piątek, 26 września 2014

Pamiętasz? Fragmenty (7)

- Ale was wzięło - śmieje się Magda. - Takiego klasycznego coup de foudre nie widziałam jeszcze na własne oczy. Wydzwaniał do mnie codziennie, żeby rozmawiać o tobie. Chciał wiedzieć wszystko. Musiałam się bardzo pilnować, żeby czegoś głupio nie chlapnąć. Ci Południowcy to szaleńcy. Dostają furii z zazdrości. Słuchaj, przecież wy będziecie chcieli jakoś się kontaktować. Zostawię ci moje klucze, możesz korzystać z telefonu, a jeśli zechcesz zadzwonić, ceny rozmów i tak będą wyszczególnione na rachunku.
- Już wyjeżdżasz? - zdumiewa się Olga.
- Tak, pojutrze na tydzień do Berlina Zachodniego, a stamtąd do Sztokholmu.
- Berlin? A to coś nowego. Przyznaj się, co tam knujesz.
- Pamiętasz Gunthera? - Magda uśmiecha się tajemniczo.
- A, „raz ją ujrzał pewien malarz...”
- „..który często pijał alasz”. Wydarł mój sztokholmski telefon od mamy, która zawsze miała do niego słabość - wiesz, ona ciągle jest niespełnioną artystką, namawiam ją, żeby znów zaczęła malować - i tak długo mi się naprzykrzał, aż przyjęłam jego zaproszenie.
- Ja też go zawsze lubiłam. Uściskaj go ode mnie. A właściwie dlaczego to się miedzy wami skończyło?
- Myślę, że byliśmy za młodzi. Ale nic na siłę nie zamierzam reanimować.

- Dziękuję za klucze. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę - Olga sprząta talerzyki po sałatce i parzy kawę. - Szarlotka jest jeszcze ciepła, nie przeszkadza ci to?
- Wręcz przeciwnie. A co do wdzięczności - zastanawia się Magda - zaprosisz mnie na wesele.
- Myślisz, że się ze mną ożeni?
- A chcesz tego?
- Chyba zwariowałam. Miesiąc temu nie uwierzyłabym, że mogę aż tak stracić głowę. Teraz gotowa jestem wyjechać z Polski, zmienić nazwisko...
- I co jeszcze? - pyta cicho Magda.
- Wolę nie myśleć. Odebrało mi rozum, ale nie do końca. Nie spalę za sobą mostów. Za dużo w życiu widziałam i wiem, że trzeba mieć dokąd wrócić. - Olga otrząsa się. - Spójrz na zachód słońca. Cokolwiek byś powiedziała o tym miniaturowym mieszkanku, widok jest piękny. Siedzę na kanapie, słucham muzyki i marzę. I tak co wieczór. Napijmy się.

Kiedy wieczorem, odprowadziwszy Magdę na przystanek, wraca do domu, kartki zapełnione drobnym pismem Jeana czekają na biurku. Do poduszki „Let it Be” i listy. Jak dobrze jest zasypiać z jego słowami. Dać się ukołysać muzyce. Let it be.

Ilekroć do ciebie dzwonię, ktoś nam przeszkadza. Dziś ta głupia kobieta w centrali telefonicznej. Chce mi się płakać. Proszę, przyjedź! Boję się, że coś się zdarzy. Że nie przyjedziesz. O niczym innym nie umiem myśleć. Życie tutaj to udręka; terror rzeczy nieważnych, a koniecznych. Nie chcę ci o tym mówić. Chciałabym, żebyś tu był, żebyś mnie mocno objął i powiedział: nie smuć się, Zielonooka.
Róża w moim flakonie. Zbyt doskonała. Zbyt piękna. Może dlatego rani mi palce. Piękno jest okrutne: tak się broni przed podłością świata.

- Iza! Nareszcie! - Opalona, w obszernej sukience z surówki wykończonej koronką, z wielką, kolorową torbą, Iza stoi w drzwiach. - Wchodź. Kiedy wróciłaś?
- Wczoraj Marek przywiózł nas z Kazimierza. On sam już pracuje od tygodnia, a my mamy wolne. Ale dziś tatuś zajął się synem. Spóźnione, ale szczere życzenia, skoro upierasz się, by obchodzić urodziny.
- Dziękuję, że pamiętałaś. Piękny wisior! No i muszę podziękować ci za poncho i torebkę, sprawdziły się fantastycznie.
- Opowiadaj! Co się zdarzyło? Wyglądasz kwitnąco. I jakoś podejrzanie inaczej. Mężczyzna? - Iza sadowi się w fotelu, uważnie przyglądając się Oldze.
- „Nowy kochanek nadaje jej nową duszę”, skąd to było, nie pamiętasz?
- Kochanek! - Iza unosi brwi - Umieram z ciekawości.
- Chyba go wkrótce poznasz. Ciemnowłosy, ciemnooki, nieco egzotyczny - Olga zawiesza głos.
- Arab?!
- Nie, spokojnie. Powiedzmy, Francuz - mówi Olga z miną niewiniątka.
- No! Skąd się wziął? - ożywia się tamta.
- Magda go poderwała.
- Odbiłaś jej faceta? - oburza się Iza.
- Za kogo ty mnie masz? Nikogo jej nie odbiłam. - Olga zastanawia się przez chwilę. - A może i masz rację. Chyba mi do głowy nie przyszło, że on jej mógł się też spodobać, ale kiedy zobaczyła, co się święci, nawet się nie zająknęła - wzrusza ramionami. - Nie sądzę, by miała teraz o to żal. Pojawił się Gunther, pamiętasz go? - wychodzi do kuchni, wnosi paterę z szarlotką.
- A któż by nie pamiętał Gunthera. Świetny facet. Spokój i wolne ruchy. Nie szykuj nic do jedzenia, jestem i tak za gruba - protestuje Iza. - Albo daj kawałek szarlotki, ale nie za duży.
- A jak się miewa twoje maleństwo? Ale ze mnie gapa. Mam coś z niemowlęcych kosmetyków dla Maksia - Olga sięga na półkę po pakiecik. - Zdecydowałaś się na urlop wychowawczy?
- Nie, ułożą mi tak zajęcia, że będę miała trzy wolne dni w tygodniu, Marek ma jeden, a poza tym przyjedzie moja mama. Nie chcę przerywać pracy, sama wiesz, jak trudno się zmobilizować siedząc w domu. Zaczynam na dobre pisać doktorat i potrzebna mi jest dyscyplina, bo inaczej zatonę w papierach. Im mniej czasu wolnego, tym lepiej.
- Przerażasz mnie. Nie mogłabym tak żyć.
- Mogłabyś, gdybyś musiała. Zresztą naprawdę liczę na mamę, wiesz, że prowadzenie domu to nie moja specjalność. Zgrzeszę, ale zjem jeszcze kawałek. Dasz mi przepis? Kiedy do nas przyjdziesz?
- Jak najprędzej. Chcę zobaczyć Maksia.
- Marek jakiś sfrustrowany. Chce rzucić pracę w szkole, tylko nie ma pomysłu, dokąd pójść. Mam wrażenie, że chciałby wyjechać do Stanów. Ma tam wujka i rodzina go namawia do wyjazdu.
- A co ty na to?
- A co ja mam do gadania? Jak zechce, to pojedzie - Iza wzrusza ramionami.
- I co wtedy zrobisz?
- Nie wiem. Na razie nie wyjeżdża. Może mu się odechce.
- Smutne to wszystko. Rozumiem, że chciałby lepiej żyć...
- Nie masz przypadkiem papierosów?
- Są tu jakieś Piasty. Nikt ich nie chciał, więc jeśli naprawdę musisz...
- W domu mi nie pozwalają. Tfu, ale świństwo. Zaraz zgaszę, jeszcze wytrzymaj - śmieje się Iza widząc zmarszczony nos przyjaciółki. - Z twoim Francuzem to na serio? Wyjechałabyś do niego?
- Nie pytaj. Mam mętlik w głowie. To stało się za szybko i od razu osiągnęło taka intensywność, że zupełnie się pogubiłam. Myślę, że jestem kimś innym. Na pewno nie jestem sobą.
- Ależ jesteś. Przestałaś się kontrolować, i tyle. Przestałaś się asekurować.
- Nie chciałam utracić kontroli nad swoim życiem, to prawda. I mam wrażenie, że ciągle jej nie tracę. Nie popełnię szaleństwa, nie ja.

Nie popełnię szaleństwa?
Może to błąd? Może powinnam rzucić wszystko i nie oglądając się pobiec do ciebie?
Jeśli teraz tego nie wiem...
Powinnam to zrozumieć, zanim będzie za późno. 

_______________


© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz