sobota, 5 kwietnia 2014

Dokąd płyną psy? O malarstwie Tomasza Tatarczyka (1947 - 2010)


Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.

Psalm 23. Biblia Tysiąclecia

W cieniu katastrofy smoleńskiej, tego samego dnia, zmarł malarz niezwykły, niezależny od mód i prądów, wierny własnemu, oryginalnemu stylowi. A przede wszystkim wierny przesłaniu, które wyrażał w swoich obrazach.

Gdy Tomasz Tatarczyk, absolwent Politechniki Warszawskiej, miał 26 lat, wykryto u niego ziarnicę złośliwą. Wyleczony, podążył za własnymi marzeniami - ukończył Akademię Sztuk Pięknych. 
Choć wystawiał w renomowanych galeriach, nigdy nie stał się artystą popularnym. Powaga jego malarstwa, nieschlebianie gustom, wreszcie subtelność środków wyrazu nie sprzyjały medialnemu sukcesowi. Być może jedną z przyczyn była także osobowość Artysty – człowieka skromnego, powściągliwego, chyba nieśmiałego – o ile wolno mi sądzić po jednym wernisażu i jednej telefonicznej z Nim rozmowie.

W 2013 w Lubelskiej Zachęcie pokazano jego późny obraz „Ciemna dolina”. Poświęcono mu wystawę – pozostałe prace to szkice.
To obraz artysty świadomego, że odchodzi. Lecz w perspektywie mrocznej, pustej doliny żarzy się światło. Znak nadziei.


Pisałam o Nim w roku 2003 i do tamtego tekstu teraz wracam, przypominając sobie nieliczne spotkania z Jego malarstwem, które głęboko mnie poruszyło od pierwszego spojrzenia.

W lutym 2002 w GaleriiMagazynu Rzeczypospolitej” pokazano obraz bez tytułu, przedstawiający dwa płynące psy. Dwie czarne psie główki i ich odbicia w jasnej połaci wody. Czystość kompozycji, minimum barw. Detal oczyszczony z reszty i tego detalu magnetyzm, wedle słów malarza. Kiedy mój pies, towarzysz wspólnych wędrówek, kończył życie, postanowiłem utrwalić go na płótnie. Tatarczyk nie ukrywał, że jego obraz niesie treść symboliczną: pies płynie ze swoim bratem, również już nieżyjącym, na „drugi brzeg”.


Tomasz Tatarczyk malował nie tylko psy - a właściwie tego samego czarnego, dużego psa, jakby samą jego istotę - ale to te płótna są najbardziej wzruszające i osobiste, może dlatego, że sprowadzają się do spraw elementarnych, a jednocześnie czytelnych. Mówią o bliskiej więzi i o stracie. O nieuniknionym.
Mój pies miał wtedy osiem lat i nieuchronna stawała się myśl, że nasze rozstanie jest coraz bliższe. Nie mogłam wiedzieć, że to dopiero połowa jego życia.

Nie spodziewałam się, że wkrótce zobaczę w Lublinie obrazy Tatarczyka.


Wschodni Salon Sztuki, wrzesień 2002: to płótno – duże, olśniewające bielą – przykuwa mnie. Wracam do niego kilka razy.
Biel zaśnieżonego pola: widać grudy ziemi pod śniegiem i smugi bruzd. Na śnieg padają cienie pana i psa. Łączy je cień smyczy. Pan ma w ręku długi kij. Czy to wędka?
Nic więcej. Biel, czerń i trochę czerwieni. Mogłabym tak stać i patrzeć. Mogłabym siadać codziennie naprzeciw tego obrazu i zdumiewać się jego prostotą i genialną oczywistością. Jest tu wszystko o milczącej więzi, jedynej w swoim rodzaju i niepojętej dla postronnych.
Kiedy już mam ten obraz pod powiekami, na tyle utrwalony, że mogę odejść, zadaję pytania. Czy zawsze malował takie duże płótna? Wielki format wymusza uwagę, uczestnictwo, a do tego głębsza jest iluzja rzeczywistości. Najcelniej sformułuje to sam artysta, gdy wreszcie będę miała okazję o to zapytać:
Pewne tematy wymagają wielkiego formatu.

I pytanie o tradycję malarską. To, co robi Tatarczyk, wydaje mi się niezwykle oryginalne, nie wpisuje się w nią i jest odległe od tego, co tworzą współcześni. Nie myślałem o tradycji – powie mi potem Tomasz Tatarczyk. 

Jednak zdaniem Lecha Karwowskiego Jego zdolność syntetyzowania ściąga w jeden punkt topikę księgi i bramy, ikonografię pasyjną, twórczość niemieckich romantyków i modernistyczne malarstwo, a prostota płócien Tatarczyka jest pozorna. Ograniczony katalog przedstawianych przedmiotów - pies, droga, łódź, rzeka, brama, las, wzgórze... - służy wyrażeniu doświadczenia mistycznego.

Pies jest towarzyszem człowieka i jest też znakiem, ale przedstawianym w sposób wyjątkowy. Przychodzi mi do głowy, że najbliższymi krewnymi tych obrazów są rzeźby psów na grobowcach. Rzeźby będące być może portretami rzeczywistych zwierząt, a jednocześnie symbolizujące to, co człowiek najbardziej ceni w psach - wierność, oddanie, odwagę.


Czy tylko w Męćmierzu mogły powstać te dzieła? – pytała Monika Małkowska. 
Moja pracownia znajduje się w miejscu oddalonym od zgiełku wielkiego miasta – mówił malarz - Jest tutaj szeroka rzeka, są wzgórza, lasy, pola, wąwozy i urwiska, dzikie i oswojone zwierzęta, dobrzy i źli ludzie oraz miejsca i rzeczy naznaczone ich obecnością, a także zmieniające się pory roku i dnie niepodobne do siebie. Wszystko tu odczuwa się z większą intensywnością niż w mieście. Jednocześnie mam świadomość tego, że przynależę do tak zwanego świata cywilizacji. Stwarza to swoisty chaos, w którym, kiedy maluję, staram się znaleźć pewien porządek niejako przefiltrowany przez to, co wiem, i to, co czuję.

W zgiełku miasta nie ma przestrzeni, światła, wolności, a pies Tatarczyka jest istotą wolną, smycz jest raczej znakiem więzi niż uwięzienia. Na jednym z obrazów brodzi w wodzie, ciekawie przygląda się swemu odbiciu. Jest wolny: kiedy zapragnie, wróci do domu. Jest szczęśliwy. (Czy istnieje większe szczęście niż być psem u dobrego pana?)

Kiedy później zapytałam Tomasza Tatarczyka, jak miał na imię tamten pies, odpowiedział, nieco zaskoczony, że imię nie ma znaczenia, chodzi o znak. Wiem. Dlatego myślałam o psach z grobowców. Ale przed znakiem jest konkret, prawda emocji, pies i pan. Te obrazy nie powstałyby gdzie indziej, bo tam, w Męćmierzu, pies się urodził, tam żył, bawił się, towarzyszył swojemu panu. I stamtąd zapewne odszedł – dokąd?

Nadal nurtuje mnie to pytanie. Czy jest jakieś Tam, gdzie spotkam mojego Psa?
Więc pytam: czy tam, na drugim brzegu, psy czekają na nas? Wiem, że na to pytanie nie ma odpowiedzi. Ale to go nie unieważnia. Tomasz Tatarczyk odpowiedział mi: nie wiem. Nie chciał podejmować tematu. Jednak w końcu mój upór został nagrodzony... Zwróćcie uwagę na różowawy blask na wodzie. Gdy używa się koloru tak oszczędnie, można liczyć na jego symbolikę.

Jesienią 2002 w Sopocie miała miejsce wystawa Tatarczyka, na której pokazano także kilka psich obrazów. Znam ją z relacji przyjaciela: na tych obrazach odbicie zdaje się bardziej żywe, niż sam wizerunek. Jest bardziej dynamiczne, walorowo zróżnicowane, podczas gdy postać psa to niemal jednolicie czarna plama.
  

Cień i odbicie. Wiec nie sam przedmiot, lecz jego obraz. To nie może być przypadek. Wizerunek ulotny, a przecież żywy. Wystarczy, że pies zmąci łapą wodę, że słońce zajdzie za chmurę. Znika. Nie poznamy więc prawdy, jest ona jak obraz na wodzie, zmienna i niepewna. A przecież, paradoksalnie, i cień, i odbicie są dowodem realnego istnienia. Odzwierciedlają prawdziwą naturę rzeczy. Cień jest siedliskiem siły duchowej. Tylko umarli nie rzucają cienia, nie odbijają się w lustrach. 
 
Cień, obraz i dusza są tożsame.

 23 stycznia 2003 w Galerii BWA przy ulicy Grodzkiej otwarto wystawę rysunków Tomasza Tatarczyka. Kilkanaście dużych, wyrazistych, czarno - białych prac, bezbłędnie rozpoznawalnych. Czerń i biel. Czasem trochę czerwieni. Trzy z nich przedstawiają psy. Na pozostałych motywy znane też z obrazów: polna droga, łódź na wodzie, las, ślady na śniegu. Nic zbędnego. Zgromadzone w jednej sali zdumiewają siłą wyrazu. Wrócę tu po wernisażu, by na nie popatrzeć w ciszy i samotności.


Chcę jeszcze porozmawiać z artystą. To istota sztuki, wielkiej sztuki, że zmusza do stawiania pytań, choć żadna odpowiedź nie jest ani oczywista, ani jedyna. Ale dobrze, że pytam, bo Tomasz Tatarczyk powie mi, że na tamtym płótnie ze Wschodniego Salonu Sztuki kij nie jest, jak sądziłam, wędką, lecz kijem wędrowca! Jak mogłam tego nie dostrzec? Jest koniecznością kompozycyjną, ale i istotną treścią metafory, jaką stanowi ten niezwykły obraz.

Droga, wędrówka jest tematem wielu obrazów Tatarczyka. Nie tylko wizerunki śródpolnych traktów, wydeptanych w śniegu ścieżek. Także oczekująca na płyciźnie łódź, która zawiezie nas na drugi brzeg. Przecież nasze wędrówki tam się kończą.

Na drodze z Męćmierza do Kazimierza zobaczę pewnego słonecznego, letniego dnia malarza i psa. To już kolejny towarzysz wędrówki – bo co to za życie – bez psa?

Wracam pamięcią do tamtego obrazu. Na zaśnieżone pole padają cienie pana i psa. Zatrzymali się i patrzą przed siebie. Oceniają dystans do pokonania. Mierzą siły. To nie banalna przygoda, zimowa wyprawa na ryby. To wędrowanie. Wspólny los. Pies jest towarzyszem człowieka - czy człowiek jest towarzyszem psa?

W ostatnich latach coraz częściej dominuje w obrazach Tatarczyka ta właśnie fragmentaryczność motywu i owo swoiste "niedokończenie", "niedopowiedzenie" staje się cechą charakterystyczną kompozycji. Wprowadza element tajemnicy, a jednocześnie potęguje ciszę, którą tchną obrazy. Potęguje również wrażenie monumentalności - widzimy tylko część tego, co wykracza poza ramy, element czegoś, co przekracza nasze możliwości ogarnięcia, czegoś, co jednocześnie wykracza poza nasze zdolności postrzegania zmysłowego – pisze Małgorzata Kitowska-Łysiak - Ascetyczny plastyczny znak - na przykład sylwetka (cień?) czarnego psa na tle białej tafli (wody? śniegu? mgły? niebytu?) - stał się jeszcze bardziej magnetyzujący, a sens skondensowany. I chociaż już w przypadku wcześniejszych prac artysty krytycy wspominali o spowijającej je aurze żałoby, to dopiero w odniesieniu do tych ostatnich można powiedzieć, że, jak zauważył Waldemar Baraniewski, obraz jest u Tatarczyka "medium między życiem i śmiercią".


Wiosną 2004 poczta przyniosła mi zaproszenie na otwarcie wystawy malarstwa Tomasza Tatarczyka w Zachęcie. Nie pojechałam... 

Nie zobaczyłam ani tej wystawy, ani ostatniej, w galerii Domu Artysty Plastyka - związanej z przyznaniem Tomaszowi Tatarczykowi nagrody imienia Jana Cybisa, o której pisze w „Rzeczpospolitej” Monika Małkowska. Skromnej, lecz znaczącej, w której ujawnił się nowy wymiar tego malarstwa – pojawił się kolor. Świetlisty błękit, soczysta zieleń... Wystawy przygotowanej w pośpiechu, jakby artysta wiedział, że jego czas się kończy.

Wiedział.

Teraz też wie, jak brzmi odpowiedź na pytanie, które stawia trapista Michał Zioło zwracając się do psa Blejka: czy masz szansę być ze mną, kiedy umrę i mam nadzieję – zobaczę Boga.


Nie istnieje już niestety strona internetowa Artysty.
Ilustracje z:
http://culture.pl/pl/tworca/tomasz-tatarczyk
http://www.zacheta.lublin.pl
http://niezla-sztuka.blogspot.com/2010/04/tomasz-tatarczyk-15051974-10042010.html
http://vimeo.com/28323014





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz