***
Na dworcu ZOO trudno się zgubić, ale i niełatwo odnaleźć. Dopiero gdy podróżni opuszczają peron, Olga i Magda padają sobie w ramiona.
- Nareszcie. Pięknie wyglądasz.
- Ty też - Magda uważnie przygląda się Oldze. - Zmieniłaś fryzurę.
- Tylko kolor. Ale mówią mi, że mam nadal być blondynką.
- Czy ja wiem? - zastanawia się tamta. - Jaką miałaś podróż?
- Bez niespodzianek - Olga podnosi niewielką walizkę.
- Idziemy dziś na balangę - informuje Magda.
- Najpierw do wanny. Muszę odetchnąć, wstałam o 6.00.
(...)
W holu małego kina, pełniącym również funkcję baru, jest już tłoczno. Dym papierosowy i gwar, w tle muzyka. W sali bez przerwy wyświetlane są jakieś filmy, niekomercyjna produkcja zaprzyjaźnionych artystów, głównie krótki metraż. Widzowie wchodzą i wychodzą, hałaśliwe powitania mieszają się z poważnymi rozmowami. Mężczyźni i kobiety ubrani z wystudiowaną nonszalancją. Olga i Magda piją piwo stojąc przy bufecie i rozmawiają z Ulą i Hansem.
Magda przygląda się komuś za plecami Olgi. Uśmiecha się i patrzy na nią.
- Popatrz, kto tu jest.
Olga odwraca się. Tuż przed nią stoi Rudolf.
- O! Odnalazła się zguba. Już myślałem, że umarłaś - mówi patrząc na nią przez szkła okularów.
- Jesteś słodki jak zawsze.
Obejmują się i czule całują w policzki, jakby to półtoraroczne milczenie nigdy nie miało miejsca.
- Nie tak jak ty. Zmieniłaś numer telefonu?
- Yhm.
- Ze względu nam mnie?
- Nie przeceniaj swojej roli - drwi Olga.
- Ranisz mnie - wzdycha Rudolf, kładąc rękę na sercu. - Okrutna kobieta, nie to, co ty - zwraca się do Magdy.
- Upiłeś się, czy co? - docieka Magda.
- Ach, te Polki. Prosty niemiecki chłopiec nie ma z nimi szans.
- Chłopcze, dorośnij - mówi Olga. - Ożeniłeś się w końcu?
- Żadna nie jest dla mnie dość bogata.
- I dość naiwna. Czym się teraz zajmujesz? Nadal dystrybucją filmów?
- Można to tak ująć.
- I jak ci idzie?
- Szukam bogatej żony.
- Powodzenia. W końcu dostaniesz nagrodę za wytrwałość.
- Olgo, poznaj Martina - Magda przedstawia jej ciemnowłosego, szczupłego mężczyznę. - Jest rzeźbiarzem, jutro pokażę ci jego prace.
- Witaj - dłoń mężczyzny jest silna i ciepła. - Dobrze się bawisz?
- Tak, dziękuję.
- Cześć, Rudi - zwraca się Martin do towarzysza Olgi. - Pójdziemy gdzieś na kolację? - patrzy na Magdę.
- Już teraz? - pyta Rudolf.
- Myślicie, że coś znajdziemy bez rezerwacji? W piątek? - wątpi Magda.
- Racja. Może coś znajdę, jeśli nie macie nic przeciwko kuchni włoskiej - proponuje Rudolf.
- Może być - wyrokuje Olga.
Rudolf wychodzi na zewnątrz, by zatelefonować. Po chwili wraca.
- Udało się. Dziesięć minut szybkiego marszu.
- No wiesz! - żartobliwie oburza się Olga. - To ma być szkoła przetrwania, czy co?
- Mam cię wziąć na barana?
- Podpity baran, to mi dopiero oferta!
Idą zaśmiewając się głośno, mijają gwarne, zatłoczone restauracyjne ogródki.
(...)
Poprawiają makijaż przed lustrem. Magda wyciąga klucze z torebki.
- Masz drugi komplet. Będzie ci potrzebny. Albo i nie.
- W razie czego mam numer twojej komórki. Gdyby cię nie było dłużej niż 24 godziny.
- O dziesiątej otwieram galerię.
- Świetnie. Uważaj na siebie - mówi Olga, gdy wracają na salę.
- Ty też - mruga do niej Magda.
- I co, naradziłyście się? - kpi Rudolf.
Olga patrzy na niego z uśmiechem.
Olga i Rudolf idą ulicą. On trzyma ją mocno za rękę. Zatrzymuje się. Patrzy na nią i czeka na jej przyzwalający gest. Pochylając się nad nią całuje najpierw delikatnie, a potem coraz bardziej namiętnie, cały czas obserwując jej reakcje. Zatrzymuje się i patrzy na nią czekając, by okazała, że tego pragnie. I tak jest. Jest tak, jak było zawsze między nimi, teraz przyciąganie, ten moment, gdy gra o to, które będzie silniejsze, zostaje zawieszona. Bez słowa skręcają w ulicę, prowadzącą do jego domu, już za drzwiami on obejmuje ją i przypiera do ściany. Olga wyrywa się ze śmiechem i wbiega na piętro.
Jest tak, jak było zawsze, obok łóżka butelka dobrego wina i dwa kieliszki, nocna lampka, ściszona muzyka. Jego jasna skóra, wygimnastykowane mimo lekkiej nadwagi ciało i sprawne dłonie. Wszystko jest radosne i proste. Śmieją się, przekomarzają, bawią. Zasypiają, byle jak przykryci skotłowaną pościelą.
Jest ranek, kiedy się budzą.
- Nie zmarzłaś? - pyta Rudolf, przykrywając ją kołdrą.
- Grzejesz jak piecyk - przytula się do niego Olga. - Znów przytyłeś - głaszcze go po brzuszku.
- I co teraz zrobimy? - śmieje się Rudi z miną zadowolonego kocura.
- Zjemy śniadanie. Chyba że...
- Co? - patrzy na nią pytająco.
- Chyba że znowu nie masz nic do jedzenia.
- Coś mam - stwierdza Rudolf i uśmiecha się lubieżnie.
- No tak - Olga całuje go w usta. - Tak przypuszczałam. W porządku, potem zjemy w kawiarni.
(...)
W galerii Olga ogląda dziwne rzeźby Martina. Ni to ludzie, ni to ptaki. Niewielkie, tajemnicze przedmioty mają w sobie jakąś moc. Są piękne i niepokojące.
Magda zarumieniona, uśmiechnięta.
- Świetnie wyglądasz - stwierdza Olga ze śmiechem.
- Ty też - zauważa tamta. - Byłaś w salonie piękności?
- Coś w tym rodzaju - parska śmiechem Olga.
- Dasz mi adres? - drwi Magda.
- Dobrze go znasz.
- Nie tak dobrze jak ty.
- Tylko nie mów, że chcesz się zamienić - Olga całuje Magdę w policzek. - Nie uwierzę. Dobrze jest, nie?
- Jest bosko.
(...)
- Przepraszam za spóźnienie. Byłam w galerii - mówi Olga całując Rudolfa w policzek. - Chodźmy do cukierni. Wypiję kawę i idziemy.
- Co chcesz kupić?
- Buty. I może jeszcze coś ładnego. Jesteś pewien, że cię to nie znudzi?
- Zobaczymy - uśmiecha się Rudi. - Przepraszam cię na moment.
Podchodzi do stolika, przy którym przed chwilą usiedli jacyś ludzie. Wita się z nimi i siada na wolnym krześle. Prowadzą ożywioną rozmowę. Olga zamawia kawę dla nich obojga. Rudolf wraca po paru minutach.
- Ta kawa dla mnie? Dziękuję. Oddam ci pieniądze.
- Oszalałeś?
- Już wysuwasz pazurki?
- Muszę być ostrożna. Może ty wysuniesz pierwszy.
- Cóż taki stary, wyleniały lew jak ja może ci zrobić?
- Podobno te stare są najbardziej niebezpieczne, bo nieobliczalne.
Kupiwszy buty w dużym salonie wędrują dalej. Rudolf krzywi się z niesmakiem przy wejściu do domów towarowych.
- To tandeta. Chodźmy do KaDeWe.
- Chłopcze, bądź łaskaw wziąć pod uwagę zasobność mojego portfela. Mogę tam pójść wyłącznie w celach poznawczych.
- To też jakiś powód.
W KaDeWe trwa wyprzedaż wyrobów z kaszmiru, których ceny obniżono dość znacznie. Nadal jednak są wysokie. Olga z zachwytem ogląda szal w delikatny, beżowy wzór.
- Podoba ci się?
- Jest piękny.
- Przyjmiesz go ode mnie?
- Wygrałeś w totolotka?
- Może.
- Przyjmę - uśmiecha się Olga. - Dziękuję.
Patrzy na metkę na odwrocie szala. Są na niej słowa CARPE DIEM.
- Widzisz? - mówi Rudolf całując ją w czubek głowy.
Podaje kartę kredytową kasjerce.
- Co robimy? - pyta Olgę.
- Wystarczy tych sklepów. Co byś chciał robić?
- Mam pomysł - śmieje się Rudolf znacząco.
- Tylko nie mów, że...
- Dlaczego nie?
- Ale...
- Zadzwonię do Magdy, wszystko jej wytłumaczę. Czekaj, złapię jakąś taksówkę.
_____________________________
© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie,
powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez
zgody autora zabronione.
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.