niedziela, 27 września 2015

Jestem uchodźcą

*
Kiedy przyszli, musiał uciekać. Było wiele powodów, ratowanie własnego życia to tylko jeden z nich. Syn, osiemnastolatek, miał zaopiekować się pięcioma siostrami, z których najmłodsza nie skończyła 6 lat. Oni też uciekali, tam gdzie miało nie być wojny. Matka od lat była w szpitalu. Bezładna ucieczka ludności cywilnej, rejterada pokonanego wojska; a potem już nie było dokąd uciec. Dzieci wróciły. Ich dom już nie był ich. Byli uchodźcami.
Ich ojciec też wrócił, ukrywał się. Wyszedł z  kryjówki, gdy aresztowano syna. Nigdy już nie miał wrócić, zmarł w strasznym miejscu. Matka też została uśmiercona.
Sześcioro bezdomnych sierot przygarnęli sąsiedzi.

*
Jej mąż był żołnierzem i na wiele lat zostali rozdzieleni. Ratowała dzieci i więźniów, choć groziła za to śmierć. Gdy groza - zdawało się - minęła, zachorowała. Mąż nie mógł wrócić, trafiłby do więzienia. Wysyłał pieniądze na łapówki, by pozwolono jej wyjechać na leczenie. Tam, za granicą, mogli ją uratować. Odmawiano. Zmarła mając 42 lata. Długo był samotny, szczęścia nie znalazł. Pozostał na emigracji, tam zmarł.

*
Nocą do drzwi zapukał sąsiad, błagając, by ukrył jego dzieci. Odmówił. Sam miał dzieci, to byłby wyrok na wszystkich. Nigdy sobie tego nie wybaczył.




*

Nie, to nie było na Bliskim Wschodzie. Nie teraz. To dzieje mojej rodziny.

Miłosierdzie obcych ludzi uratowało dzieciom życie.

Bezwzględność władzy złamała los dwojga kochających się ludzi.

Gdzie jest granica heroizmu?

*
Jestem uchodźcą.

____________________

Józef Janoszka, mój dziadek
Jadwiga Wolska, moja stryjeczna babcia


czwartek, 17 września 2015

Droga marzeń: w dolinie Rodanu

Są rzeki z osobowością. Być może każda rzeka, jeśli człowiek jej nie ujarzmił i nie zniszczył, jest żywą istotą. Jeśli tak, to Rodan jest królem. Jest władcą rozległych przestrzeni, królem gór i dolin, panem klimatu. Bywa wielkoduszny i hojny, lecz bywa też bezlitosny. Toczy wody przez ponad 800 kilometrów, od ośnieżonych Alp ku śródziemnomorskiej delcie. Przeciwności dodają mu siły.

Rodzi się w głębi lodowca, nazwanego jego imieniem. Spływa w dolinę, uparcie kierując się ku zachodowi.


















Dolina: zielone hale i chalets z ciemnego drewna. Światło i wiatr. Rilke pisał w swej ostatniej woli: Pragnę, by złożono mnie w grobie na wysoko położonym cmentarzu obok starego kościoła w Raron. Tam, w jego otoczeniu, po raz pierwszy odczułem wiatr i światło tego krajobrazu, wraz z wszelkim obietnicami, w jakich spełnieniu miał mi on później dopomóc.

Tu, w Raron spoczywa, patrząc na dolinę. 
Gdy tam jesteśmy, pochmurny dzień powoli się kończy. Chcemy jeszcze przed zmierzchem zdążyć do Sierre. Tam jest jego ostatni dom, Chateau Muzot.

Do Lemanu wpływają dziesiątki rzek i rzeczek, ale tylko jedna z niego wypływa. Nurt Rodanu znika pod skórą jeziora na kilkadziesiąt kilometrów.

















Jezioro Genewskie to ogromna połać wody. To gra światła o zachodzie.To Genewa, Lozanna i Montreux, oświetlone nocą jak pasażerskie transatlantyki.














Leman to poezja. Mickiewicz sięga po słowa najprostsze. Po milczenie.

Nad wodą wielką i czystą
Stały rzędami opoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła twarze ich czarne;
Nad wodą wielką i czystą
Przebiegły czarne obłoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła kształty ich marne;
Nad wodą wielką i czystą
Błysnęło wzdłuż i grom ryknął,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła światło, głos zniknął.
A woda, jak dawniej czysta,
Stoi wielka i przejrzysta.



















Słowacki opisuje nieopisywalne.

 Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem i promienić świtem:
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.



W Genewie Rodan opuszcza jezioro, nareszcie wolny. Niestraszne mu góry, których zielone lasy nadają jego wodom barwę szmaragdu. Fort L'Ecluse, zawieszony nad wąska doliną, przez 2 tysiące lat służył obronie.  Są tu miasta, były już w czasach Galów i Rzymian.

W Lyonie Rodan poślubia Saonę. Toczy się i potężnieje. Płyną nim statki, choć czasem wystawia je na próbę. Niektóre giną, rozbijając się o filary mostów. 


W Vienne liczne ślady kolonii rzymskiej: świątynia, resztki murów obronnych, piramida - pozostałość po amfiteatrze. Po zachodniej stronie rzeki - Parc Naturel du Pilat. Skręciliśmy tu niegdyś w boczną drogę i po kilku kilometrach zobaczyliśmy średniowieczne miasteczko na grzbiecie góry. Malleval. Byłam tam dwukrotnie. Czasem chcę do niego wrócić. 
 


Rodan zachwyca i zdumiewa. Jak tamtego grudniowego wieczoru, gdy zmęczeni kilkugodzinną jazdą, mając przed sobą jeszcze wiele kilometrów do Nicei, zatrzymaliśmy się olśnieni. Most w Serrieres, błękity, róże i fiolety nieba i wody.
 

















Cisza. Zaduma.

Dalej na południe jest Tournon. Byliśmy tu kiedyś na Foire aux oignons. Z chłodu alpejskiego Grenoble wjechaliśmy w skwar Doliny, w gorący oddech Południa. Na placu pod platanami dziesiątki straganów i woń cebuli. Za rzeką, za mostem dla pieszych, na połogich wzgórzach winnice Tain l'Hermitage. 

Tu, gdzie Dolina rozszerza się ku południowi, a klimat gwałtownie się zmienia na śródziemnomorski, przyciągnęły naszą uwagę ruiny zamku z podgrodziem. To Chateau de Crussol, posadowiony na szczycie wzniesienia, nad przepaścią. Początek września, a skwar jest taki, że musimy odpocząć na rozległym parkingu poniżej zamku. Ja i pies rezygnujemy z podejścia, I. dzielnie wspina się na górę w towarzystwie innych turystów. Niektórzy z nich korzystają z oślich grzbietów, bo pod głogami pasie się spore stadko – kilka samców, dwie ciężarne oślice i dwoje młodych – większy beżowy i malutki biały osiołek.




Z góry zamkowej już widać Valence. C'est à Valence que le Midi commence.



W hotelu nieopodal rzeki zatrzymujemy się na kilka dni. Wieczorami woń ściętej lawendy jest tak gęsta, jak krzyk tysięcy cykad. Będziemy stamtąd jeżdziać na dalsze i bliższe wycieczki - do Montelimar - stolicy nugatu.




Do Orange, z jego rzymskim teatrem i niezwykłym łukiem.















A także do Ardeche ( po raz pierwszy, by wkrótce tam wrócić ) i Drome, z jego miasteczkami rozrzuconymi na wzgórzach, wśród renesansowych pejzaży.




W Awinionie będziemy innym razem. Przedwieczorne światło otuli pałac papieży. 










   
Godzina magii nastąpi o zmroku

Beaucaire i Tarascon, choć zdawałoby się bliźniacze, są tak różne jak noc i dzień.

Zamek  Rene I Andegaweńskiego w Tarascon zachwyca elegancją.

Beaucaire to wąskie opuszczone uliczki, zaniedbane domy. Na placyku smok Tarasque.






W tym czasie w pewnym lesie nad Rodanem, pomiędzy Arles i Awinionem żył smok, półzwierzę, półryba, grubszy od wołu, a dłuższy od konia. Miał on zęby ostre jak miecze, a nadto rogi, głowę zaś jego z dwóch stron chroniły tarcze. Smok leżał w rzece i zabijał wszystkich, którzy chcieli się przeprawić, a okręty zatapiał. Przybył on przez morze z kraju azjatyckiego Galacji i pochodził od Lewiatana, który jest okropnym wężem morskim, oraz od zwierzęcia zwanego Onachos, które żyje w Galacji i na ścigających go wyrzuca swój gnój jakby pociski na odległość jednego morga, a gnój ten, czego dotknie, wypala jak ogień. Otóż Marta na prośby ludu udała się do owego smoka i znalazła go w lesie, pożerającego jakiegoś człowieka. Pokropiła go wtedy wodą święconą i pokazała mu krzyż, a smok natychmiast pokonany stanął spokojnie jak owca. Wówczas Marta związała go własnym paskiem, a następnie lud zabił go dzidami i kamieniami. Ludzie tamtejsi nazywali tego smoka Taraskusem, skąd na pamiątkę nazwano miejsce Taraskon, choć przedtem nazywało się Nerluc, co znaczy „czarny gaj”, ponieważ były tam lasy czarne i mroczne.


I oto zbliżamy się ku Delcie. Najpierw Arles, z koronkowymi krużgankami Świętego Trofima? A może Saint-Gilles-du-Gard i olśniewająca fasada Świętego Idziego? Czy Aigues-Mortes, twierdza i port służący krucjatom Ludwika IX Świętego? Byliśmy tam z Pumą, którego niebyt przyjaźnie witały miejscowe psy, a po powrocie niechcący skasowalismy zdjęcia... A może Sete i cmentarz morski, na którym spoczywa, jak sobie wymarzył, Paul Valery?

Ce toit tranquille, où marchent des colombes,
Entre les pins palpite, entre les tombes;
Midi le juste y compose de feux
La mer, la mer, toujours recommencee
O récompense après une pensée
Qu'un long regard sur le calme des dieux!



Tak, ale przede wszystkim Camargue.


Dla nowo przybyłego Camargue rzeczywiście wygląda na niegościnne pustkowie, nad którym rozciąga się niebo, zdające się nie mieć horyzontu. Teren jest płaski i nijaki, sprawiający wrażenie opuszczonego przez wszystko co żywe. Przez całe lato wisi nad nim bezlitosne słońce zawieszone na stalowobłękitnym niebie. Takie jest pierwsze wrażenie, jeżeli jednak nowo przybyły zostanie dłużej, odkryje, że jak większość pierwszych wrażeń jest ono mylące i fałszywe. Rzeczywiście, można się zgodzić, że to niegościnny kraj, ale nie jest on wrogi człowiekowi ani martwy. Nie jest też tak posępnie przygnębiający i monotonny, jak pustynia czy syberyjska tundra. Istnieje na nim woda, a żadna ziemia nie jest martwa, gdy ma wodę. Są tu duże, małe, średnie jeziora, moczary oraz bagna, czasami nie głębsze niż po kostki, a czasami zdolne pochłonąć kamienicę. Są też i barwy – wiecznie zmieniające się błękity i szarości wód poruszanych wiatrem, spłowiała żółć bagien i prawie czerń wysmukłych cyprysów, ciemna zieleń sosen, zaś jasna pastwisk, odcinająca się od brązu jałowej ziemi i słonych równin aż spękanych od słońca, które zajmują większość lądu. Poza tym jest tu życie: mnóstwo ptaków, małe stada czarnych krów i bardzo rzadko białych koni. Farmy i rancha są położone z dala od dróg, najczęściej tak dobrze ukryte wśród drzew, że trudno je dostrzec. Jedno natomiast wrażenie pozostaje niezmienne – jest to nie kończąca się równina. Camargue przypomina gładkie jak stół morze w słoneczny letni dzień.

 _______________________
Donald Prater Dźwięczące szkło. Rainer Maria Rilke. Biografia przełożył Dariusz Guzik
Adam Mickiewicz Nad wodą wielką i czystą...
Juliusz Słowacki Rozłączenie
Jakub z Voragine Złota legenda (Legenda na dzień św. Marty)
Paul Valery Le cimetiere marin 
Alistair MacLean Tabor do Vaccares przełożył Jarosław Kotarski








poniedziałek, 14 września 2015

Miłosierdzie



 
A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?
«On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego».
Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»


Jezus nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.
Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»
On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».
Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie»


_______________________________


Ewangelia wg Św. Łukasza 10, 25-37
Jacopo da Ponte, zwany Bassano Dobry Samarytanin