niedziela, 7 lutego 2016

Przejście przez strumień (20)

 
Była jesień, koniec października. Wracając ze spaceru zobaczyłem je na trawniku: dwa gawrony, przycupnięte, przytulone do siebie w jakiś dziwny sposób. Nie poruszyły się, kiedy się zbliżyłem, tylko patrzyły na mnie przerażonymi, szklistymi oczami i jeszcze mocniej przytulały się do siebie. Zrozumiałem, że są chore, nie potrafią ani odbiec, ani odfrunąć. Było popołudnie, jeszcze godzina i piwniczne koty nie dadzą im żadnych szans.
Co robić? Nie mogłem ich tak zostawić, czekających na śmierć, bezbronnych. Przypomniałem sobie, że, w przeciwieństwie do ludzi, gawrony są monogamiczne. Więc pewnie postanowiły razem umrzeć, bo cóż innego im pozostało? Ale co im dolega? Czy poturbował je kot? A może ktoś je otruł?
Odchodziłem z uczuciem, że nie powinienem. Teraz, kiedy już je zobaczyłem, nie mogę nic nie zrobić. Cokolwiek będzie lepsze niż nic, nawet jeśli nie ma już dla nich ratunku.
W mieszkaniu znalazłem wysokie tekturowe pudło z pokrywą i stary obrus. Pies miał nadzieję, że zabiorę go ze sobą, ale nic z tego.
Złapałem je bez trudu, jeden próbował odbiec, kuśtykając, lecz łapy odmówiły mu posłuszeństwa. Narzuciłem na niego obrus, wtedy przestał krzyczeć, nawet się nie wyrywał. Trafił do pudełka, za nim drugi.
Czasem dobrze jest mieszkać w uniwersyteckim mieście. Do kliniki weterynaryjnej mam spacerem pięć minut. Młoda lekarka obejrzała ptaki: skrzydła i łapy mają całe, może się czymś zatruły albo są chore? Podała im penicylinę, zapytała, czy będę przychodził z nimi na zastrzyki. Czemu nie? Nocą jest chłodno, proszę je trzymać w mieszkaniu. Można im podać wodę, jedzenia nie.
Siedziały w pudle początkowo cicho, potem zaczęły się wiercić. Ten silniejszy - pewnie samiec - głośno zakrakał. Nie wstawały, siedziały przycupnięte, woda w miseczce nie budziła ich zainteresowania. Dandys stał z nosem przy drzwiach, zaintrygowany. Nie! ostrzegłem go, wpuszczając do pokoju. Nie wolno! Popatrzył na mnie z niezadowoleniem: co to ma znaczyć, dlaczego sprowadziłeś tych intruzów? I jeszcze z nimi rozmawiasz!
Gawron nadal wiercił się i wydzierał mimo braku sił. Włączyłem telewizor i - cisza. Ptaki umilkły. Nie doceniałem siły mediów.
Wieczorem wygasiłem światła, wyłączyłem telewizor i poszliśmy z psem na długi spacer. Noc była chłodna, będzie przymrozek. Na niebie lśniły Plejady. Więc po cóż nam, jak gwiazdom zagubionym w mroku spalać się ogniem wiecznie, kiedy chłód nas czeka... zawsze wracały do mnie te słowa, gdy na nie patrzyłem. Winne grono. Siedem nieszczęśliwych sióstr, rzuconych na niebo. Po cóż...
Kiedy otworzyłem drzwi mieszkania, obaj z psem stanęliśmy jak wryci. Z ciemności dobiegało donośne chrapanie.
Zamknąłem drzwi do pokoju, a i tak spoza nich słychać było tamtych dwoje. Doszedłem do wniosku, że to dobry znak, będą żyć.
Rano zajrzałem do pudła. Stały już na własnych nogach, nadal chrapiąc. Obudzone poruszyły się niespokojnie. Większy łypał na mnie okiem, przekrzywiając łepek. Już was wypuszczam, powiedziałem, pójdziecie na balkon.
Wykuśtykały z pudła i uciekły niezdarnie w kąt balkonu. Ciągle mi nie ufały, zupełnie do nich nie docierało, że uratowałem im życie. Z drugiej strony jednak nie wyrywały się, nie walczyły, kiedy je złapałem, więc może coś rozumieją? Zastanawiałem się nad tym niezbyt serio, bo przecież sam sobie coś ofiarowałem, zabierając je z trawnika, i miałem nadzieję, że zostaną u mnie jakiś czas.
Zamknąłem balkon i poszedłem zaparzyć kawę.
Kiedy po śniadaniu spojrzałem przez szybę drzwi balkonowych, był tam już tylko jeden ptak. Przycupnął na niskiej poprzeczce balustrady i patrzył w dół. Wahał się. Stuknąłem w szybę i wtedy odleciał, ale wylądował na trawie. Nie wzleciał w górę. Zaniepokoiłem się. Ten jest słabszy, nie da sobie rady. Nie mogę pozwolić, żeby samiec stracił żonę. Muszę uratować oboje.
Wyszliśmy z Dandysem przed dom. Mój gawron, czy też gawronowa kuśtykała po trawniku, wrzeszcząc na psy, które na takie dictum omijały ją szerokim łukiem. W końcu schroniła się pod samochodem. Poleciłem ją opatrzności i poszedłem z psem. Są granice ingerencji w czyjeś życie, nawet gawrona.
Tego dnia miałem zajęcia dopiero po południu. Siedziałem przy biurku, kiedy zza okna dobiegł mnie głośny gawroni wrzask. Brzmiał jak wołanie o pomoc i tym właśnie był. Mój gawron był obiektem żywego zainteresowania czającego się w krzakach kota, który tylko dlatego nie przystąpił do akcji, że w pobliżu kręciły się dwa psy. Ptak obrał sensowny kierunek, kuśtykając w stronę psów. Pochwyciłem nieco przybrudzony obrus i wybiegłem z domu. Gawron próbował przede mną uciec, ale osaczyłem go pod murem. Przykryty obrusem natychmiast się uciszył.
Wpakowałem go do pudła, przykryłem pokrywą, żeby nie uciekł prosto w kocie pazury i zostawiłem na balkonie. Może słysząc swoich współbraci szybciej nabierze sił? Wyszedłem z domu. Przez całe zajęcia zastanawiałem się, jak sobie radzi.
Pierwsze kroki po powrocie skierowałem na balkon. Pudło było puste, pokrywa leżała obok. Chciałbym, wiedzieć, jak im się to udało i niestety nigdy się nie dowiem. Dobrze, że są zdrowe. Szkoda, że ich tutaj nie ma.
A może są? Na brzozie pod moim oknem każdego ranka siadują teraz trzy pary zamiast dwóch, które tu bywały w zeszłym roku.


To zdarzyło się tylko raz. Kłótnia z Wierą. Nawet nie wiem, o co. Pewnego dnia – było to w mieszkaniu jej ojca, wówczas nieobecnego – ni stąd ni zowąd, jak mi się wówczas zdawało, zaczęła zasadniczą rozmowę. O co chodziło? Może o wszystko. A może o to, że ja nie jestem taki, jaki powinienem być. Że gdybym się zmienił, bylibyśmy szczęśliwsi. A może o to, że wcale się nie kochamy. Poczułem się, jakby przywalił mnie wielki głaz, jakbym utracił oddech. Położyłem się na podłodze, nic nie słyszałem i nic nie rozumiałem. Byłem kompletnie wyczerpany. Chciałem wyjść, ale nie mogłem się ruszyć.
Wiera wyszła do drugiego pokoju. Kiedy poczułem się lepiej, spakowałem swoje rzeczy – nie było tego wiele – i wyszedłem bez słowa.
 
© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz