Nie
wiedziałem, że nadszedł ten dzień.
Obudziłem się po południu, wziąłem prysznic, szybko i
powierzchownie posprzątałem mieszkanie. Wybiegłem z domu, w
kwiaciarni kupiłem wielki bukiet czerwonych róż. Pojechałem do
niej. Ciągle mieszkała na stancji, w tym samym domu, tylko teraz
sama zajmowała większy pokój. Drzwi wejściowe były otwarte,
zastukałem do jej pokoju, odpowiedziała mi cisza. Z niższej,
piwnicznej kondygnacji, gdzie mieściła się kuchnia, usłyszałem
jakieś odgłosy. Zszedłem. Pani Czesia mieszała coś w garnku. Na
mój widok zrobiła okrągłe oczy. Zatrzymała wzrok na kwiatach.
-
Nie wie pani, gdzie jest Liwia?
-
Jak to, nie powiedziała panu? Wyprowadziła się. Gdzieś wyjeżdża,
chyba za granicę.
Usiadłem
na stołku. Wyraz mojej twarzy musiał ją zaniepokoić, bo bez słowa
nalała kompotu do wyszczerbionego kubka i postawiła go przede mną.
-
Dziękuję - kompot był ciepły i słodki.
-
Nie powiedziała panu - skonstatowała pani Czesia.
-
Wszystko zabrała? - spytałem z niedowierzaniem i jakąś absurdalną
resztką nadziei.
Wyjęła
z kieszeni fartucha klucz i podała mi.
-
Niech pan sam zobaczy.
Poszedłem
do pokoju. Zostało w nim kilka mebli, należących do gospodarzy.
Wszystko wysprzątane. Ani jednego papierka, guzika, nic. Wybiegłem.
Oddałem klucz i poszedłem przed siebie. Kwiaty rzuciłem za jakiś
płot. Po drodze kupiłem dwie butelki wódki.
Zamknąłem
mieszkanie. Wyłączyłem telefon. Jedną butelkę włożyłem do
zamrażalnika, z drugiej odlałem setkę i z resztą zrobiłem to
samo. Chciałem wyć. Zaciskałem zęby, żeby nie krzyczeć,
zaciskałem pięści, żeby nie rozdrapać sobie ciała. Dlaczego?
Dlaczego mi to zrobiła?
Wyłem.
Leżałem na łóżku patrząc w sufit i wyłem. W pościeli był
jeszcze jej zapach, nasz zapach. Zwinąłem prześcieradło i
schowałem w nim twarz.
Zacząłem
szukać proszków. Nic nie było. Wiera czasem łykała tabletki
nasenne, ale jak na złość chyba zużyła wszystkie.
Chodziłem
po mieszkaniu jak tygrys po klatce. Noc była długa, długa.
Obudziłem
się po południu, chory. Wobec tak kolosalnych postępów medycyny
to wstyd, że nie potrafią wymyślić lekarstwa na kaca. Zrobiłem
coś, co nie zdarzyło mi się nigdy przedtem po piciu: poszedłem do
Peweksu po wódkę. Znów piłem. Zacząłem płakać. Płakałem jak
wtedy, kiedy byłem dzieckiem, tyle że bezgłośnie. Siedziałem na
łóżku, mazałem się jak dzieciak i wycierałem twarz
prześcieradłem. Obmyślałem sposób, by umrzeć.
Następna
noc. Rano zobaczyłem w lustrze potwora o czerwonych oczach, czarnym
zaroście i twarzy szaleńca. Śmierdziałem. Nie chciało mi się
myć.
Odlałem
się i wróciłem do łóżka. Obok stała bateria słojów z
ogórkami, z których wypijałem kwas.
Obudziła
mnie Wiera. Widocznie nie założyłem łańcucha.
-
Co ty tu robisz? - wybełkotałem wchodząc nago do kuchni.
-
Gotuję ci obiad - odpowiedziała z uśmiechem, choć przez jej twarz
przemknął cień. - Będzie gotowy za kwadrans, może się
ogarniesz.
Nic
nie mówiąc poszedłem do łazienki. Stanąłem pod prysznicem i
puściłem zimną wodę. Mój ryk musiał brzmieć strasznie, bo
wpadła natychmiast do środka.
-
Yyyyy - wrzeszczałem, stojąc pod lodowatym strumieniem.
Wyszła
bez słowa.
Kiedy
szukałem czegoś do ubrania, spostrzegłem, że już wysprzątała
sypialnię. Ściągnęła z pościeli powłoczki, a kołdrę i
poduszki powiesiła na balkonie. Otworzyła wszystkie okna.
Higienistka, niech ją szlag!
Usiadłem
przy stole. Pachniało zachęcająco, ale przy pierwszej próbie
miałem odruch wymiotny. Ona nic, jadła skupiona, nie patrząc na
mnie. Pomidorowa z makaronem, moja ulubiona zupa. Nie mogę
jeść.
W
końcu jakoś ją w siebie wdusiłem.
-
Drugie potem. Idę spać - oświadczyłem. Poszedłem na kanapę i
przykryłem się pledem razem z głową.
Tak
wyglądały następne dni. Przychodziła po pracy, gotowała obiady,
niewiele mówiła. Czasem wychodziliśmy razem na zakupy albo do
kina. Wieczorem pytała ostrożnie, czy chcę, żeby została.
Chciałem. Spaliśmy razem w łóżku, ale nie kochaliśmy się.
Byłem wdzięczny, że przy mnie jest i nic nie mówi.
Potem
powiedziałem, że jadę do babki na wieś. A ona, że już ma
paszport i lada dzień pojedzie do Francji, skąd ma zaproszenie. I
że wróci za dwa miesiące. Poczułem ulgę.
Odcinek 15
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie tekstu w całości lub we fragmentach bez zgody autora zabronione.
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Odcinek 15
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz