Szwajcaria
to muzyka: szczekanie kozła sarny w dolinie młodego Renu, krowie
dzwonki w wysokich górach. Kudłatych, małych krówek prawie nie
widać we mgle na stromych, zielonoszarych zboczach, porośniętych
skąpą trawą, ale cały czas słychać dzwonki. Czasem są to
mniejsze, weselsze dzwoneczki owiec. Popiskiwania świstaków.
Krakanie pary wron, lecących gdzieś ku odległym szczytom. I
wszechobecny wiatr.
Jesteśmy
bardzo wysoko, już tylko skały i porosty, wątła trawa i maleńkie,
wielobarwne kwiatuszki, z desperacją walczące o prawo do życia w
tych skrajnie nieprzyjaznych warunkach. Niżej pachniała skoszona
trawa i alpejskie zioła, tu panuje przenikliwy chłód i wilgoć, i
słychać ciężkie sapanie rozgrzanego diesla, wspinającego się na
Furkapass, 2436 m n.p.m. Zdaje się, że to przygoda jego życia i
chyba nie miałby chęci jej powtórzyć.
A potem
zjeżdżamy w dół obok wielkiego lodowca i dolina otwiera się ku
zachodowi. Po lewej wyłania się z tunelu czerwona kolejka, która
wcześniej, przed przełęczą, długo nam towarzyszyła, równie
mozolnie jak my wdrapując się pod górę.
Pojedziemy
wzdłuż Rodanu: najpierw wśród zielonych łąk, przez wioski
drewnianych chalets.
Nawet nowe domy budowane są z drewna i zachowują tę formę, ze
stromym, dwuspadowym dachem, szeroką, szczytową ścianą od frontu i
wieloma małymi oknami. W dawnych budowlach – mieszkalnych i
gospodarczych - charakterystyczny szczegół: górna kondygnacja
oddzielona od dolnej, murowanej lub drewnianej, otwartą przestrzenią
na kamiennych grzybkach. Ciemne drewno domów - żadnych ogrodzeń -
i soczyście zielone łąki na łagodnych zboczach.
Fotografie z sierpnia 2005
Tekst to fragment szkicu z Kwartalnika Literackiego Kresy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz