niedziela, 1 stycznia 2017

Najpiękniejsza (8)






NA SZCZYCIE



Morze, chmury nad szczytem

płoną.

Niebo od czerwieni wytoczonej aż

runie -

trwa najwyższa, ostatnia grań.

Tylko nieboskłon,

tylko umarłym, wyrosłym jak z odzieży drzew

w próżnię,

mówię tę grozę wyżynną.

Jakbym z ostatnim wydechem z płuc

wytchnął

zorzę wieczorną.






Słońce jak krew zaszło

za moje oczy

i wschodzi

arteriami, uderzając w struny mowy, w krtań,

moja, z serca wymawiająca mię krew.



Słowa tracą swój ciężar,

każda głoska wzlatuje w śpiew.





Tak wszystką zorzę do własnej krwi wzmóc,

tak ślepą przestrzeń do wzroku natężać!

Tak słońcem spod ziemi wydobytym

wzejdę.



Już tylko tchem - tętnem rozpędzonych do szału

równać się światłu!



Tak, zmartwychwstać chociaż o dzień

jeden,

ten, który minął.


Julian Przyboś
Korsyka, lipiec 1939 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz