niedziela, 31 sierpnia 2014

Samotność, miłość, pisanie

Byłam samotnym dzieckiem. Pamiętam długie godziny oczekiwania, czasem do późna, na powrót mamy z terenu. Tygodnie oczekiwania na listy od ojca. Bycie inną niż dzieci z przedszkola, a potem ze szkoły. Wtedy nauczyłam się, że samotność jest szansą. Miałam książki. Nigdy nie byłam już naprawdę sama i w chwilach, gdy waliło się wszystko, w literaturze odnajdowałam ocalenie.

A potem zrozumiałam, że czasem wystarczy wyciągnąć rękę. I że są bardziej ode mnie samotni - ci, co nigdy nie polubili siebie samych. Co desperacko przywiązują się do ludzi i rzeczy, uciekają w jakikolwiek związek, pracę, nałóg. Kobieta, która przez 40 lat była z niezdolnym do wierności alkoholikiem, poetą (ożenił się z nią, gdy zaczął poważnie chorować): Wiem, że nic lepszego, nic wspanialszego mi się zdarzyć nie mogło. Teraz jest Wdową po Wielkim Człowieku, a nie anonimową staruszką. Nie powinnam osądzać.

Kobiety zwykle uważają, że miłość odwzajemniona jest lepsza niż ta bez wzajemności. Kiedy im mówię, przewrotnie, że nie jestem o tym przekonana, patrzą na mnie jak na dziwadło. A tymczasem mówimy o różnych rodzajach miłości. One myślą, że to, co biorą za miłość, jest sensem życia. Lecz, jak zauważa Rosa Montero: miłość aż po grób trwa trzy miesiące, a miłość na całe życie mniej więcej dwa lata... A potem?

Tymczasem wszyscy czują się samotni. Nie widać istotnej różnicy między tymi, co mają dzieci i wnuki, a bezdzietnymi. Czasem w małżeństwie jest to jeszcze bardziej dotkliwe. Brak tego, co najważniejsze - szacunku, lojalności, wsparcia, zaufania. 

Czemu tak trudno zaakceptować myśl, że samotność jest naturalnym stanem, ludzką kondycją? I że warto się z nią oswoić, zaprzyjaźnić? Przecież nie można drugiego człowieka czynić odpowiedzialnym za sens naszego własnego życia, nikt nie uniesie takiego ciężaru, nikt nie wypełni sobą takiej pustki! Jest jedna Istota, która to wszystko może - ale co z tymi, którzy nie wierzą?

Wzajemność bywa darem, ale jeśli jest warunkiem, ten dar zamienia się w niewolę. Oczywiście, w codziennym życiu lepsza jest miłość odwzajemniona. Ale co to właściwie znaczy? I dlaczego tak często związki zawarte z miłości rozpadają się? Może dlatego, że wielu bierze za miłość neurotyczną potrzebę posiadania kogoś na własność, co nazywa się wzajemnością. A może dlatego, że za wiele oczekujemy?

Namiętność jest zaledwie maską pożądania. Jest biologicznym mechanizmem, który ma uśmierzyć lęk przed bliskością obcego. Jest narkotykiem, i jak narkotyk obiecuje raj. I jest rajem – na chwilę.

A co jest sensem? Może kiedyś się dowiem. Na poziomie biologicznym jest nim przekazanie własnych genów. Ale pozostaje druga połowa życia, bez uzasadnienia w biologii. Co teraz? Można przedłużać złudzenie młodości, angażując się w miłostki. Można też szukać. Zadawać pytania.

Nie żałuję niczego z przeszłości. Bez tamtych przeżyć nie byłabym tu, gdzie jestem. Jest to świat, w którym budzę się rano z radością i ciekawością, co przyniesie dzień. Świat, któremu ufam. Obowiązuje w nim kilka prostych zasad. Człowiek dorosły jest odpowiedzialny za swoje własne życie. Nikt nie ma prawa żądać, bym działała na swoją szkodę. Tylko będąc szczęśliwą i spełnioną kobietą będę mogła ofiarować coś światu. Cokolwiek to będzie: pomoc, współczucie, radość, fascynacja... 

Jestem jak morskie ssaki: ich żywiołem jest morze, ale muszą co jakiś czas zaczerpnąć powietrza. Moim powietrzem jest samotność. Bez niej się duszę. Teraz, jako dojrzała kobieta, nie chcę już byle czego. Oczywiście, mam prawo do kaprysów. Ale żeby kaprys miał wpływ na moje życie?

Zawsze obawiałam się naprawdę jednego - że kiedyś, kiedy będę stara, spojrzę wstecz i powiem sobie (za Czechowem): życie minęło, jakbym nigdy nie żyła. Może na oślep i niemądrze, ale dążyłam i nadal dążę do tego, by było inaczej.  Idę przed siebie, rozglądam się wokół i cieszy mnie świat. Nie szukam towarzystwa. Ale jeśli spotkam kogoś, kto idzie w tym samym kierunku, chętnie nawiążę rozmowę i pójdziemy razem przez jakiś czas. A potem, być może, powiemy sobie: żegnaj.

Samotność jest mi potrzebna do pisania. To zrozumiałam przed laty. A pisanie - jest mi niezbędne do życia.

Bo są dwa sposoby pisania. Jeden to dziennik, notatki z tego, co się dzieje, o czym myślę, co czytam i co przeżywam. Nie trzeba się zastanawiać ani nad ich porządkiem, ani formą. Są dla mnie ważne, świadczą o tym, że życie nie tylko mija, ale również niesie zmiany, we mnie i w świecie wokół.

Ale jest jeszcze drugi sposób. Bardziej wymagający. Potrzeba czasu, by działać, czasu, by myśleć i czasu, by nic nie robiąc dać szansę wyobraźni i intuicji. Potrzebny mi jest czas, potrzebne mi są spacery z psami, patrzenie na obłoki gnane wiatrem, na ptaki i kwiaty, potrzebne mi są lektury, obrazy, muzyka, i dużo, dużo snów. Przyjdzie taki moment, kiedy frazy, zdania, obrazy, opowieści pojawią się same. Komu one są potrzebne? Mnie! I tym, którzy zechcą je czytać. Kiedyś.

Tę opowieść - Pamiętasz? - zamieszczę wkrótce na blogu. We fragmentach. Pisałam ją przed laty. Nauczyła mnie wiele o sobie samej. Jej pisanie było spotkaniem z moim własnym życiem. Dzięki niej w nim się odnalazłam.

Postacie, które w niej występują, są fikcyjne, ale historia zdarzyła się naprawdę.

Jest tam namiętność i historia, miłość i samotność, szczęście i smutek.
To romans, ale i coś więcej. Zapraszam do lektury – już wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz