sobota, 17 maja 2014

William Turner: Przejście przez strumień


Od dziesięciu lat obiecywałam sobie, że tu wrócę: dla Williama Turnera. Tamto spotkanie z nim, choć za krótkie, pozostało niezapomniane. Zgromadzone w jednym miejscu obrazy powstałe w ciągu kilkudziesięciu lat, ilustrujące drogę twórczą malarza, jego mistrzów (Claude Lorrain, ale i Canaletto) i to, jak stopniowo doszedł do genialnych, późnych obrazów, eliminując wszystko, co zbędne, malując światło w czystej postaci. Paintings of nothing.

A jednak tym razem – gdy już napatrzyłam się na pejzaże weneckie i morskie – wróciłam do wczesnego „Przejścia przez strumień”

 

Devon, Tamar Valley. Dwie dziewczyny i pies. Strumień wśród drzew, perspektywa rozległej doliny, w dali most. Wysokie drzewa, łagodne światło popołudnia. Jedna z dziewcząt, właśnie skończyła pranie, siedzi nad wodą. Druga właśnie przeszła przez strumień, za nią pies; trzyma w pysku sandał, patrząc wyczekująco.

Chcę tam z nimi być, usiąść zmęczona na brzegu, zanurzyć stopy w chłodnej wodzie, pogłaskać psa po mokrym pysku. Wejść w to letnie popołudnie, słyszeć ptaki i świerszcze, i dalekie odgłosy ludzkiego życia. Beczenie owiec i nawoływania pasterzy, sygnaturkę nieodległego kościoła. Jesteśmy w Arkadii.

I jeszcze o kilkanaście lat późniejszy „Pejzaż południowy z akweduktem i wodospadem”. Intrygujący, jakby zatrzymany w ruchu. Na pierwszym planie drzewo nad urwiskiem. Światło przefiltrowane przez mgiełkę, przenikające gęstwinę krzewów. 
 
Wieczorem w rozmowie wrócimy do Turnera: gdy malował drzewa, nie przedstawiał konkretnych gatunków. Jego drzewo jest po prostu drzewem, takim jakie malowali Lorrain czy Poussin, a jednocześnie bytem symbolicznym. Łączy oba porządki, ziemski i niebieski. Ciekawe, że później Turner nie malował już drzew, tylko światło, znak boskiego porządku stworzenia. 

Mała wystawa „Późne akwarele” – po ubiegłorocznej, widzianej w Nantes, „Turner i Loara” – nie jest już zaskoczeniem, choć ciągle zdumiewa, jak wiele umiał wyrazić w akwareli, i jak niewiarygodna prostota i czystość kompozycji – choćby „Łodzi na morzu” – sprawia, że stoję przed nimi oniemiała. 

Tate Gallery, 29 marca 1999
Tekst jest fragmentem szkicu "Wielki Tydzień w Londynie", Kwartalnik Literacki Kresy nr 60  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz