środa, 9 kwietnia 2014

W ogrodzie Moneta

 Poznać znaczy docenić?  Nie byłam miłośniczką impresjonistów i pewnie już nią nie zostanę, ale Claude Monet  przykuł moją uwagę za sprawą londyńskiej wystawy. Oglądana w skupieniu, skłoniła do zadumy i rozmowy. I to dzięki niej wiele lat później zapragnęłam zobaczyć ogród w Giverny.





Monet wielokrotnie malował londyńskie mosty i Parlament, spowite we mgle, przez którą z trudem przedzierały się promienie słońca. O uroku tego miasta decydowała jego zdaniem mgła; bez niej Londyn byłby po prostu brzydki. Zmieniające się co chwila oświetlenie często uniemożliwiało dokończenie obrazu. Może właśnie w tej zmienności tkwi wyjaśnienie faktu, że Claude Monet, podobnie jak Turner, zafascynowany był grą światła i koloru.
Wenecja. Tu malował typowe tematy: Pałac Dożów, Santa Maria della Salute, ale i mniej znane widoki. Z całej ekspozycji tylko ta salka tonie w półmroku, z którego małe lampki wydobywają obrazy. Byłoby cudownie, gdyby nie tłum zwiedzających: nie ma szans, by oddalić się od płócien, co jest wręcz konieczne. Szkoda.




Najwięcej jest obrazów z Giverny: ogród, lilie wodne, wierzby płaczące nad stawem, wielkie płótna dekoracyjne. Kilka widoków stawu – na pionowo zakomponowanych płótnach wobec większości poziomych – wyróżnia się dynamiką. Pięć z nich przedstawia ten sam widok - odbicie drzew w stawie z liliami – przy różnym oświetleniu, o różnych porach dnia. Światło jest złociste lub chłodnoniebieskie, lecz punkt widzenia i przedmioty te same. Podwójne odbicie: drzew w wodzie, a tego odbicia w obrazie. Dwa zwierciadła. Powierzchnia pierwszego jest namalowana, wyraźnie widoczna dzięki liliom. Powierzchnią drugiego wydaje się płótno, ale tak nie jest. To kreacja.



I kreacja kreacji: staw i ogród zostały stworzone przez malarza, by służyły jako model. Są substytutem świata. Co prawda Monet nie przestał malować innych obiektów, ale najważniejszym stał się ogród. Artysta – Stwórca? Wykreował swój świat, poczuł się samowystarczalny? Nie… nie maluje przecież samych drzew, lecz wyłącznie ich odbicie. Drzewa zupełnie go nie interesują, stąd niepokojący dynamizm tej wizji. Zwierciadło stawu i to, co w nim widać, bez odniesienia do przedmiotu, który stojąc nad stawem przegląda się w nim. Czym są drzewa w tym obrazie? Cóż to za przedziwne fantomy, których istnienie zależy od światła?



W rozmowie ciągle wraca Turner, nie tylko dlatego, że malowali – on i Monet – te same obiekty (Londyn, Wenecja). Dla obu światło było niezwykle ważne. Turner stopniowo doszedł do odtwarzania światła i koloru jako czystej abstrakcji, oderwanej od przedmiotów, nadając im cechy niemal fizycznego istnienia i jednocześnie mistycznej wizji, choć tylko w niektórych płótnach ten religijny wymiar został wyeksponowany. Jego obrazy mówią o Bogu obecnym w Naturze.
Monet maluje światło w przedmiocie. Jak zmienia go z każdą chwilą, zależnie od pory dnia, roku. Malarz nie skupia się na detalu, lecz na zmienności wrażeń, nieuchwytności chwili. Bywają one tak ulotne, że nie wystarcza czasu, by je namalować. Stąd gwałtowne uderzenia pędzla… niecierpliwość podyktowana także przez słabnący wzrok, co skończyło się operacją katarakty. Zważywszy, że w 1900 Monet miał 60 lat, a zmarł w 1926, zdumiewa ogrom pracy, którą wykonał w tym czasie.




"Monet in the 20th century" Royal Academy of Arts. Londyn 23.01-18.04.1999

Ogród Moneta w Giverny,  25.05.2012
Wykorzystałam fragment szkicu "Wielki Tydzień w Londynie"
Kwartalnik Literacki Kresy nr 4 (60) 2004

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz