-
Ale was wzięło - śmieje się Magda. - Takiego klasycznego coup de
foudre nie widziałam jeszcze na własne oczy. Wydzwaniał do mnie
codziennie, żeby rozmawiać o tobie. Chciał wiedzieć wszystko.
Musiałam się bardzo pilnować, żeby czegoś głupio nie chlapnąć.
Ci Południowcy to szaleńcy. Dostają furii z zazdrości. Słuchaj,
przecież wy będziecie chcieli jakoś się kontaktować. Zostawię
ci moje klucze, możesz korzystać z telefonu, a jeśli zechcesz
zadzwonić, ceny rozmów i tak będą wyszczególnione na rachunku.
-
Już wyjeżdżasz? - zdumiewa się Olga.
-
Tak, pojutrze na tydzień do Berlina Zachodniego, a stamtąd do
Sztokholmu.
-
Berlin? A to coś nowego. Przyznaj się, co tam knujesz.
-
Pamiętasz Gunthera? - Magda uśmiecha się tajemniczo.
-
A, „raz ją ujrzał pewien malarz...”
-
„..który często pijał alasz”. Wydarł mój sztokholmski
telefon od mamy, która zawsze miała do niego słabość - wiesz,
ona ciągle jest niespełnioną artystką, namawiam ją, żeby znów
zaczęła malować - i tak długo mi się naprzykrzał, aż przyjęłam
jego zaproszenie.
-
Ja też go zawsze lubiłam. Uściskaj go ode mnie. A właściwie
dlaczego to się miedzy wami skończyło?
-
Myślę, że byliśmy za młodzi. Ale nic na siłę nie zamierzam
reanimować.
-
Dziękuję za klucze. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę - Olga
sprząta talerzyki po sałatce i parzy kawę. - Szarlotka jest
jeszcze ciepła, nie przeszkadza ci to?
-
Wręcz przeciwnie. A co do wdzięczności - zastanawia się Magda -
zaprosisz mnie na wesele.
-
Myślisz, że się ze mną ożeni?
-
A chcesz tego?
-
Chyba zwariowałam. Miesiąc temu nie uwierzyłabym, że mogę aż
tak stracić głowę. Teraz gotowa jestem wyjechać z Polski, zmienić
nazwisko...
-
I co jeszcze? - pyta cicho Magda.
-
Wolę nie myśleć. Odebrało mi rozum, ale nie do końca. Nie spalę
za sobą mostów. Za dużo w życiu widziałam i wiem, że trzeba
mieć dokąd wrócić. - Olga otrząsa się. - Spójrz na zachód
słońca. Cokolwiek byś powiedziała o tym miniaturowym mieszkanku,
widok jest piękny. Siedzę na kanapie, słucham muzyki i marzę. I
tak co wieczór. Napijmy się.
Kiedy
wieczorem, odprowadziwszy Magdę na przystanek, wraca do domu, kartki
zapełnione drobnym pismem Jeana czekają na biurku. Do poduszki „Let
it Be” i listy. Jak dobrze jest zasypiać z jego słowami. Dać się
ukołysać muzyce. Let it be.
Ilekroć
do ciebie dzwonię, ktoś nam przeszkadza. Dziś ta głupia kobieta w
centrali telefonicznej. Chce mi się płakać. Proszę, przyjedź!
Boję się, że coś się zdarzy. Że nie przyjedziesz. O niczym
innym nie umiem myśleć. Życie tutaj to udręka; terror rzeczy
nieważnych, a koniecznych. Nie chcę ci o tym mówić. Chciałabym,
żebyś tu był, żebyś mnie mocno objął i powiedział: nie smuć
się, Zielonooka.
Róża
w moim flakonie. Zbyt doskonała. Zbyt piękna. Może dlatego rani mi
palce. Piękno jest okrutne: tak się broni przed podłością
świata.
-
Iza! Nareszcie! - Opalona, w obszernej sukience z surówki
wykończonej koronką, z wielką, kolorową torbą, Iza stoi w
drzwiach. - Wchodź. Kiedy wróciłaś?
-
Wczoraj Marek przywiózł nas z Kazimierza. On sam już pracuje od
tygodnia, a my mamy wolne. Ale dziś tatuś zajął się synem.
Spóźnione, ale szczere życzenia, skoro upierasz się, by obchodzić
urodziny.
-
Dziękuję, że pamiętałaś. Piękny wisior! No i muszę
podziękować ci za poncho i torebkę, sprawdziły się
fantastycznie.
-
Opowiadaj! Co się zdarzyło? Wyglądasz kwitnąco. I jakoś
podejrzanie inaczej. Mężczyzna? - Iza sadowi się w fotelu, uważnie
przyglądając się Oldze.
-
„Nowy kochanek nadaje jej nową duszę”, skąd to było, nie
pamiętasz?
-
Kochanek! - Iza unosi brwi - Umieram z ciekawości.
-
Chyba go wkrótce poznasz. Ciemnowłosy, ciemnooki, nieco egzotyczny
- Olga zawiesza głos.
-
Arab?!
-
Nie, spokojnie. Powiedzmy, Francuz - mówi Olga z miną niewiniątka.
-
No! Skąd się wziął? - ożywia się tamta.
-
Magda go poderwała.
-
Odbiłaś jej faceta? - oburza się Iza.
-
Za kogo ty mnie masz? Nikogo jej nie odbiłam. - Olga zastanawia się
przez chwilę. - A może i masz rację. Chyba mi do głowy nie
przyszło, że on jej mógł się też spodobać, ale kiedy
zobaczyła, co się święci, nawet się nie zająknęła - wzrusza
ramionami. - Nie sądzę, by miała teraz o to żal. Pojawił się
Gunther, pamiętasz go? - wychodzi do kuchni, wnosi paterę z
szarlotką.
-
A któż by nie pamiętał Gunthera. Świetny facet. Spokój i wolne
ruchy. Nie szykuj nic do jedzenia, jestem i tak za gruba - protestuje
Iza. - Albo daj kawałek szarlotki, ale nie za duży.
-
A jak się miewa twoje maleństwo? Ale ze mnie gapa. Mam coś z
niemowlęcych kosmetyków dla Maksia - Olga sięga na półkę po
pakiecik. - Zdecydowałaś się na urlop wychowawczy?
-
Nie, ułożą mi tak zajęcia, że będę miała trzy wolne dni w
tygodniu, Marek ma jeden, a poza tym przyjedzie moja mama. Nie chcę
przerywać pracy, sama wiesz, jak trudno się zmobilizować siedząc
w domu. Zaczynam na dobre pisać doktorat i potrzebna mi jest
dyscyplina, bo inaczej zatonę w papierach. Im mniej czasu wolnego,
tym lepiej.
-
Przerażasz mnie. Nie mogłabym tak żyć.
-
Mogłabyś, gdybyś musiała. Zresztą naprawdę liczę na mamę,
wiesz, że prowadzenie domu to nie moja specjalność. Zgrzeszę, ale
zjem jeszcze kawałek. Dasz mi przepis? Kiedy do nas przyjdziesz?
-
Jak najprędzej. Chcę zobaczyć Maksia.
-
Marek jakiś sfrustrowany. Chce rzucić pracę w szkole, tylko nie ma
pomysłu, dokąd pójść. Mam wrażenie, że chciałby wyjechać do
Stanów. Ma tam wujka i rodzina go namawia do wyjazdu.
-
A co ty na to?
-
A co ja mam do gadania? Jak zechce, to pojedzie - Iza wzrusza
ramionami.
-
I co wtedy zrobisz?
-
Nie wiem. Na razie nie wyjeżdża. Może mu się odechce.
-
Smutne to wszystko. Rozumiem, że chciałby lepiej żyć...
-
Nie masz przypadkiem papierosów?
-
Są tu jakieś Piasty. Nikt ich nie chciał, więc jeśli naprawdę
musisz...
-
W domu mi nie pozwalają. Tfu, ale świństwo. Zaraz zgaszę, jeszcze
wytrzymaj - śmieje się Iza widząc zmarszczony nos przyjaciółki.
- Z twoim Francuzem to na serio? Wyjechałabyś do niego?
-
Nie pytaj. Mam mętlik w głowie. To stało się za szybko i od razu
osiągnęło taka intensywność, że zupełnie się pogubiłam.
Myślę, że jestem kimś innym. Na pewno nie jestem sobą.
-
Ależ jesteś. Przestałaś się kontrolować, i tyle. Przestałaś
się asekurować.
-
Nie chciałam utracić kontroli nad swoim życiem, to prawda. I mam
wrażenie, że ciągle jej nie tracę. Nie popełnię szaleństwa,
nie ja.
Nie
popełnię szaleństwa?
Może
to błąd? Może powinnam rzucić wszystko i nie oglądając się
pobiec do ciebie?
Jeśli
teraz tego nie wiem...
Powinnam
to zrozumieć, zanim będzie za późno.
_______________
© 2014 Alina L
All rights reserved. Any unauthorised copying will be an infringement of copyright.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz