czwartek, 7 lipca 2016

Był sobie płot

Był sobie płot...
Był tu od zawsze, to znaczy od chwili, gdy przyjechałam do Lublina.

Ci, co mieszkają  tu dłużej, pamiętają epokę sprzed płotu, ale dla mnie to prehistoria.
Za płotem trwała budowa. Miała to być prestiżowa inwestycja.
Teatr widzieliśmy ogromny...

Przyszedł kryzys (w tym ustroju miało nie być kryzysów, tak nas uczono na ekonomii politycznej!)
Potem przyszła rewolucja, choć jej tak nie nazwano.
Kryzys stał się sposobem życia.
Teatr?
A po co wam teatr?
Po co nowa sala filharmonii?

Po 20 latach od ustawienia płotu oddano do użytku część budynku.
Filharmonia opuściła salę balową Teatru Osterwy, piękną, lecz niepraktyczną i za małą.
Nie zliczę, ile razy zabrakło dla mnie biletów.
Nowa sala była duża, z pięknymi organami, wygodnymi fotelami i... bez duszy.
Ale dusza była w muzyce, której tu słuchałam dziesiątki razy.
Niżej Teatr Muzyczny na małej scenie. Dla wielkich widowisk nie było tu miejsca.
Płot od północy stał nadal.
Czy w wielkim, pustym gmachu były duchy? Kto wie?

I nagle po kolejnych 20 latach...jest!
Wielki, jasnoszary, z szarym placem od strony Alej Racławickich.
Widziany z ulicy wygląda jak bunkier ze skateparkiem.
Nie lubię tego placu. To nie jest plac dla ludzi.

Ale wnętrza!
Tak, to do mnie przemawia.
Tak jak przemówiła do mnie, powstała z tego samego ducha, biblioteka z galerią  w Nîmes, dzieło Normana Fostera.




Co mi się podoba?
Relikty z lat 70 potraktowane jak znaleziska archeologiczne.
 Wieloplanowa, otwarta przestrzeń.

 Czułość dla detalu.

 Jedność funkcji i formy.


Sala operowa, duża i kameralna jednocześnie, otulająca jak muszla.
Byłam tu na koncercie Huun-Huur-TU

 Światło i mrok.
 Labirynt zakamarków.

Autentyczność i prostota materiału: betonu, metalu, szkła, cegły.
 Bluszcz, który nieśmiało pnie się ku górze.
 Harmonia.
 Ślady budowniczych.

 Kurtyny.
 Ścieżki.
 Przestrzeń.

 .

Scenografia dla thrillera


 Niespodzianki.

Klimat.
 Kolor bez koloru.



Staliśmy się aktorami, nie wiedząc o tym.

 Puste korytarze zaczynają żyć.

A prawdziwe życie jest wyżej.


Ogród.
A na najwyższym dachu - pasieka.
 Ażurowa kładka nad przepaścią.

 Wracamy na dół.
 Podziemia.

Mrok.

 Cegła, metal, beton.

Czas się kończy.
Jeszcze niewiele się tu dzieje, ale wkrótce będzie inaczej.




Centrum Spotkania Kultur w Lublinie zaprojektował arch. Bolesław Stelmach






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz