sobota, 16 sierpnia 2014

Psy i ludzie: Babur i Rory, Afganistan 2002


Są książki, które uwodzą, zanim je otworzę. Obietnica zawarta bywa w tytule, okładce, czasem czymś nieuchwytnym. Rzadko doznaję zawodu.

Między miejscami. Z psem przez Afganistan” Rory'ego Stewarta ma elegancką kremową okładkę charakterystyczną dla serii, w której czytałam wcześniej książki Paula Theroux i Colina Thubrona. Ale to Stewart mnie uwiódł.

Z psem przez Afganistan? Pieszo? Zimą? W 2002 roku? Tuż po amerykańskiej inwazji? Szpieg czy szaleniec?
Przeczytałam dedykację ...ludziom spotkanym w...
Zawdzięczam im tę podróż i swoje życie.
A potem - musiałam! - zakończenie.
I już wiedziałam, że to jest TA książka.

Odłożyłam ją na kilka dni. Do czasu krótkiego urlopu. Zasięgnęłam informacji u wujka Google'a. Kim jest ten mężczyzna o wyglądzie chłopca?
 
Polityk, poliglota, włóczęga, absolwent Eton i Oxfordu, profesor Harvardu, tutor synów księcia Karola, administrator prowincji w Iraku, poseł partii konserwatystów z północnej Cumbrii do brytyjskiego parlamentu, twórca fundacji Turqoise Mountain ratującej stare miasto w Kabulu.
I to wszystko przed czterdziestką... Gdy idzie przez Afganistan, ma lat 29.

A pies?
Pies pojawił się w trakcie wędrówki.
- Czy chce pan psa? - spytał [doktor Habibullah].
- Jakiego psa?
- Jest jeden na dworze, którego chcieliby panu dać... To dobry pies.
Nie wiedziałem, co mógłbym zrobić z psem. Z drugiej strony lubię psy.

Stewart jest Szkotem. Jego powściągliwy, nacechowany subtelną ironią styl może wprowadzić w błąd. Mnie zachwycił.

Pies otworzył jedno oko, spojrzał na mężczyznę w niewyraźnym porannym świetle. Znów zamknął oko, potrząsnął przypominającym niedźwiedzia łbem i wciąż leżąc na boku, wyciągnął przed siebie przednie łapy, wygiął w łuk długi kark i rozprostował tylne łapy. Potem westchnął, z trudem przetoczył się na brzuch i wstał. Miejscowi chłopcy cofnęli się tak szybko, że zaplatały im się nogi. Pies był wielkości niedużego kucyka.

Stewart, historyk, wędruje śladami Zahir ad-Din Muhammada, zwanego Babur - Tygrys. Ten potomek Timura, władca Fergany, wyruszył w 1504 roku na podbój Afganistanu i Indii i dał początek dynastii Wielkich Mogołów. To jego pamiętniki towarzyszą autorowi w drodze.

Jego sierść miała kolor głębokiego złota, poza smugą czarnych włosów, teraz nastroszonych w zimnym powietrzu (…)
- Chce go pan? - spytał Husejn.
- Nie wiem. Jak się nazywa?
- Czy on ma jakieś imię? - krzyknął Husejn przez ramię.
- Nie - odpowiedziano.
- Co to za rasa psa?
- Sag-e-dżangi - wyjaśnił Husejn, co oznacza „pies bojowy”.
- A co on robi we wsi?
- Jest tu, by zabijać wilki.

Afgański pies pasterski, bliski krewniak owczarka środkowoazjatyckiego i mastiffa tybetańskiego to pies bojownik, szkolony do walki. Broni stad przed wilkami i wsi przed nieprzyjacielem. Uczy się tego podczas walk psów - przy czym afgańskie walki, należące do tradycji, nie są bezmyślną rzezią, lecz współzawodnictwem. Kiedy jeden z psów się poddaje, zwierzęta są rozdzielane.
To psy ogromne i piękne. Obcina im się uszy i ogon, by zminimalizować ryzyko skaleczenia. Gruby futrzany kołnierz chroni gardło. Samiec może ważyć do 90 kilogramów. Babur - bo tak oczywiście został nazwany - miał około 70.

- Co się stało z jego zębami?
- Husejn wybił mu je kamieniem.
Husejn wyszczerzył się w uśmiechu. On wciąż miał zęby.
- Dlaczego?
- Bo mnie ugryzł.
- A dlaczego ma siwy pysk?
- Ludzie tu szybko siwieją.
Pies jest już bezużyteczny, to oczywiste. Habibullah wie, że Stewart jest jego szansą.

- To bardzo biedna wioska. Nie mogą sobie pozwolić, żeby mu dawać więcej niż jeden kawałek chleba dziennie. Jeśli go pan weźmie, będzie pan mógł dać mu mięso. Nabierze sił. To świetny pies dla pana. W każdym razie ma pan iść sam przez góry; będzie panu potrzebny do obrony przed wilkami i Hazarami.

Rory się waha. Ma za sobą dopiero jedną piątą drogi, wie już, jak trudna jest i niebezpieczna.

Znów wyszedłem na dwór. Grupka znudzonych, brudnych dzieci krzyczała na psa. Jedno z ich cisnęło w niego kamieniem, który uderzył go w bok, ale pies nie zareagował. Zastanawiałem się, jak to jest żyć tutaj, kiedy nikt cię nawet nie pogłaszcze. Było coś niezgrabnego w jego ruchach; nie przejawiał chęci do zabawy ani żadnej ciekawości. Nie mogłem się zorientować, czy jest w depresji, czy jest tylko stary, czy jedno i drugie. Obejrzał się przez ramię i mnie zobaczył. Poruszył lekko resztką ogona; zrobił krok w moją stronę. Postanowiłem zabrać go ze sobą do Szkocji.

Kto bronił kogo? Zwykle Rory Babura, odganiając okutym kijem i kamieniami atakujące psy. Bywało, że pies odmawiał dalszego marszu, i mężczyzna ciągnął go na lince. Ale wędrówka go cieszyła, z zapałem znakował teren, tarzał się w śniegu. Umiał się bawić! 


Na fotografii Rory'ego i Babura, zrobionej w Czaghczaranie, widać dwóch zmęczonych facetów. Stary pies kątem oka spogląda w obiektyw. Zaledwie tydzień wcześniej opuścił wieś, w której spędził cale życie. Rory ma na sobie strój afgański, szalwar kemis i czapkę pakol, na to nałożył sweter i puchową kurtkę. Od kilku dni cierpi na biegunkę, bolą go kolana. Przed nim droga do Kabulu - 450 kilometrów przez góry, które postanowił pokonać pieszo. Czy to nie za wiele dla psa?

Rory Stewart – tak twierdzą ci, którzy go znają - to człowiek skromny, uprzejmy, ciekawy i pełen uroku. I choć niekoniecznie był mile widziany w ubogich górskich wioskach, to tym cechom – i uporowi - zawdzięcza przetrwanie. Swoje i psa. Ostatni odcinek drogi zmęczony Babur przebył samochodem, by w Kabulu czekać na przyjaciela.

Baburowi nie dane było zamieszkać w Szkocji. Zabiła go dobroć - umarł po zjedzeniu jagnięcych kości na dzień przed wylotem. Zaznał jednak czułości i przyjaźni i poznał smak przygody.

Tak pisze Stewart po powrocie do Szkocji:
I don’t imagine Babur would have been very impressed to see me crying now, trying to bring back five weeks’ walking alone together, with my hand on a grizzled golden head, which is Babur, beside me and alive.

A tak brzmi tłumaczenie:
Babur nie byłby raczej zachwycony, gdyby mnie widział teraz, jak płaczę, starając się przywołać w pamięci tych pięć tygodni, podczas których wędrowaliśmy razem, a ja trzymałem rękę na jego posiwiałej, złotej głowie, kiedy szedł obok mnie, żywy.





Rory Stewart „Między miejscami. Z psem przez Afganistan” przełożyła Barbara Gadomska Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014



Fotografia ze strony http://www.mutanteggplant.com/agog/2009/10/10/scottish-odyssey/

Ciekawe linki:

http://www.rorystewart.co.uk/about-rory/

http://atravelerslibrary.com/2013/07/16/afghanistan-places-in-between/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz