sobota, 14 czerwca 2014

Ludzie czy zwierzęta?


Troska o prawa zwierząt, choć w tej mierze sporo się zmieniło, ciągle uchodzi za domenę nawiedzonych. Nie mam problemów z poczuciem własnej wartości, więc nie uważam za stosowne tłumaczyć, dlaczego zwierzęta potrzebują mojej uwagi bardziej niż ludzie. Może dlatego, że lubię iść pod prąd i zadawać niewygodne pytania. Sympatyzuję nawet z tymi, którym przylepia się etykietki ekoterrorystów, bo mam do ich motywacji większe zaufanie niż do konformistów. Postępuję zgodnie ze swoim sumieniem. Robię to dla siebie.

Pisze Henri Nouwen: „jest istotne bym nie pozwolił się sparaliżować niemożności i poczuciu winy” i podkreśla, by „czynić tych kilka rzeczy, do których jestem wezwany. Muszę oprzeć się pokusie sił ciemności, które chcą doprowadzić mnie do rozpaczy i uczynić jedną spośród swych licznych ofiar.”

Czy można zmienić świat? Nie wiem. Ale jeśli nie spróbujemy, nie przekonamy się o tym.

Jerzy Nowosielski, wielki artysta i mistyk, na pytanie czy wierzy w działalność „tych wszystkich towarzystw przyjaciół zwierząt” odpowiada: „Wierzę, bo to wzbudza w ludziach poczucie grzechu. Poza tym to poprawia byt bardzo wielu zwierząt, z których robimy sobie przyjaciół. Ale globalnie sprawy nie rozwiązuje. Bo ludzie muszą jeść szynkę, pieczeń czy gulasz. Bo nie wiem, czy Eskimosi mogliby przeżyć, gdyby nie zabijali fok”. Na pytanie, czy żadnego mordu na zwierzęciu nie można usprawiedliwić, odpowiada krótko: nie. „Za każdym razem, gdy jem mięso, odczuwam wyrzuty sumienia. Ale jestem chrześcijaninem, a chrześcijanin musi mieć poczucie, że jest grzesznikiem.”

Rupert Sheldrake opisuje doświadczenia z kurczętami i robotem. Fakt, że uosobienie głupoty, jednodniowe kurczaki, potrafią wytworzyć energię, która wpływa na martwe przedmioty, jest czyś zdumiewającym. Takie doświadczenia podważają nasze wyobrażenia o świecie. Nie tylko przekonanie o - stopniowo zasypywanej - przepaści między człowiekiem a zwierzętami, ale także rozróżnienie żywej przyrody i nieożywionej materii.

Jakie musiałyby być ostateczne konsekwencje etyczne przyznania, że różnica między światem ludzkim a zwierzęcym jest różnicą raczej ilościową niż jakościową? Że w wielu dziedzinach zwierzęta nas przewyższają, a zdolności posiadane przez niektórych ludzi i uważane za niezwykłe są w świecie zwierzęcym zupełnie naturalne, a ich natura nie jest nadprzyrodzona, lecz biologiczna?

Mówiąc o konsekwencjach, mam na myśli poziom refleksji, a nie to, co ludzie robią i będą robili zwierzętom. Przyznając że zwierzęta mają dusze, wzięlibyśmy na siebie straszliwe brzemię winy. A skoro człowieka po śmierci można nazwać „skórą” i uczynić przedmiotem handlu, można go skazać na śmierć, po to, by pobrać narządy, zwierzętom można zrobić wszystko. Są bezbronne, a ci, co próbują ich bronić, uchodzą za odmieńców.

Mówią, że to tani sentymentalizm, troszczyć się o zwierzęta. Że ludzie potrzebują pomocy i tak dalej. Tak jakby okrucieństwo wobec zwierząt miało pomóc ludziom. Jakby wszystkiego, nawet miłości, trzeba było skąpić.

Zapewne, są miejsca na ziemi, gdzie ludzie żyją w strasznych warunkach i tam rozczulanie się nad zwierzętami jest nie na miejscu. Tyle, że rozczulanie się jest śmieszne i nie na miejscu w każdych okolicznościach i nie ma nic wspólnego z prawdziwą pomocą.

Współczucie nie polega na litości, lecz na tym, by zobaczyć w innych siebie. Także w cierpiących zwierzętach, bo one cierpią tak samo jak my, tyle że niewinnie. Nie wierzę, że ci, co źle traktują zwierzęta, są dobrzy dla ludzi. 

Tomasz z Akwinu mówi: „gdy Bóg nakazuje łagodne traktowanie nierozumnych stworzeń, celem jego jest skłonienie ludzi do miłosierdzia i łagodności dla siebie nawzajem”
 Tak więc nie ze względu na zwierzęta, lecz na samych siebie. Dobre i to.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz