chciał robić?
- Mam pomysł - śmieje się Rudolf znacząco.
- Tylko nie mów, że...
- Dlaczego nie?
- Ale...
- Zadzwonię do Magdy, wszystko jej wytłumaczę. Czekaj, złapię jakąś taksówkę.
 
_____________________________




© 2014 Alina L


Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Pamiętasz? Fragmenty (37)

Odkładam słuchawkę. Jestem w biurze, jest czwartek, 12.00 i właśnie przeżyłem trzęsienie ziemi. Pójdę na lunch i może ochłonę.
Od lat myślałem o sobie jako o dobrym, lojalnym mężu. Jestem wierny swojej żonie. Uwielbiam moich synków. Za nic nie chciałbym ich stracić. Za nic nie chciałbym ich zranić. Jak więc to możliwe, że teraz pojawiają się w mojej wyobraźni najdziksze scenariusze, które odrzucam z przerażeniem. Ale one wracają. Nie godzę się na to. Panuję nad swoim życiem. 
 
Nie zadzwonię już do niej.
Chciałbym słuchać jej głosu. Patrzeć na nią. Dotykać.
Moje dzieci są małe i na to nie zasłużyły.
Tak bardzo, tak niewiarygodnie ją kochałem. Czuję się tak, jakby te lata nie minęły.
Już nie jesteśmy ci sami. To złudzenie.
Dlaczego wtedy stchórzyłem? Jak mogłem być tak słaby?
Za późno.
Ona mnie ciągle kocha.
Tak mówi. Nie jesteś tamtym Jeanem. Zmieniłeś się. 
Chcę jeszcze usłyszeć jej głos.
Nie wolno ci dzwonić.
Muszę. Tylko ten jeden raz.
Okłamujesz sam siebie.
Do diabła, mam do tego prawo!
A dzieci?
Przecież to tylko rozmowa!

Tego dnia Jean zostaje w pracy po godzinach. Patrzy na aparat telefoniczny. Spogląda na niego od paru godzin i za każdym razem powstrzymuje się przed podniesieniem słuchawki. Teraz wystukuje na klawiaturze ten numer.
- Miałem nadzieję, że uda mi się nie zadzwonić do ciebie - mówi. - Przegrałem.
- Jak dobrze znów cię słyszeć - radość w jej głosie.
- Pamiętam kilka słów po polsku - mówi Jean. - „Tak” i jeszcze „kocham cię”.
- Kocham cię - powtarza Olga szeptem.
- Mów do mnie, proszę. Mów.
 
Opisuje mi swoją sypialnię. Pastel, półakt dziewczęcy, na ścianie.
A potem mówię jej znów, jakby nie dość było tego, co powiedziałem rano, że wróciło do mnie szaleństwo sprzed lat. Mówię, jak uwielbiałem jej ciało, jak go pragnąłem.
- Ono się tak bardzo nie zmieniło - mówi.
Zapiera mi dech. 
 
(...)
 
Szalona, przewrotna kusicielko, co ty ze mną wyprawiasz?! Przecież oboje wiemy, że jeśli się spotkamy...

- Ja sam jestem swoim największym wrogiem.
- Niech już tak będzie - mówi Olga. - Niech zostanie tak, jak jest teraz, bo chciałabym móc tak rozmawiać z tobą za tydzień. Za rok. Za pięć lat. I kiedy będziemy całkiem starzy. Niczego nie oczekuję, Jean. Teraz musimy kończyć. Zadzwoń kiedyś.
 
***
Po tej rozmowie muszę wrócić do domu, do żony i dzieci. Patrzę w lustro. W biurze już nie ma prawie nikogo, tylko strażnicy, i nikt mnie nie zaskoczy na tym uważnym analizowaniu własnej twarzy. To ja. Mąż i ojciec. Dałem słowo, sobie i innym. Postanowiłem się zmienić - zbyt wiele osób cierpiało przeze mnie - i jakoś mi się do tej pory udawało. Odnalazłem spokój w małżeństwie. Szanuję moją żonę; to pierwsze, co mi przychodzi do głowy, gdy o niej myślę: szacunek. A miłość? Gdzie jest miłość? Przecież ją kocham. Tak, inaczej. Już bez namiętności. Namiętność... to ciało Olgi w świetle nocnej lampki, to jej zielone oczy, rozgorączkowane usta. To jej skóra, jej piersi, pośladki. Woń jej ciała. Głos. Śmiech. Włosy na poduszce. To ucisk w brzuchu, gdy mówiła: muszę już iść, pozwól mi, proszę; a jej oczy i ciało mówiły co innego.
Nabieram zimnej wody w dłonie, przemywam twarz. Muszę iść do domu. Jak mam wrócić do moich synów z tamtą miłością wypisaną na twarzy? Jestem za nich odpowiedzialny. Nie chcę ich krzywdzić. 

(...)

Jej telefon. Lektura jej listów. I jakaś potworna siła znów wciąga mnie w odmęty.
Ona jest tu, niedaleko. O parę godzin jazdy samochodem lub pociągiem. Spytałem, czy będę mógł do niej zadzwonić, gdy będzie w Berlinie. Powiedziała, że nie. Nie ma roamingu. Nie zapytałem, z kim spędza ten weekend. Nie wiem, gdzie się zatrzymała. Nawet gdybym jakimś cudem zdobył się na wyjazd do Berlina, nie odnalazłabym jej w tym mieście. Tęsknię za nią. Tak, jakby była jedyną kobietą na świecie.
 
_________________



© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.