Przez Pont du Diable - w istocie, jest to most nad
diabelską przepaścią - jedziemy do Saint-Guilhem-le-Désert.
Zaczęło się w IX wieku od Wilhelma z Akwitanii, żołnierza Karola
Wielkiego, który otrzymawszy od władcy fragment Drzewa Krzyża Świętego założył tu klasztor. Leżący na jednym ze szlaków, wiodących do
Santiago de Compostela, jest siedzibą sanktuarium.
Średniowieczne miasteczko, w którym mimo turystów i
pielgrzymów wciąż toczy się normalne życie, jest jak stary dom z
mnóstwem zakamarków: wąskie korytarze, klatki schodowe, pokoje.
Tarasy wychodzące nad strumyk, ogródki nad wodą. Bramy.
St-Guilhem, wtłoczone w ciasną dolinę, zrazu otwiera się jedną
wąską uliczką; po czym rozszerza się, ukazując półkolistą
apsydę kościoła z arkadową galerią, budynek klasztorny i
niewielką winnicę.
Wąskim zaułkiem dostajemy się na rynek.
Pośrodku, pod wielkim platanem, stoliki kawiarni. Kamienice
romańskie o małych oknach, z biforiami, cały rynek średniowieczny!
Złocisty piaskowiec, miękkie przedwieczorne światło, przyciszony
gwar. Tylko usiąść na ławeczce, jak te starsze panie przed
kościołem, słuchać i patrzeć. Być.
W kościele trwa msza, potem
wchodzimy. Młode pielgrzymki w białych habitach modlą się w
ciszy. Nagie, kamienne mury, posadzka wypolerowana tysiącami stóp.
Szeroka apsyda; węższa, wysoka nawa główna, oświetlona przez
górne okna i trzy świetliki w ścianie prezbiterium; znacznie
węższe nawy boczne. Kolebkowe sklepienie. Takie kościoły, w
których nic nie rozprasza skupienia, przyciągają mnie najbardziej.
Tylko kamień i światło. Oczywiście, jest malarstwo, freski,
rzeźba… jednak oglądając je, widzę przede wszystkim kunszt
artysty. Puste, ciche wnętrze bez ozdób odcina mnie od zgiełku
świata. Dlatego wybieram kościoły romańskie.
I tu znów doznaję tego uczucia, co w kilku innych
kościołach, opactwach, a nawet z pozoru zwykłych miejscach:
niesamowitego spokoju i harmonii. I znów zadaję sobie pytanie, czy
mnisi wybierali takie magiczne miejsca, czy też skumulowana energia
ich modlitw pozostała w tych murach. Ostatecznie wybieram kompromis,
zakładając, że i to, i to jest prawdą. Niesprawdzalną, lecz
wielekroć doświadczaną.
Fragment tekstu Francja 2005: Południe opublikowanego w Kwartalniku Literackim Kresy nr 69-70 / 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz