Najpierw go usłyszałam. Przenikliwy, wibrujący gwizd. Uwaga, nadlatuję!
Skądś - skąd? - wiedziałam, że to on, ten piękny ptak, widziany dwa dni wcześniej w Sainte-Lucie-de-Tallano. Tym razem kołujący nad naszym ogrodem, w porze śniadania na tarasie z widokiem na morze.
Kania ruda, Milvus milvus, Milan royal. Królewski, zachwycający drapieżnik.
W Sainte-Lucie zatrzymał nas widok klasztoru franciszkanów. Było późne świąteczne popołudnie, na placu obok trwały rozgrywki w petanque. I nagle na niebie pojawił się on.
Nikt nie zwrócił uwagi. Tak jakby przyszedł sąsiad i to nie bardzo lubiany.
Piękny był i ogromny. Szybował nisko nad dachami klasztoru, odlatywał i wracał. Potem, gdzieś w oddali, pojawiła się jego partnerka.
Nie mogłam uwierzyć, że jest prawdziwy. Wyglądał jak latawiec, jak dron. Z ogromnymi, barwnymi skrzydłami o rozpiętości co najmniej półtora metra, z wdzięcznym, wciętym jaskółczo ogonem. Red kite, czerwony latawiec! Nawet z dołu było widać, jak przenikliwe ma spojrzenie.
Panowie spokojnie grali w bule. A my odjechaliśmy oczarowani.
Wrócił do nas, by się pożegnać?
________________
Kania ruda, Milvus milvus jest w Polsce pod ochroną. Wokół gniazd obowiązuje strefa ochronna: do 100 m, w okresie lęgowym 500 m od gniazda. Ich liczbę szacuje się na ok 600-700 par, żyją w pn.-zach. Polsce. Zimują w południowo-zach. Europie. Kiedyś liczne, zostały u nas wytrzebione w XX wieku.
We Francji również podlega ochronie.
Wpisany do Czerwonej księgi gatunków zagrożonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz