SŁODKIE SŁOWO WOLNOŚĆ
Kiedy Puma był młodym psem,
spuszczenie ze smyczy mogło oznaczać ucieczkę. Czasem pozwalałam
mu zostać na dworze. Z reguły po godzinie wracał. Póki nie
zapuszczał się daleko poza tereny spacerowe, nie bałam się o
niego.
Wpadł do domu dziwnie
podniecony, całym ciałem pokazywał, że zdarzyło się coś
nadzwyczajnego. Pogłaskałam go, ale wyrwał się z okrzykiem bólu.
Sprawdziłam – boki miał podrapane. A więc bójka, na szczęście
bez złych następstw. Kolejnym sygnałem ostrzegawczym było
ujrzenie psa po przeciwnej stronie dwupasmówki, gdzie wybrał się
na psie wesele.
Skończyły się samodzielne
spacery. Nie zniknął problem – pies, tak jak dziecko, do
normalnego rozwoju potrzebuje ruchu, zabawy, kontaktu z innymi –
dziećmi bądź psami. Pies na smyczy jest smutnym niewolnikiem,
popada w apatię albo staje się agresywny. Jak mu zapewnić warunki
do socjalizacji, gdy o wybiegu dla psów można jedynie pomarzyć?
Bezsensowny przepis „na smyczy
i w kagańcu” którego nikt nie respektuje i nikt nie jest w stanie
wyegzekwować, niczego nie załatwia. W kraju, gdzie schroniska są
przepełnione, a znęcanie się nad zwierzętami jest codziennością,
kreuje się restrykcyjne prawo, które jest egzekwowane w sposób
chaotyczny, zależny od koniunktury i przypadku. Jak wiadomo, jeśli
dochodzi do pogryzienia człowieka przez psa, najczęściej jest to
„swój” i najczęściej winni są ludzie.
W Brukseli na pierwszym spacerze
założyłam Pumie kaganiec. Spotkana w parku kobieta zapytała,
dlaczego pies ma na pysku tę straszną rzecz. Czy jest groźny?
Zrobiło mi się wstyd. Nigdy więcej za granicą nie nosił kagańca.
W Polsce czasem musiał.
Spotkaliśmy szczęśliwe psy.
Wolne, nie bezdomne. Na polnych drogach Normandii biegały luzem,
witając nas ufnie, przyjmując poczęstunki i pieszczoty. Mastif,
który wracał z panem ze spaceru. Zobaczył nasz samochód, podszedł
zaintrygowany. Zaglądał do środka, łasił się. Kiedy
odjeżdżaliśmy, biegł za nami, rozbawiony, a gdy już nie mógł
nadążyć, zatrzymał się i protestował, szczekając. Dwa psy,
które wybiegły naprzeciw nam w upalne południe. Zziajane, pędzące
gdzieś za swoimi psimi sprawami. Jeden w biało-rude łaty, drugi
czekoladowobrązowy. Ten drugi zbliżył się do nas, dał się
pogłaskać. Kolega patrzył na niego przez ramię, z wyczekiwaniem,
więc niechętnie odszedł. Gdy za chwilę wracaliśmy, był już
sam, biegł na obiad. Odprowadził kumpla i wracał, ale na odchodnym
jeszcze podszedł, oczekując pieszczot.
W Aigues Mortes psy całą bandą
patrolowały twierdzę, nie zwracając uwagi na turystów i żywo
interesując się psimi przybyszami. W miasteczku Aigueze nad
Ardeche, o czym jeszcze opowiem, tworzyły komitet powitalny.
Ale smycz i kaganiec to nie
jest najgorszy rodzaj uwięzienia. W roszczącym sobie pretensje do
miana luksusowego ośrodku wypoczynkowym w Czarnym Lesie zobaczyłam
psiego więźnia w kojcu 2 na 2 metry. Ci ludzie uważali, że
traktują go dobrze, bo przygarnęli znajdę. Nie dostrzegali, że
zamienili go w więźnia. Miał nadwagę, bo jedyne, czego mu nie
brakowało, to jedzenie. Nikt go nie wyprowadzał, nie sprzątał
jego klatki, nikt się z nim nie bawił. Czy było mu lepiej niż na
łańcuchu? Nie wiem. Wiem, że miał depresję, prawie nie wychodził
z budy. Był pięknym, łagodnym, dużym psem w typie owczarka
australijskiego i choć chciałam mu pomóc, nie zdołałam –
inspektor TOZ, o ile w ogóle się tam pofatygował, stwierdził, że
wszystko jest w porządku.
Spotykałam kobietę z osiedla z
młodziutkim, pięknym, rasowym ponem - białym, w czarne łaty.
Energiczny, uroczy pies, lgnący do ludzi i zwierząt. Ona poruszała
się z trudem, zapytałam więc, jak sobie z ni z nim radzi.
Odburknęła, że zna się na psach. Nieobecność psiaka na
spacerach uznałam za znak, że został komuś oddany, ale
przekonałam się że jest nadal w mieszkaniu. Stawał na balkonie i
patrzył w dół. Znajoma jego właścicielki zaproponowała, że
będzie go wyprowadzać, ale spotkała się z odmową. Przez wiele
lat pies był więźniem w kawalerce samotnej, chorej kobiety, która
żyła w mieszkaniu bez prądu, nie wychodziła, prawie nikomu nie
otwierała drzwi. Nie chciała przyjąć żadnej pomocy, we
wszystkich widziała wrogów. Choć prosiłam o interwencję Straż
dla Zwierząt (byłam gotowa zająć się jego wyprowadzaniem albo
znaleźć mu dom) i jemu nie zdołałam pomóc.
Z żalem myślę, jakim cudownym
psem mógłby być, gdyby miał szansę na rozwój.
ŚLEPOTA
To był piękny, wesoły pies,
podobny do husky. Biegł merdając ogonem, odwracał się za psem
idącym po przeciwnej stronie ulicy. Gdyby bielmo nie było tak
widoczne, nie sądziłabym, że jest niewidomy. Rozmawiałam z jego
panią – oczywiście, radzili jej go „uśpić”. Nie rozumiem,
jak można tak szafować śmiercią. Nie rozumiem, że można
traktować zwierzę jak rzecz, która się zepsuła i należy ją
wyrzucić. Czego tym ludziom brak? Współczucia, wrażliwości,
wyobraźni? Czy gotowi są likwidować także niepełnosprawnych
ludzi? „Niech się nie męczy”. A co ty człowieku wiesz o jego
uczuciach?
Pudel Dan, gdy oślepł, stal
się jeszcze bardziej uczuciowy, lgnął do ludzi, ale nie
potrzebował przewodnika. Pamiętał położenie przedmiotów, radził
sobie w domu i na spacerach. Zgubił się, biegnąc za suczką, i
wtedy trafił do schroniska. Dla starego, ślepego psa było to
trudne przeżycie – nigdy potem nie doszedł do siebie.
Irys chorował na jaskrę. Źle
znosił leki, był rozdrażniony i nieszczęśliwy, więc doradziłam,
by je odstawić. Jeśli utraci wzrok, dostosuje się, byle mu nie nie
utrudniać życia – ważne, by przedmioty pozostawały na swoich
miejscach. Był słodkim psem, kochanym bardziej właśnie dlatego,
że niepełnosprawnym. Gdy miał cztery lata, nagle zachorował. To
był rak trzustki. Przywieziony z kliniki do domu, umarł w ramionach
pana.
Gdy Puma zaczął tracić wzrok,
bardzo go to irytowało. Wpadał na przedmioty, nie umiał ocenić
odległości. Po kilku miesiącach zaadaptował się, tylko w
nieznanych miejscach potrzebował pomocy. Od tamtej pory podczas
wsiadania do pociągu musiałam mu pomagać. Ale czy dla ludzi -
starszych bądź niepełnosprawnych – polskie pociągi są
przyjazne?
Czy pies porzuciłby mnie,
gdybym zachorowała, zbiedniała, zestarzała się? Znalazłby sobie
lepszy dom?
Na YouTube można zobaczyć film
z kamery na autostradzie. Mały piesek potrącony przez jeden
samochód, a potem następny, leży bez ruchu na ruchliwej jezdni.
Jego kolega ryzykując życiem krok po kroku przeciąga go na pas
zieleni. Psy uratowano...
Znajomej, która kiedyś
wspomniała o uśpieniu psa dla własnej wygody, powiedziałam, że
jest upośledzona emocjonalnie. Nie protestowała. O tym, że się
nie myliłam, przekonałam się wkrótce, gdy spytała o kogoś mi
bliskiego: „słyszałam, że jest na wykończeniu”. To była
nasza ostatnia rozmowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz