poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Puma - towarzysz podróży (2)

RUSZAMY W ŚWIAT

W weekendy, jeśli pozwalała pogoda, jeździliśmy na pojezierze. Znaliśmy miejsce nad jeziorem, gdzie nawet przy najlepszej pogodzie nie było tłumów. Puma polubił ten zakątek. Ilekroć tam przyjeżdżaliśmy, pędził leśną ścieżką, by na gruntowej drodze okalającej jezioro wykonać pędem kilkanaście entuzjastycznych ósemek. 
Widok wody nastrajał go radośnie, natomiast sama woda była do przyjęcia jedynie jako napój i ewentualnie ochłoda dla łap. Nigdy nie polubił pływania, nawet jako pasażer jednostki pływającej. 

Ten pierwszy raz na wsi był też ważny z innego powodu: piesek nie znał jeszcze innych zwierząt niż psy. Szliśmy między drzewami. Nagle zapach i widok dziwnych stworzeń sprawiły, że piesek skierował się w stronę niewielkiej łąki. Szedł powoli, z opuszczonym ogonem, rozszerzonymi nozdrzami chłonąc silną woń. Ogon opadał coraz niżej, łapy poruszały się wolniej. Zastygł w bezruchu. Zwierzęta stały, pochyliwszy łby, nieruchomym wzrokiem patrząc na intruza. Nagle jedna z krów głośno westchnęła. Puma wykonał w tył zwrot i pospiesznie wycofał się na z góry upatrzone pozycje. To jednak nie był koniec. Za kwadrans znów pociągnął mnie w stronę krów. Przyjrzał się im uważnie, wciągając ich zapach, jakby chciał go dokładnie zapamiętać. Dokładniejsze rozpoznanie miało nastąpić w przyszłości.


We wrześniu pojechałam z mamą i Pumą do Kazimierza. Wiedziałyśmy, że nie da się powtórzyć ubiegłorocznych wakacji, gdy codziennie przemierzałyśmy wiele kilometrów, do Bochotnicy, Podgórza albo przynajmniej Mięćmierza, czasem w stronę Skowieszynka. Z pieskiem było tam za daleko i zbyt niebezpiecznie, nie można przecież przewidzieć, jak potraktowałyby go wiejskie psy.
Tego dnia trasa spaceru wiodła nadwiślańskim bulwarem. Już z daleka Puma zobaczył dwie krowy, pasące się na łęgach, w dole nasypu. Zastygł. Przechodził obok wolno, na sztywnych łapach, kątem oka spoglądając na zwierzęta. Poszliśmy dalej, na Albrechtówkę, z której rozciąga się jeden z najpiękniejszych widoków na Wisłę: szerokie rozlewisko, Krowia Wyspa, pola wspinające się na łagodne wzniesienia, wieś w dolince. Za rzeką ruiny zamku w Janowcu i wieża tamtejszego kościoła, za plecami wzgórza porośnięte krzewami i drzewami, barwnymi i pachnącymi o każdej niemal porze roku. Miejsce prawdziwie magiczne.
 
Gdy wracaliśmy, w postawie psa nastąpiła widoczna zmiana: podjął decyzję. Popędził jak strzała w stronę krów. Zbliżył się do nich na nie więcej niż pół metra. Zawrócił. Zrobił ósemkę i znów znalazł się przy krowiej nodze. Nic. Zero reakcji. „Głupia krowa, nie umie się bawić” - odwrócił się rozczarowany. Nigdy więcej nie zaszczycił tych zwierząt odrobiną uwagi.
Za to ogromny koń na Małym Rynku wzbudził jego respekt. Pies nie zachęcał go do gier zaczepno – obronnych, lecz z odpowiedniego dystansu obejrzał, zapamiętał zapach i odszedł.
W Kazimierzu Puma posiadł umiejętność aportowania. Nauka przynoszenia patyka lub zabawki trwała kwadrans, natomiast na zawsze pozostał nieskłonny do jej oddawania – w jego wersji zabawy należało jeszcze o nią powalczyć. To dopiero sprawiało mu przyjemność!

Poprzedni odcinek: tu
Ciąg dalszy tu 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz