Część
pierwsza: Dawno
temu
***
Listy. Większość w lotniczych kopertach z nalepką EXPRES. Na kilku pieczęć: OCENZUROWANO. Kilka telegramów, parę fotografii. Na jednej z nich czteroletni chłopiec o wielkich, ciemnych oczach. Skupiony i trochę przestraszony spogląda w obiektyw.
Listy. Większość w lotniczych kopertach z nalepką EXPRES. Na kilku pieczęć: OCENZUROWANO. Kilka telegramów, parę fotografii. Na jednej z nich czteroletni chłopiec o wielkich, ciemnych oczach. Skupiony i trochę przestraszony spogląda w obiektyw.
Na
innych fotografiach ten sam chłopiec, już mężczyzna. Trzy
ostatnie zrobione w dworcowym automacie o 4 nad ranem. Na odwrocie
kilka słów: Czuję
się chory. Oszaleję bez ciebie
i data: 9.2.82.
***
Sierpień 1981. Młoda kobieta stoi na pokładzie promu, odbijającego od nabrzeża. Przymyka oczy, poddaje się powiewowi wieczornego wiatru. Wokół ożywienie, podnieceni pasażerowie wołają coś do żegnających ich krewnych. Wibruje pokład pod stopami. Wzorzyste poncho nie chroni już przed chłodem i kobieta wchodzi do wnętrza. Korytarze kipią życiem. Gromady młodzieży, koczującej na śpiworach. Śpiewy, śmiechy, krzyki. Otwarto sklepy wolnocłowe i restauracje, i tam płynie strumień podróżnych. Olga nie zagląda do sklepów ani lokali. Zajmuje miejsce w lotniczym fotelu w dużej sali dla pasażerów bez kabiny. Wkrótce zacznie kołysać. Rano będą w Szwecji.
Trudno
zasnąć, gdy wokół trwa wielka prywatka. Nic łatwiejszego, jak
przyłączyć się do jednej z grup. Piękni chłopcy, opaleni, o
długich włosach, dżinsy i gitara. „There is a house in New
Orleans...”
Ostre
światło wydobywa z jej twarzy cienie wokół oczu, wyraz bólu w
kącikach ust. Siedzi w pierwszym rzędzie foteli, nogi skrzyżowane
w kostkach, głowa opuszczona. Próbuje czytać książkę, po chwili
gestem zniecierpliwienia pakuje ją do plecaka. Wydyma usta jak
dziecko, które zaraz zacznie płakać.
Przetrwać
tę noc.
Kiedy
Konstanty przyszedł pożegnać się w przeddzień odlotu do Stanów,
był bardzo czuły. Żadnych kłótni, które ostatnio stały się
niemal codziennością, żadnych drażliwych tematów. I ta
zniewalająca szczerość, już przy drzwiach: „Nie wiem, czy
wrócę.”
Nieuczciwie
byłoby twierdzić, że nie brał pod uwagę wspólnego z nią
wyjazdu. Kiedy z ogniem w oczach opowiadał jej o Ameryce, o
możliwościach, jakie ten kraj stwarza profesjonalistom takim jak
on, liczył pewnie na to, że jego fascynacja i jej się udzieli.
Dość szybko odebrała mu tę nadzieję. Zrozumiał, że nie może
się z nią wiązać, ale nie umiał i nie chciał odejść. A ona,
na co liczyła? Że Kostek zmieni zdanie? Nie dostanie paszportu?
Wizy? Pojedzie i wróci? Odejdzie prędzej czy później, uwalniając
ją od tego zadania? Kochała go, nie dość jednak, by odważyć się
na emigrację. Miał klasę i rodzaj kruchego wdzięku, jaki miewają
chłopcy uzależnieni od matek, lecz czuła, że stoi między nimi
szklana ściana, że nie wszystko można powiedzieć i że jego życie
jest dla niej dostępne tylko w takich granicach, jakie on wyznaczy.
Miała nadzieję, że kiedyś nabierze odwagi, by odejść.
To
wówczas, gdy wyjazd był już nieunikniony, gdy przybiegł
rozpromieniony, wołając od progu: „Dostałem wizę!”, napisała
ze Sztokholmu Magda. „Przyjedź, choćby na całe lato. Odpuść
sobie tego inżyniera .”
Olga
połknęła haczyk. Wakacje szkolne, znów spędzone w domu?
Zaproszenie, paszport, wiza, bilet - załatwiony za słoik neski i
dużą czekoladę - to wszystko zajęło sporo czasu. Kiedy wsiadała
na prom, był już 8 sierpnia, a przed nią dwa tygodnie w Szwecji.
Nie
wiedziała, że ten wyjazd zmieni jej życie. Czy zawahałaby się,
wiedząc o tym?
Spotkały
się z Magdą przed siedmiu laty w milejowskich Zakładach Przemysłu
Owocowo - Warzywnego. Olga odbywała praktyki robotnicze, a Magda,
absolwentka biologii, była komendantem hufca, czyli łącznikiem
miedzy gromadą zagubionych jeszcze-nie-pierwszoroczniaków a resztą
świata. Praktyki wymyślono, by przybliżyć przyszłym
inteligentom trud „człowieka pracy”, ale nauka, jaka z nich
płynęła, była aż nadto czytelna: nie ma bardziej bezsensownego i
wyczerpującego zajęcia, niż praca przy taśmie.
Od
października Olga i Magda często spotykały się przypadkiem: w
bibliotece uniwersyteckiej, w kawiarni Domu Nauczyciela, na seansach
filmowych w Chatce Żaka. Coraz dłuższe rozmowy nie zamieniłyby
się w przyjaźń, gdyby któregoś czerwcowego dnia Magda nie
zapytała o wakacyjne plany Olgi.- W lipcu idę do pracy w biurze, a
potem... - zawahała się Olga.
-
Jest w Almaturze ciekawa oferta, wybieram się z grupą znajomych.
Pociąg do Bułgarii, noclegi w domkach, reszta we własnym zakresie.
Tanio i niezobowiązująco.
Jeszcze
tego samego dnia Olga podjęła decyzję, i tak znalazły się w
wesołym pociągu Nord-Orient-Express, jadącym do Warny przez kawał
Europy, co zajmowało mu niemal trzy doby. Trzy doby nieustającej
imprezy, która przeniosła się na kemping w Kawarnie. Tu dołączył
element egzotyczny w postaci Węgrów, Włochów, Rosjan z
zorganizowanej grupy przodowników pracy i jednego miejscowego Turka.
Wreszcie znużone monotonią lokalnej oferty pojechały zatłoczonym
autobusem do Warny, gdzie na plaży poznały dwóch siedemnastolatków
z Sofii, zabawnych i czarujących. Georgi, śliczny jak obrazek i
Petyr, wielki misio z mlecznej czekolady, byli zachwyceni, że starsze
od nich cudzoziemki spędzają z nimi czas.
-
Lubię młodszych chłopców - oświadczyła Magda - bardzo się
starają i nie oczekują za wiele.
Co
rano pokonywały sporą odległość, by w południe być na plaży,
gdzie czekali chłopcy z nadmuchiwanymi materacami, piękni i
uśmiechnięci. Rozmawiali po rosyjsku i angielsku, a dziewczyny na
zmianę robiły zapiski w notesie.
-
Co tam piszecie? - dopytywali się, usiłując rozszyfrować choć
słowo.
-
Powieść, oczywiście - śmiała się Magda.
-
O nas?
-
Również o was. To będzie powieść kryminalna. Petyr jest w niej
wielkim mafioso.
-
Widzisz - tryumfował Petyr - to ja będę najważniejszy.
Georgi
rzucił się na niego, mocowali się jak szczeniaki. Potem zadowoleni
z siebie leżeli na kocach, z przymkniętymi oczami, chłonąc szum
morza, słońce i krzyki mew.
Po
południu szli razem do Cafe Odessos na herbatę Lipton i sandwicze z
szynką i serem albo wędrowali rozgrzanymi ulicami Warny obmyślając
epizody powieści, śmiejąc się i figlując jak młode zwierzaki.
Wieczory w Kawarnie mijały szybko; piły wino i opowiadały sobie
historie z przeszłości, śmiały się z wydarzeń dnia, pisały
wspólny pamiętnik. Te wakacje, pełne wyznań, wspomnień i
sekretów stały się źródłem szyfrów i tajemnych znaków,
którymi posługiwać się będą przez wiele lat.
Świta,
gdy Olga widzi brzegi Szwecji. Noc minęła. Wita ją chłód poranka
i blade słońce przeciskające się przez chmury. Wakacje.
Podróż
- jak życie. Ale życie skoncentrowane, intensywne. Poznawanie
ludzi, a w jeszcze większej mierze - poznawanie siebie. W tym, co
się dzieje, widzę wyłącznie siebie samą, obserwuję siebie, nie
świat. Rzeczywistość, nawet najbardziej fascynująca, interesuje
mnie o tyle, o ile powoduje jakąś zmianę we mnie, budzi coś
zupełnie nieznanego lub niezupełnie poznanego.
Przed
każdą podróżą jest we mnie lęk i niepokój. Dopiero kiedy
wsiadam do pociągu, przestaję się bać. Ogarnia mnie nastrój
włóczęgi, ciekawość niespodzianki, która zawsze może się
zdarzyć. Metafizyka drogi; zgęszczenie czasu i - w takich jak moje
podróżach - wielka samotność, którą ktoś kilku słowami może
zmienić w coś innego, wręcz przeciwnego.
Podróż
jest na dziś. Kończy się w chwili powrotu i nie ma dalszego ciągu.
Nie powinna mieć.
____________
Dzisiaj może napisałabym to inaczej...
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz