Z
tą nienawiścią obudziłem się nazajutrz rano. Wiera leżała
obok mnie, cicho posapując. Poszedłem do łazienki. Węzeł w
gardle dławił. Stanąłem pod prysznicem, letnia woda spłukiwała
powoli znużenie i gniew, mieszała się ze łzami. I wtedy nagle
przez gąszcz myśli: jak mogłaś mi to zrobić? jak mogłaś?!
przebiła się jedna, rozpaczliwie oczywista i jasna. Skąd miała
wiedzieć? Skąd miała wiedzieć, że rani nie tylko Karola? No
skąd, idioto? A teraz jest już za późno.
Przy
śniadaniu Wiera była jeszcze bardziej poważna niż zwykle.
-
Chciałabym cię o coś zapytać - powiedziała nalewając sobie
kawy.
-
Słucham.
-
Jakie masz wobec mnie plany?
Zamurowało
mnie.
-
Nie chcę do niczego cię zmuszać, ale dla mnie to ważne. Kończę
aplikację. Zaczynam wyrabiać sobie nazwisko. O to właśnie mi
chodzi. O nazwisko.
Teraz
już wiedziałem, ale nadal nic nie mówiłem.
-
Jesteśmy razem od 7 lat - stwierdziła.
-
Z przerwami - zaznaczyłem.
-
Nie bądź śmieszny. Nie sądzisz, że jesteś mi coś winien?
-
To znaczy co?
-
To znaczy ślub.
Milczałem.
-
Nie nalegam, Tomku. Wydawało mi się, że jest nam razem nieźle.
Zamierzam zarabiać na swoje potrzeby i nawet nie musimy mieszkać
razem, póki nie ma dzieci, bo tak, jak jest, jest całkiem wygodnie.
Nie myślę zresztą o dzieciach, najpierw muszę zdobyć pozycję, a
to zajmie parę lat. Nie ukrywam, zależy mi na statusie. Jako panna
nie będę wiarygodnym adwokatem. W takim kraju żyjemy.
-
Czy muszę odpowiadać już teraz?
-
Nie, ale nie każ mi długo czekać - zakończyła rozmowę.
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz