Rodzi się w głębi lodowca, nazwanego jego imieniem. Spływa w dolinę, uparcie kierując się ku zachodowi.
Dolina: zielone hale i chalets z ciemnego drewna. Światło i wiatr. Rilke pisał w swej ostatniej woli: Pragnę, by złożono mnie w grobie na wysoko położonym cmentarzu obok starego kościoła w Raron. Tam, w jego otoczeniu, po raz pierwszy odczułem wiatr i światło tego krajobrazu, wraz z wszelkim obietnicami, w jakich spełnieniu miał mi on później dopomóc.
Tu, w Raron spoczywa, patrząc na dolinę.
Gdy tam jesteśmy, pochmurny dzień powoli się kończy. Chcemy jeszcze przed zmierzchem zdążyć do Sierre. Tam jest jego ostatni dom, Chateau Muzot.
Do Lemanu wpływają dziesiątki rzek i rzeczek, ale tylko jedna z niego wypływa. Nurt Rodanu znika pod skórą jeziora na kilkadziesiąt kilometrów.
Jezioro Genewskie to ogromna połać wody. To gra światła o zachodzie.To Genewa, Lozanna i Montreux, oświetlone nocą jak pasażerskie transatlantyki.
Leman to poezja. Mickiewicz sięga po słowa najprostsze. Po milczenie.
Nad wodą wielką i czystą
Stały rzędami opoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła twarze ich czarne;
Nad wodą wielką i czystą
Przebiegły czarne obłoki,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła kształty ich marne;
Nad wodą wielką i czystą
Błysnęło wzdłuż i grom ryknął,
I woda tonią przejrzystą
Odbiła światło, głos zniknął.
A woda, jak dawniej czysta,
Stoi wielka i przejrzysta.
Słowacki opisuje nieopisywalne.
Ale ty próżno będziesz krajobrazy tworzyć,
Osrebrzać je księżycem i promienić świtem:
Nie wiesz, że trzeba niebo zwalić i położyć
Pod oknami, i nazwać jeziora błękitem.
Potem jezioro z niebem dzielić na połowę,
W dzień zasłoną gór jasnych, w nocy skał szafirem;
Nie wiesz, jak włosem deszczu skałom wieńczyć głowę,
Jak je widzieć w księżycu odkreślone kirem.
W Genewie Rodan opuszcza jezioro, nareszcie wolny. Niestraszne mu góry, których zielone lasy nadają jego wodom barwę szmaragdu. Fort L'Ecluse, zawieszony nad wąska doliną, przez 2 tysiące lat służył obronie. Są tu miasta, były już w czasach Galów i Rzymian.
W Lyonie Rodan poślubia Saonę. Toczy się i potężnieje. Płyną nim statki, choć czasem wystawia je na próbę. Niektóre giną, rozbijając się o filary mostów.
W Vienne liczne ślady kolonii rzymskiej: świątynia, resztki murów obronnych, piramida - pozostałość po amfiteatrze. Po zachodniej stronie rzeki - Parc Naturel du Pilat. Skręciliśmy tu niegdyś w boczną drogę i po kilku kilometrach zobaczyliśmy średniowieczne miasteczko na grzbiecie góry. Malleval. Byłam tam dwukrotnie. Czasem chcę do niego wrócić.
Rodan zachwyca i zdumiewa. Jak tamtego grudniowego wieczoru, gdy zmęczeni kilkugodzinną jazdą, mając przed sobą jeszcze wiele kilometrów do Nicei, zatrzymaliśmy się olśnieni. Most w Serrieres, błękity, róże i fiolety nieba i wody.
Dalej na południe jest Tournon. Byliśmy tu kiedyś na Foire aux oignons. Z chłodu alpejskiego Grenoble wjechaliśmy w skwar Doliny, w gorący oddech Południa. Na placu pod platanami dziesiątki straganów i woń cebuli. Za rzeką, za mostem dla pieszych, na połogich wzgórzach winnice Tain l'Hermitage.
Tu, gdzie Dolina rozszerza się ku południowi, a klimat gwałtownie się zmienia na śródziemnomorski, przyciągnęły naszą uwagę ruiny zamku z podgrodziem. To Chateau de Crussol, posadowiony na szczycie wzniesienia, nad przepaścią. Początek września, a skwar jest taki, że musimy odpocząć na rozległym parkingu poniżej zamku. Ja i pies rezygnujemy z podejścia, I. dzielnie wspina się na górę w towarzystwie innych turystów. Niektórzy z nich korzystają z oślich grzbietów, bo pod głogami pasie się spore stadko – kilka samców, dwie ciężarne oślice i dwoje młodych – większy beżowy i malutki biały osiołek.
Z góry zamkowej już widać Valence. C'est à Valence que le Midi commence.
W hotelu nieopodal rzeki zatrzymujemy się na kilka dni. Wieczorami woń ściętej lawendy jest tak gęsta, jak krzyk tysięcy cykad. Będziemy stamtąd jeżdziać na dalsze i bliższe wycieczki - do Montelimar - stolicy nugatu.
A także do Ardeche ( po raz pierwszy, by wkrótce tam wrócić ) i Drome, z jego miasteczkami rozrzuconymi na wzgórzach, wśród renesansowych pejzaży.
W Awinionie będziemy innym razem. Przedwieczorne światło otuli pałac papieży.
Beaucaire i Tarascon, choć zdawałoby się bliźniacze, są tak różne jak noc i dzień.
Beaucaire to wąskie opuszczone uliczki, zaniedbane domy. Na placyku smok Tarasque.
W
tym czasie w pewnym lesie nad Rodanem, pomiędzy Arles i Awinionem
żył smok, półzwierzę, półryba, grubszy od wołu, a dłuższy
od konia. Miał on zęby ostre jak miecze, a nadto rogi, głowę zaś
jego z dwóch stron chroniły tarcze. Smok leżał w rzece i zabijał
wszystkich, którzy chcieli się przeprawić, a okręty zatapiał.
Przybył on przez morze z kraju azjatyckiego Galacji i pochodził od
Lewiatana, który jest okropnym wężem morskim, oraz od zwierzęcia
zwanego Onachos, które żyje w Galacji i na ścigających go wyrzuca
swój gnój jakby pociski na odległość jednego morga, a gnój ten,
czego dotknie, wypala jak ogień. Otóż Marta na prośby ludu udała
się do owego smoka i znalazła go w lesie, pożerającego jakiegoś
człowieka. Pokropiła go wtedy wodą święconą i pokazała mu
krzyż, a smok natychmiast pokonany stanął spokojnie jak owca.
Wówczas Marta związała go własnym paskiem, a następnie lud zabił
go dzidami i kamieniami. Ludzie tamtejsi nazywali tego smoka
Taraskusem, skąd na pamiątkę nazwano miejsce Taraskon, choć
przedtem nazywało się Nerluc, co znaczy „czarny gaj”, ponieważ
były tam lasy czarne i mroczne.
I oto zbliżamy się ku Delcie. Najpierw Arles, z koronkowymi krużgankami Świętego Trofima? A może Saint-Gilles-du-Gard i olśniewająca fasada Świętego Idziego? Czy Aigues-Mortes, twierdza i port służący krucjatom Ludwika IX Świętego? Byliśmy tam z Pumą, którego niebyt przyjaźnie witały miejscowe psy, a po powrocie niechcący skasowalismy zdjęcia... A może Sete i cmentarz morski, na którym spoczywa, jak sobie wymarzył, Paul Valery?
Ce toit tranquille, où marchent des colombes,
Entre les pins palpite, entre les tombes;
Midi le juste y compose de feux
La mer, la mer, toujours recommencee
O récompense après une pensée
Qu'un long regard sur le calme des dieux!
Tak, ale przede wszystkim Camargue.
Dla
nowo przybyłego Camargue rzeczywiście wygląda na niegościnne
pustkowie, nad którym rozciąga się niebo, zdające się nie mieć
horyzontu. Teren jest płaski i nijaki, sprawiający wrażenie
opuszczonego przez wszystko co żywe. Przez całe lato wisi nad nim
bezlitosne słońce zawieszone na stalowobłękitnym niebie. Takie
jest pierwsze wrażenie, jeżeli jednak nowo przybyły zostanie
dłużej, odkryje, że jak większość pierwszych wrażeń jest ono
mylące i fałszywe. Rzeczywiście, można się zgodzić, że to
niegościnny kraj, ale nie jest on wrogi człowiekowi ani martwy. Nie
jest też tak posępnie przygnębiający i monotonny, jak pustynia
czy syberyjska tundra. Istnieje na nim woda, a żadna ziemia nie jest
martwa, gdy ma wodę. Są tu duże, małe, średnie jeziora, moczary
oraz bagna, czasami nie głębsze niż po kostki, a czasami zdolne
pochłonąć kamienicę. Są też i barwy – wiecznie zmieniające
się błękity i szarości wód poruszanych wiatrem, spłowiała żółć
bagien i prawie czerń wysmukłych cyprysów, ciemna zieleń sosen,
zaś jasna pastwisk, odcinająca się od brązu jałowej ziemi i
słonych równin aż spękanych od słońca, które zajmują
większość lądu. Poza tym jest tu życie: mnóstwo ptaków, małe
stada czarnych krów i bardzo rzadko białych koni. Farmy i rancha są
położone z dala od dróg, najczęściej tak dobrze ukryte wśród
drzew, że trudno je dostrzec. Jedno natomiast wrażenie pozostaje
niezmienne – jest to nie kończąca się równina. Camargue
przypomina gładkie jak stół morze w słoneczny letni dzień.
_______________________
Donald Prater Dźwięczące szkło. Rainer Maria Rilke. Biografia przełożył Dariusz Guzik
Adam Mickiewicz Nad wodą wielką i czystą...
Juliusz Słowacki Rozłączenie
Jakub
z Voragine Złota legenda (Legenda na dzień św. Marty)
Paul Valery Le cimetiere marin
Alistair
MacLean Tabor do Vaccares przełożył
Jarosław Kotarski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz