Są
książki, które uwodzą, zanim je otworzę. Obietnica zawarta bywa
w tytule, okładce, czasem czymś nieuchwytnym. Rzadko doznaję
zawodu.
„Między
miejscami. Z psem przez Afganistan” Rory'ego Stewarta ma
elegancką kremową okładkę charakterystyczną dla serii, w której
czytałam wcześniej książki Paula Theroux i Colina Thubrona. Ale
to Stewart mnie uwiódł.
Z
psem przez Afganistan? Pieszo? Zimą? W 2002 roku? Tuż po
amerykańskiej inwazji? Szpieg czy szaleniec?
Przeczytałam
dedykację ...ludziom spotkanym w...
Zawdzięczam
im tę podróż i swoje życie.
A
potem - musiałam! - zakończenie.
I
już wiedziałam, że to jest TA książka.
Odłożyłam
ją na kilka dni. Do czasu krótkiego urlopu. Zasięgnęłam
informacji u wujka Google'a. Kim jest ten mężczyzna o wyglądzie
chłopca?
Polityk,
poliglota, włóczęga, absolwent Eton i Oxfordu, profesor Harvardu,
tutor synów księcia Karola, administrator prowincji w Iraku, poseł
partii konserwatystów z północnej Cumbrii do brytyjskiego
parlamentu, twórca fundacji Turqoise Mountain ratującej stare
miasto w Kabulu.
I
to wszystko przed czterdziestką... Gdy idzie przez Afganistan, ma
lat 29.
A
pies?
Pies
pojawił się w trakcie wędrówki.
-
Czy chce pan psa? - spytał [doktor
Habibullah].
-
Jakiego psa?
-
Jest jeden na dworze, którego chcieliby panu dać... To dobry pies.
Nie
wiedziałem, co mógłbym zrobić z psem. Z drugiej strony lubię
psy.
Stewart
jest Szkotem. Jego powściągliwy, nacechowany subtelną
ironią styl może wprowadzić w błąd. Mnie zachwycił.
Pies
otworzył jedno oko, spojrzał na mężczyznę w niewyraźnym
porannym świetle. Znów zamknął oko, potrząsnął przypominającym
niedźwiedzia łbem i wciąż leżąc na boku, wyciągnął przed
siebie przednie łapy, wygiął w łuk długi kark i rozprostował
tylne łapy. Potem westchnął, z trudem przetoczył się na brzuch i
wstał. Miejscowi chłopcy cofnęli się tak szybko, że zaplatały
im się nogi. Pies był wielkości niedużego kucyka.
Stewart,
historyk, wędruje śladami Zahir ad-Din Muhammada, zwanego
Babur - Tygrys. Ten potomek Timura, władca Fergany, wyruszył w 1504
roku na podbój Afganistanu i Indii i dał początek dynastii
Wielkich Mogołów. To jego pamiętniki towarzyszą
autorowi w drodze.
Jego sierść miała kolor
głębokiego złota, poza smugą czarnych włosów, teraz
nastroszonych w zimnym powietrzu (…)
- Chce go pan? - spytał
Husejn.
- Nie wiem. Jak się nazywa?
- Czy on ma jakieś imię? -
krzyknął Husejn przez ramię.
- Nie - odpowiedziano.
- Co to za rasa psa?
- Sag-e-dżangi - wyjaśnił
Husejn, co oznacza „pies bojowy”.
- A co on robi we wsi?
- Jest tu, by zabijać wilki.
Afgański pies pasterski, bliski
krewniak owczarka środkowoazjatyckiego i mastiffa tybetańskiego to
pies bojownik, szkolony do walki. Broni stad przed wilkami i wsi
przed nieprzyjacielem. Uczy się tego podczas walk psów - przy czym
afgańskie walki, należące do tradycji, nie są bezmyślną rzezią,
lecz współzawodnictwem. Kiedy jeden z psów się poddaje, zwierzęta
są rozdzielane.
To psy ogromne i piękne. Obcina im się uszy i ogon, by zminimalizować ryzyko skaleczenia. Gruby
futrzany kołnierz chroni gardło. Samiec może ważyć do 90
kilogramów. Babur - bo tak oczywiście został nazwany - miał około
70.
-
Co się stało z jego zębami?
-
Husejn wybił mu je kamieniem.
Husejn
wyszczerzył się w uśmiechu. On wciąż miał zęby.
-
Dlaczego?
-
Bo mnie ugryzł.
-
A dlaczego ma siwy pysk?
-
Ludzie tu szybko siwieją.
Pies jest już bezużyteczny, to
oczywiste. Habibullah wie, że Stewart jest jego szansą.
-
To bardzo biedna wioska. Nie mogą sobie pozwolić, żeby mu dawać
więcej niż jeden kawałek chleba dziennie. Jeśli go pan weźmie,
będzie pan mógł dać mu mięso. Nabierze sił. To świetny pies
dla pana. W każdym razie ma pan iść sam przez góry; będzie panu
potrzebny do obrony przed wilkami i Hazarami.
Rory się waha. Ma za sobą
dopiero jedną piątą drogi, wie już, jak trudna jest i
niebezpieczna.
Znów
wyszedłem na dwór. Grupka znudzonych, brudnych dzieci krzyczała na
psa. Jedno z ich cisnęło w niego kamieniem, który uderzył go w
bok, ale pies nie zareagował. Zastanawiałem się, jak to jest żyć
tutaj, kiedy nikt cię nawet nie pogłaszcze. Było coś niezgrabnego
w jego ruchach; nie przejawiał chęci do zabawy ani żadnej
ciekawości. Nie mogłem się zorientować, czy jest w depresji, czy
jest tylko stary, czy jedno i drugie. Obejrzał się przez ramię i
mnie zobaczył. Poruszył lekko resztką ogona; zrobił krok w moją
stronę. Postanowiłem zabrać go ze sobą do Szkocji.
Kto bronił kogo? Zwykle Rory
Babura, odganiając okutym kijem i kamieniami atakujące psy. Bywało,
że pies odmawiał dalszego marszu, i mężczyzna ciągnął go na
lince. Ale wędrówka go cieszyła, z zapałem znakował teren,
tarzał się w śniegu. Umiał się bawić!
Na fotografii Rory'ego i Babura,
zrobionej w Czaghczaranie, widać dwóch zmęczonych facetów. Stary
pies kątem oka spogląda w obiektyw. Zaledwie tydzień wcześniej
opuścił wieś, w której spędził cale życie. Rory ma na sobie
strój afgański, szalwar kemis i czapkę pakol, na to
nałożył sweter i puchową kurtkę. Od kilku dni cierpi na
biegunkę, bolą go kolana. Przed nim droga do Kabulu - 450
kilometrów przez góry, które postanowił pokonać pieszo. Czy to
nie za wiele dla psa?
Rory Stewart – tak twierdzą
ci, którzy go znają - to człowiek skromny, uprzejmy, ciekawy i
pełen uroku. I choć niekoniecznie był mile widziany w ubogich
górskich wioskach, to tym cechom – i uporowi - zawdzięcza
przetrwanie. Swoje i psa. Ostatni odcinek drogi zmęczony Babur
przebył samochodem, by w Kabulu czekać na przyjaciela.
Baburowi nie dane było
zamieszkać w Szkocji. Zabiła go dobroć - umarł po zjedzeniu
jagnięcych kości na dzień przed wylotem. Zaznał jednak czułości
i przyjaźni i poznał smak przygody.
Tak pisze Stewart po powrocie do Szkocji:
I
don’t imagine Babur would have been very impressed to see me crying
now, trying to bring back five weeks’ walking alone together, with
my hand on a grizzled golden head, which is Babur, beside me and
alive.
A tak brzmi tłumaczenie:
Babur
nie byłby raczej zachwycony, gdyby mnie widział teraz, jak płaczę,
starając się przywołać w pamięci tych pięć tygodni, podczas
których wędrowaliśmy razem, a ja trzymałem rękę na jego
posiwiałej, złotej głowie, kiedy szedł obok mnie, żywy.
Rory Stewart „Między
miejscami. Z psem przez Afganistan” przełożyła Barbara
Gadomska Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014
Fotografia ze strony
http://www.mutanteggplant.com/agog/2009/10/10/scottish-odyssey/
Ciekawe linki:
http://www.rorystewart.co.uk/about-rory/
http://atravelerslibrary.com/2013/07/16/afghanistan-places-in-between/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz