NA TROPACH KOTÓW
Osiedlowe koty piwniczne nie
mają łatwego życia. Nawet teraz, gdy potrzebę ich dokarmiania
dostrzega coraz więcej osób, są i tacy, co szczują je psami, a
nawet trują. Niewielu zdaje siebie sprawę, że alternatywą dla
obecności kotów są kolonie myszy, a nawet szczurów.
Z drugiej strony, po pojawieniu
się Pumy pewien piwniczny kot upodobał sobie nasz korytarz jako
toaletę. Wchodził na drugie piętro, by zrobić kupę na
wycieraczce. Czy to nie było wypowiedzeniem wojny? Puma oczywiście
nie pozostawał dłużny i jeśli tylko biegał luzem, gonił za
każdym kotem. Siadał potem pod drzewem, na którym schronił się
śmiertelny wróg, i wpatrywał się hipnotycznie w kocie oczy.
Ciekawe,
że omijał z respektem koty w trakcie ich godowych rytuałów. Kiedy
siedziały we dwa lub trzy z rozszerzonymi, iskrzącymi oczami,
głośno śpiewając, pies udawał, że ich nie widzi. Po co koty śpiewają? Pięknie to robią. Ale po co? Może lubią
muzykę?
Był już prawie dorosły, miał
może dwa lata. Pobiegł przed siebie, zniknął za żywopłotem,
otaczającym trawnik. Podeszłam: przy uchylonym, zakratowanym
okienku piwnicznym stał zjeżony kot. Biały w szare plamy, duży.
Wygiął grzbiet, prychając. Pies w postawie zaczepno - obronnej:
jego atak to nie atak ma serio, nie grożenie, jak w wypadku
spotkania z innym psem, ani postawa, jaka przyjmował, bawiąc się z
mężczyznami. Tak zachowywał się wobec małego zwierzęcia, nie
wiedząc, czy jest wrogiem, czy ofiarą. Tej agresywnej zabawy kot
nie rozumiał. Pies podbiegł, zbliżał się do niego z różnych
stron, zawsze zachowując bezpieczną, półmetrową
odległość. Uniemożliwił kotu ucieczkę, pozostając poza
zasięgiem jego pazurów. Droga do tyłu była częściowo zamknięta,
okienko zaledwie uchylone, aby uciec do piwnicy, trzeba by odwrócić
się tyłem do przeciwnika, a tego żaden rozsądny kot nie zrobi.
Wołałam psa, na próżno.
Emocje były zbyt silne. I nagle zdesperowany kot, w sytuacji
pozornie bez wyjścia, rzucił się w stronę psa. Puma w okamgnieniu
zrobił w tył zwrot i uciekł... skomląc przeraźliwie!
Kot nawet go nie zadrapał.
Pies był tak wystraszony, że
parę minut później z głośnym płaczem uskoczył spod kół
roweru, którego nie zauważył. A ja myślałam, że mam groźnego
psa. Wtedy mój piesek otrzymał przydomek: Kotożerca Płochliwy.
MOWA CIAŁA
Puma poruszał się jak kotek –
nie spotkałam psa, który stąpałby tak, jak on. Miękkie, taneczne
ruchy. Niepowtarzalny wdzięk. Do tego uśmiech, który zjednywał mu
ludzi i psy...
Spotykamy suczkę: piesek
tańczy. Ogon wiruje, łapki są miękkie, pyszczek uśmiechnięty.
Nawet jeśli ona warczy, pies nie odpowiada tym samym. Kiedy zaś
jest chętna do zabawy, obwąchują się, liżą po uszach, biegają.
Ukłon, machanie ogonem i znów bieganie.
Gdy jest to mały piesek lub
kolega, przyjaźnie machają ogonami i wspólnie obwąchują
komunikaty, pozostawione przez inne psy. A w razie potrzeby wspólnie
atakują obcych.
Obcy lub duży pies? O, to
poważna sprawa. Wyprężone łapy, zjeżona sierść na karku.
Ceremonialnie obchodzą się nawzajem na czubkach palców. Obsikują
najbliższe drzewo – kto wyżej, czyje na wierzchu. Od kiedy mam
psa chłopczyka, lepiej rozumiem mężczyzn – stwierdziłam.
Zawsze uderzało mnie, jak wiele
Puma potrafi wyrazić mimiką, tym swoim kudłatym pyszczkiem.
Natychmiast było widać, czy jest zaciekawiony, rozbawiony,
znudzony. Kiedy ma ochotę spłatać mi figla, a kiedy źle się
czuje. Może psy krótkowłose nie muszą rozwijać tak bogatej
mimiki? Miny i pozy Pumy nieustannie mnie zachwycały. Uczyliśmy się
siebie nawzajem i znaleźliśmy wspólny język. Byliśmy kumplami.
W DRODZE
Krótkie wycieczki Puma witał z
entuzjazmem, szalał z radości. Biegał z parkingu do mieszkania i z
powrotem „pomagając” w pakowaniu; w samochodzie chętnie
wyglądał przez szybę albo przechodził na przednie siedzenie, by
usiąść mi na kolanach. Cieszył się na wyjazd i cieszył się na
powrót – poznawał swoją dzielnicę, gdy wracaliśmy, i głośno
to oznajmiał. Wszędzie było dobrze, byle razem.
Przygotowywałam się do zmian w
naszym życiu i uznałam, że czas przyzwyczaić psa do jazdy
pociągiem. Po rozwodzie może się okazać, że wyjeżdżając do
rodziny czy na urlop nie będę miała z kim go zostawić, a hotel
dla psów nie wchodził w rachubę. Poszłam zobaczyć, jak tam jest
– z daleka usłyszałam chór zrozpaczonych psich głosów. Nie,
nigdy. On nie zrozumiałby, że po niego wrócę. A ja - w podróży
bez niego, ze świadomością, że umiera z tęsknoty?
Pierwsze spotkanie z pociągiem
było straszne – tłum ludzi na peronie i pisk hamulców. Puściły
zwieracze. Podobnie drugie – tu wystarczyła zatłoczona hala
dworcowa. W obu tych przypadkach nie wyjeżdżaliśmy, lecz
witaliśmy osobę przyjezdną.
Za trzecim razem podróż miała
trwać sześć godzin. W przedziale byliśmy sami, ja i pies, lecz po
drodze dosiadła się pani z czworgiem dzieci. Do Katowic pieściły
i głaskały pieska – i może dzięki temu w przyszłości nie
marudząc jeździł pociągiem, chętnie zawierał znajomości i
zjednywał sobie niemal wszystkich, z nielicznymi wyjątkami.
Przepisy PKP pozwalają na
przewóz psa pod określonymi warunkami - bilet, świadectwo
szczepienia, smycz i kaganiec. Nie narzucałam się z naszym
towarzystwem ludziom, którzy sobie tego nie życzyli. Ci sympatyczni
dzięki obecności Pumy chętnie wdawali się w rozmowę - śmiałam
się, że z każdą podróżą powiększa swój fanklub. Pies jest
katalizatorem dobrych uczuć u tych, którzy są do nich zdolni. A
tej reszty trochę mi żal. Pewnemu szukającemu zaczepki mężczyźnie
odparowałam „musi panu być ciężko z takim charakterem”.
Przeniósł się do innego przedziału.
Dzięki Pumie zwykłe podróże
pociągiem stawały się przygodą. Co ciekawego nas spotka? Kogo
poznamy? Kto opowie nam swoją historię? Czy będzie to studentka
weterynarii jadąca do domu z królikiem w torbie? Irlandka ucząca
angielskiego na podlubelskiej wsi? Młody kleryk, ciekawy ludzi?
Mężczyzna w średnim wieku, skrzyżowanie lumpa i Cohena, który
opowie mi – i przy okazji całemu przedziałowi – historię
swojego życia, a przy okazji życia swojego psa, podobnego do Pumy,
superpsa o niezwykłym charakterze i zajadłości.
Po przyjeździe do Katowic
czekała nas jeszcze godzinna jazda autobusem, i to był najmniej
przyjemny odcinek podróży. Choć i tu, nudząc się, pies robił
użytek ze swojego uwodzicielskiego wdzięku, podchodząc do
pasażerów i napraszając się o uwagę. Hałas, tłok, smród,
wibracje – chciał wysiadać na każdym przystanku. A jednak było
rzeczą oczywistą, że żadne z nas mając wybór – hotel dla psów
czy niewygody podróży – nie wybrałoby tego pierwszego. Pies ma
swój dom tam, gdzie są ci, których kocha – jeśli macie
wątpliwości, przyjrzyjcie się psom kloszardów.
Kiedy Puma miał trzy lata,
pojechaliśmy z nim na wakacje. Wieczorem znalazł się na
opustoszałej plaży w okolicach Mielna. Oszalał! Biegał, fruwał.
To była najpiękniejsze zjawisko, jakie kiedykolwiek widział –
morze. Huk fal, woda, wiatr, przestrzeń. Rodzina z dziećmi, która
przyjechała tu z kamerą wideo, filmowała naszego psa. Przepełniała
go radość życia. Czy mogliśmy mu ofiarować lepszy prezent?
" Pies jest katalizatorem dobrych uczuć u tych, którzy są do nich zdolni." - fajnie powiedziane !
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie u wszystkich... ;-)
Usuń