Fotografie wystawione w niewielkiej, ciemnej sali Galerii Gardzienice pozornie nie opowiadały żadnej historii. Gdy jednak zatrzymałam się i objęłam je wzrokiem, zaczęły snuć narracje.
Kim jesteś? pytałam postacie z portretów.
Sfotografowane tradycyjną lustrzanką, poddane procesom graniczącym z alchemią: kwiaty w sepii.
Nic bardziej odległego od natury kwiatu - zdawałoby się - tak go sfotografować. A jednak mówiły do mnie, ich głosy przenikały się nawzajem. Jestem... kwiatem? Jestem... kimś.
Fotografie przetworzone, nieostre, zniszczone. Celebrujące niedoskonałość wizerunku.
To jest bliższe mojemu widzeniu świata niż barwa i precyzja fotografii cyfrowej.
Patrzeć tak, by zobaczyć duszę przedmiotu. Jego
niepowtarzalną osobowość. Dostrzec ten jeden jedyny z pospolitych
polnych kwiatów. Powój, mlecz, dziki irys. Trawę, a nawet źdźbło.
Czyż niesłuszne jest przekonanie, że fotografia kradnie
dusze? A może je zatrzymuje, ulotne jak życie kwiatu? Sama będąc
nietrwałą, wyraża nietrwałość życia?
Pytam autora o portrety kwiatów. Dlaczego ten, a nie inny?
W odpowiedzi słyszę własne myśli. Intuicja. Osobowość kwiatów. Kwiaty są kimś...
- To tancerka.
- Ja zobaczyłam tancerza.
- To jest silny mężczyzna, proszę spojrzeć, ma pancerz.
- I pióropusz!
- A tu wchodzimy w sferę symboli.
- Tak, to śmierć.
- Ja zobaczyłam tancerza.
- To jest silny mężczyzna, proszę spojrzeć, ma pancerz.
- I pióropusz!
- A tu wchodzimy w sferę symboli.
- Tak, to śmierć.
Niewiele
wiemy o kwiatach, ale może nie potrzeba nam wiedzy? Wystarczy że są
niepowtarzalne. Piękne urodą wykraczającą poza barwę i zapach. Ulotnym,
przejmująco kruchym pięknem krótkiego życia.
Mówimy o tym samym i tymi samymi słowami.
Wychodzę z galerii w chłodny lubelski zmierzch i uśmiecham się do swoich myśli. Przepowiadam sobie rozmowę i ciągle jestem tam, w galerii, wśród fotografii? grafik? obrazów? mówiących o tym, że każda żywa istota jest jedyna i osobna w swoim byciu tu i teraz. I że tylko w ciszy i skupieniu, w uważnej obserwacji - a nawet swego rodzaju partnerstwie - jej dusza, jej osobowość odsłania się przed nami. Staje się dostępna intuicji - bo nie rozumieniu - i wrażliwości.
I
nagle uderza mnie, olśniewa myśl, jak bardzo fotografie Pawła Żaka
przypominają mi obrazy Tomasza Tatarczyka, jednego z najważniejszych dla
mnie artystów współczesnych. To samo pochylenie się nad przedmiotem, ta
sama zwodnicza prostota środków malarskich. To samo drążenie tajemnicy
istnienia.
A potem piszę dziękując za spotkanie. Piszę też o skojarzeniu z obrazami Tatarczyka.
Pani słowa szczególnie mnie poruszyły, zwłaszcza że dostrzegła Pani coś, co jak sądzę w warstwie wizualnej bynajmniej się nie narzuca, a co nazwałbym pokrewieństwem odczuwania świata. Pana Tomasza miałem okazję spotkać tylko raz, zupełnie przelotnie i to w czasie gdy był już bardzo chory, tak więc nie poznałem go tak naprawdę jako człowieka i nie rozmawialiśmy o sztuce, ale jego prace mam pod powiekami od czasu, gdy je pierwszy raz zobaczyłem, nie wiedząc nawet czyjego są autorstwa. I teraz pisząc do Pani zerkam na reprodukcje jego obrazów, które jako jedyne wiszą naprzeciw mojego biurka…
Są spotkania, które pozostają w nas na długo.
Publikacja za zgodą autora www.pawelzak.com
Uosobienie kwiatów, czy też czegokolwiek zawsze stanowiło inspirację poetycką, czy literacką. Efekt był zawsze podobny, poszukiwanie podobieństwa cech ludzkich, a może analogii w tym wszystkim co tylko może zaistnieć w świecie czy wszechświecie. Ta zabawa zawsze była fascynująca, chociaż niebezpieczna, o ile jej efekty wywoływały podobne odczucia. Ta sama rzecz przecież może być różnie postrzegana. To chyba tylko pewien poziom kultury i wrażliwości pozwala na zaangażowanie się w zabawę poszukiwania wartości i piękna w sztuce.
OdpowiedzUsuń