sobota, 24 maja 2014

Puma- towarzysz podróży (6)

NA TROPACH KOTÓW
Osiedlowe koty piwniczne nie mają łatwego życia. Nawet teraz, gdy potrzebę ich dokarmiania dostrzega coraz więcej osób, są i tacy, co szczują je psami, a nawet trują. Niewielu zdaje siebie sprawę, że alternatywą dla obecności kotów są kolonie myszy, a nawet szczurów.
Z drugiej strony, po pojawieniu się Pumy pewien piwniczny kot upodobał sobie nasz korytarz jako toaletę. Wchodził na drugie piętro, by zrobić kupę na wycieraczce. Czy to nie było wypowiedzeniem wojny? Puma oczywiście nie pozostawał dłużny i jeśli tylko biegał luzem, gonił za każdym kotem. Siadał potem pod drzewem, na którym schronił się śmiertelny wróg, i wpatrywał się hipnotycznie w kocie oczy.

Ciekawe, że omijał z respektem koty w trakcie ich godowych rytuałów. Kiedy siedziały we dwa lub trzy z rozszerzonymi, iskrzącymi oczami, głośno śpiewając, pies udawał, że ich nie widzi. Po co koty śpiewają? Pięknie to robią. Ale po co? Może lubią muzykę?

Był już prawie dorosły, miał może dwa lata. Pobiegł przed siebie, zniknął za żywopłotem, otaczającym trawnik. Podeszłam: przy uchylonym, zakratowanym okienku piwnicznym stał zjeżony kot. Biały w szare plamy, duży. Wygiął grzbiet, prychając. Pies w postawie zaczepno - obronnej: jego atak to nie atak ma serio, nie grożenie, jak w wypadku spotkania z innym psem, ani postawa, jaka przyjmował, bawiąc się z mężczyznami. Tak zachowywał się wobec małego zwierzęcia, nie wiedząc, czy jest wrogiem, czy ofiarą. Tej agresywnej zabawy kot nie rozumiał. Pies podbiegł, zbliżał się do niego z różnych stron, zawsze zachowując bezpieczną, półmetrową odległość. Uniemożliwił kotu ucieczkę, pozostając poza zasięgiem jego pazurów. Droga do tyłu była częściowo zamknięta, okienko zaledwie uchylone, aby uciec do piwnicy, trzeba by odwrócić się tyłem do przeciwnika, a tego żaden rozsądny kot nie zrobi.
Wołałam psa, na próżno. Emocje były zbyt silne. I nagle zdesperowany kot, w sytuacji pozornie bez wyjścia, rzucił się w stronę psa. Puma w okamgnieniu zrobił w tył zwrot i uciekł... skomląc przeraźliwie!
Kot nawet go nie zadrapał.
Pies był tak wystraszony, że parę minut później z głośnym płaczem uskoczył spod kół roweru, którego nie zauważył. A ja myślałam, że mam groźnego psa. Wtedy mój piesek otrzymał przydomek: Kotożerca Płochliwy.
  

 MOWA CIAŁA
Puma poruszał się jak kotek – nie spotkałam psa, który stąpałby tak, jak on. Miękkie, taneczne ruchy. Niepowtarzalny wdzięk. Do tego uśmiech, który zjednywał mu ludzi i psy...
Spotykamy suczkę: piesek tańczy. Ogon wiruje, łapki są miękkie, pyszczek uśmiechnięty. Nawet jeśli ona warczy, pies nie odpowiada tym samym. Kiedy zaś jest chętna do zabawy, obwąchują się, liżą po uszach, biegają. Ukłon, machanie ogonem i znów bieganie.
Gdy jest to mały piesek lub kolega, przyjaźnie machają ogonami i wspólnie obwąchują komunikaty, pozostawione przez inne psy. A w razie potrzeby wspólnie atakują obcych.

Obcy lub duży pies? O, to poważna sprawa. Wyprężone łapy, zjeżona sierść na karku. Ceremonialnie obchodzą się nawzajem na czubkach palców. Obsikują najbliższe drzewo – kto wyżej, czyje na wierzchu. Od kiedy mam psa chłopczyka, lepiej rozumiem mężczyzn – stwierdziłam.

Zawsze uderzało mnie, jak wiele Puma potrafi wyrazić mimiką, tym swoim kudłatym pyszczkiem. Natychmiast było widać, czy jest zaciekawiony, rozbawiony, znudzony. Kiedy ma ochotę spłatać mi figla, a kiedy źle się czuje. Może psy krótkowłose nie muszą rozwijać tak bogatej mimiki? Miny i pozy Pumy nieustannie mnie zachwycały. Uczyliśmy się siebie nawzajem i znaleźliśmy wspólny język. Byliśmy kumplami.


W DRODZE
Krótkie wycieczki Puma witał z entuzjazmem, szalał z radości. Biegał z parkingu do mieszkania i z powrotem „pomagając” w pakowaniu; w samochodzie chętnie wyglądał przez szybę albo przechodził na przednie siedzenie, by usiąść mi na kolanach. Cieszył się na wyjazd i cieszył się na powrót – poznawał swoją dzielnicę, gdy wracaliśmy, i głośno to oznajmiał. Wszędzie było dobrze, byle razem.

Przygotowywałam się do zmian w naszym życiu i uznałam, że czas przyzwyczaić psa do jazdy pociągiem. Po rozwodzie może się okazać, że wyjeżdżając do rodziny czy na urlop nie będę miała z kim go zostawić, a hotel dla psów nie wchodził w rachubę. Poszłam zobaczyć, jak tam jest – z daleka usłyszałam chór zrozpaczonych psich głosów. Nie, nigdy. On nie zrozumiałby, że po niego wrócę. A ja - w podróży bez niego, ze świadomością, że umiera z tęsknoty?
Pierwsze spotkanie z pociągiem było straszne – tłum ludzi na peronie i pisk hamulców. Puściły zwieracze. Podobnie drugie – tu wystarczyła zatłoczona hala dworcowa. W obu tych przypadkach nie wyjeżdżaliśmy, lecz witaliśmy osobę przyjezdną.
Za trzecim razem podróż miała trwać sześć godzin. W przedziale byliśmy sami, ja i pies, lecz po drodze dosiadła się pani z czworgiem dzieci. Do Katowic pieściły i głaskały pieska – i może dzięki temu w przyszłości nie marudząc jeździł pociągiem, chętnie zawierał znajomości i zjednywał sobie niemal wszystkich, z nielicznymi wyjątkami.
Przepisy PKP pozwalają na przewóz psa pod określonymi warunkami - bilet, świadectwo szczepienia, smycz i kaganiec. Nie narzucałam się z naszym towarzystwem ludziom, którzy sobie tego nie życzyli. Ci sympatyczni dzięki obecności Pumy chętnie wdawali się w rozmowę - śmiałam się, że z każdą podróżą powiększa swój fanklub. Pies jest katalizatorem dobrych uczuć u tych, którzy są do nich zdolni. A tej reszty trochę mi żal. Pewnemu szukającemu zaczepki mężczyźnie odparowałam „musi panu być ciężko z takim charakterem”. Przeniósł się do innego przedziału.

Dzięki Pumie zwykłe podróże pociągiem stawały się przygodą. Co ciekawego nas spotka? Kogo poznamy? Kto opowie nam swoją historię? Czy będzie to studentka weterynarii jadąca do domu z królikiem w torbie? Irlandka ucząca angielskiego na podlubelskiej wsi? Młody kleryk, ciekawy ludzi? Mężczyzna w średnim wieku, skrzyżowanie lumpa i Cohena, który opowie mi – i przy okazji całemu przedziałowi – historię swojego życia, a przy okazji życia swojego psa, podobnego do Pumy, superpsa o niezwykłym charakterze i zajadłości.

Po przyjeździe do Katowic czekała nas jeszcze godzinna jazda autobusem, i to był najmniej przyjemny odcinek podróży. Choć i tu, nudząc się, pies robił użytek ze swojego uwodzicielskiego wdzięku, podchodząc do pasażerów i napraszając się o uwagę. Hałas, tłok, smród, wibracje – chciał wysiadać na każdym przystanku. A jednak było rzeczą oczywistą, że żadne z nas mając wybór – hotel dla psów czy niewygody podróży – nie wybrałoby tego pierwszego. Pies ma swój dom tam, gdzie są ci, których kocha – jeśli macie wątpliwości, przyjrzyjcie się psom kloszardów.

Kiedy Puma miał trzy lata, pojechaliśmy z nim na wakacje. Wieczorem znalazł się na opustoszałej plaży w okolicach Mielna. Oszalał! Biegał, fruwał. To była najpiękniejsze zjawisko, jakie kiedykolwiek widział – morze. Huk fal, woda, wiatr, przestrzeń. Rodzina z dziećmi, która przyjechała tu z kamerą wideo, filmowała naszego psa. Przepełniała go radość życia. Czy mogliśmy mu ofiarować lepszy prezent?


2 komentarze:

  1. " Pies jest katalizatorem dobrych uczuć u tych, którzy są do nich zdolni." - fajnie powiedziane !

    OdpowiedzUsuń