Morze,
chmury nad szczytem
płoną.
Niebo
od czerwieni wytoczonej aż
runie
-
trwa
najwyższa, ostatnia grań.
Tylko
nieboskłon,
tylko
umarłym, wyrosłym jak z odzieży drzew
w
próżnię,
mówię
tę grozę wyżynną.
Jakbym
z ostatnim wydechem z płuc
wytchnął
Słońce
jak krew zaszło
za
moje oczy
i
wschodzi
arteriami,
uderzając w struny mowy, w krtań,
moja,
z serca wymawiająca mię krew.
Słowa
tracą swój ciężar,
Tak
wszystką zorzę do własnej krwi wzmóc,
tak
ślepą przestrzeń do wzroku natężać!
Tak
słońcem spod ziemi wydobytym
wzejdę.
Już
tylko tchem - tętnem rozpędzonych do szału
równać
się światłu!
Tak,
zmartwychwstać chociaż o dzień
jeden,
Julian Przyboś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz