niedziela, 24 stycznia 2016

Przejście przez strumień (16)

Nie wiedziałem, że nadszedł ten dzień. Obudziłem się po południu, wziąłem prysznic, szybko i powierzchownie posprzątałem mieszkanie. Wybiegłem z domu, w kwiaciarni kupiłem wielki bukiet czerwonych róż. Pojechałem do niej. Ciągle mieszkała na stancji, w tym samym domu, tylko teraz sama zajmowała większy pokój. Drzwi wejściowe były otwarte, zastukałem do jej pokoju, odpowiedziała mi cisza. Z niższej, piwnicznej kondygnacji, gdzie mieściła się kuchnia, usłyszałem jakieś odgłosy. Zszedłem. Pani Czesia mieszała coś w garnku. Na mój widok zrobiła okrągłe oczy. Zatrzymała wzrok na kwiatach.
- Nie wie pani, gdzie jest Liwia?
- Jak to, nie powiedziała panu? Wyprowadziła się. Gdzieś wyjeżdża, chyba za granicę.
Usiadłem na stołku. Wyraz mojej twarzy musiał ją zaniepokoić, bo bez słowa nalała kompotu do wyszczerbionego kubka i postawiła go przede mną.
- Dziękuję - kompot był ciepły i słodki.
- Nie powiedziała panu - skonstatowała pani Czesia.
- Wszystko zabrała? - spytałem z niedowierzaniem i jakąś absurdalną resztką nadziei.
Wyjęła z kieszeni fartucha klucz i podała mi.
- Niech pan sam zobaczy.
Poszedłem do pokoju. Zostało w nim kilka mebli, należących do gospodarzy. Wszystko wysprzątane. Ani jednego papierka, guzika, nic. Wybiegłem. Oddałem klucz i poszedłem przed siebie. Kwiaty rzuciłem za jakiś płot. Po drodze kupiłem dwie butelki wódki.

Zamknąłem mieszkanie. Wyłączyłem telefon. Jedną butelkę włożyłem do zamrażalnika, z drugiej odlałem setkę i z resztą zrobiłem to samo. Chciałem wyć. Zaciskałem zęby, żeby nie krzyczeć, zaciskałem pięści, żeby nie rozdrapać sobie ciała. Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiła?
Wyłem. Leżałem na łóżku patrząc w sufit i wyłem. W pościeli był jeszcze jej zapach, nasz zapach. Zwinąłem prześcieradło i schowałem w nim twarz.
Zacząłem szukać proszków. Nic nie było. Wiera czasem łykała tabletki nasenne, ale jak na złość chyba zużyła wszystkie.
Chodziłem po mieszkaniu jak tygrys po klatce. Noc była długa, długa.
Obudziłem się po południu, chory. Wobec tak kolosalnych postępów medycyny to wstyd, że nie potrafią wymyślić lekarstwa na kaca. Zrobiłem coś, co nie zdarzyło mi się nigdy przedtem po piciu: poszedłem do Peweksu po wódkę. Znów piłem. Zacząłem płakać. Płakałem jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem, tyle że bezgłośnie. Siedziałem na łóżku, mazałem się jak dzieciak i wycierałem twarz prześcieradłem. Obmyślałem sposób, by umrzeć.
Następna noc. Rano zobaczyłem w lustrze potwora o czerwonych oczach, czarnym zaroście i twarzy szaleńca. Śmierdziałem. Nie chciało mi się myć.
Odlałem się i wróciłem do łóżka. Obok stała bateria słojów z ogórkami, z których wypijałem kwas.

Obudziła mnie Wiera. Widocznie nie założyłem łańcucha.
- Co ty tu robisz? - wybełkotałem wchodząc nago do kuchni.
- Gotuję ci obiad - odpowiedziała z uśmiechem, choć przez jej twarz przemknął cień. - Będzie gotowy za kwadrans, może się ogarniesz.
Nic nie mówiąc poszedłem do łazienki. Stanąłem pod prysznicem i puściłem zimną wodę. Mój ryk musiał brzmieć strasznie, bo wpadła natychmiast do środka.
- Yyyyy - wrzeszczałem, stojąc pod lodowatym strumieniem.
Wyszła bez słowa.
Kiedy szukałem czegoś do ubrania, spostrzegłem, że już wysprzątała sypialnię. Ściągnęła z pościeli powłoczki, a kołdrę i poduszki powiesiła na balkonie. Otworzyła wszystkie okna. Higienistka, niech ją szlag!
Usiadłem przy stole. Pachniało zachęcająco, ale przy pierwszej próbie miałem odruch wymiotny. Ona nic, jadła skupiona, nie patrząc na mnie. Pomidorowa z makaronem, moja ulubiona zupa. Nie mogę jeść.
W końcu jakoś ją w siebie wdusiłem.
- Drugie potem. Idę spać - oświadczyłem. Poszedłem na kanapę i przykryłem się pledem razem z głową.
Tak wyglądały następne dni. Przychodziła po pracy, gotowała obiady, niewiele mówiła. Czasem wychodziliśmy razem na zakupy albo do kina. Wieczorem pytała ostrożnie, czy chcę, żeby została. Chciałem. Spaliśmy razem w łóżku, ale nie kochaliśmy się. Byłem wdzięczny, że przy mnie jest i nic nie mówi.
Potem powiedziałem, że jadę do babki na wieś. A ona, że już ma paszport i lada dzień pojedzie do Francji, skąd ma zaproszenie. I że wróci za dwa miesiące. Poczułem ulgę. 

Odcinek 15 

© 2014 Alina L
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione. 
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz