Nie
lubię Milana Kundery. Poza sentymentem dla Nieznośnej
lekkości bytu i
podziwem dla pysznego konceptu w Pożegnalnym
walcu jego powieści mnie nudzą. I nie sięgnęłabym po Niewiedzę,
gdyby była dłuższa – ale 110 stron to ostatecznie krótki
dystans.
Dwoje
emigrantów spotyka się w samolocie do Czech. Oboje udają się tam
bez entuzjazmu i na dobrą sprawę nie wiadomo po co. Opuścili ten
kraj przed wielu laty, ich życie toczyło się gdzie indziej. Z
tymi, co pozostali, nie utrzymywali kontaktu – ta czeska specyfika
jest zresztą dla mnie do pewnego stopnia niezrozumiała: nikt z moich krewnych i znajomych nie był prześladowany za
kontakt z rodziną z zagranicy; czy w Czechach było inaczej?
Może jednak nie utrzymywali kontaktu, bo żadna ze stron tego nie
chciała? Jedni i drudzy żyli swoim życiem i teraz, kiedy się
spotykają, nie są w stanie tego zrozumieć.
To,
co jest nam dane w tej krótkiej powieści, to punkt widzenia
emigranta, wracającego do kraju, który przeszedł transformację;
nie tylko wygląda inaczej, ale inna jest też melodia mowy i inny
system wartości.
Opuszczając
na lata jakieś miejsce, godzimy się na to, że ono się zmieni –
zmieni się wbrew naszym oczekiwaniom. To czeka emigrantów
powracających do kraju i z tym może godzą się łatwiej, bo Praga,
jakkolwiek traci swój język – według Kundery coraz rzadziej
słyszy się akcent na pierwszej sylabie – i pełna jest
anglojęzycznych reklam, jednak pięknieje.
O
wiele trudniej pogodzić się z obojętnością. Rodzina, dawni
przyjaciele są zajęci sobą, własnym życiem; nie interesuje ich,
co zdarzyło się ich gościowi przez te dwadzieścia czy więcej lat
nieobecności. Nie zadają pytań: mówią o sobie i o swoich
znajomych. To jest ich życie. Niewiedza o życiu tych, co
przyjechali, zdaje się im nie przeszkadzać.
I
Irena, i Josef czują się tym dotknięci. Koleżanki Ireny gardzą
starannie wybranym Bordeaux rocznik 1982, zamawiają piwo. Brat i
bratowa Josefa zadają pytania o jego żonę w taki sposób, by
niczego się nie dowiedzieć, a on im nie mówi, że umarła.
Obojętność rani. Oboje postanowią wrócić, skąd przyjechali,
choć tam są jeszcze bardziej samotni.
Czy
to Czechy tak się zmieniły? Czy ludzie tutaj stali się obojętni
na drugiego człowieka? A może – w powieści nie dostrzegam nawet
najmniejszej próby spojrzenia z tej perspektywy – i nasi
bohaterowie grzeszą obojętnością? Czy zadają pytania? Chcą
dowiedzieć się, jak tamci dawali sobie radę? Co było dla nich
ważne? Nie, chcą mówić o sobie, lecz nikt ich nie słucha.
Tamci
też chcą mówić o sobie. I także nie są wysłuchani. Wzajemna
obojętność. Niewiedza.
Powiedz
mi, czy to jest jeszcze nasz kraj?
pyta Josef dawnego przyjaciela. Przemiana, która nastąpiła, jest
dla niego niepojęta; jest tak, jakby obudził się z śpiączki.
Suwerenność narodowa
od dawna jest złudzeniem,
odpowiada mu N., były funkcjonariusz partyjny. Być
może dla ciebie na emigracji czas się zatrzymał.
To
pytanie: czy ktoś jeszcze będzie gotów umierać za ten kraj, jest
pytaniem zasadniczym. Ale fakt, że Josef je zadaje, świadczy tylko
o tym, że jest tu obcy.
To,
co zdarza się między Ireną i Josefem, także świadczy o niemożności
porozumienia. Dla każdego z nich krótki romans znaczy co innego:
ona widzi w nim spełnienie czegoś, co zaczęło się przed laty od
przelotnego spotkania; on nawet jej nie pamięta. Dla niej jest to
miłość, jakkolwiek naiwne może się to wydać w przypadku
dojrzałej kobiety; on skwapliwie wykorzystując jej sen, wymyka się
z pokoju hotelowego. Ona pragnie do kogoś należeć, on wybiera
samotność.
Jest
w tej książce postać w tle - Milada. W pewnym stopniu ofiara
Josefa, płaci przez całe życie za młodzieńczą miłość. Jej
cichy heroizm to być może najpiękniejszy wątek tego utworu. I dla niej warto sięgnąć po tekst Kundery.
I
jeszcze z jednego powodu; autor, zajęty sobą, mimochodem i
niechcący dotknął uniwersalnej kwestii, dla której temat emigracji jest tylko
jednym z możliwych pretekstów.
Wyrażę
to słowami Josepha Conrada: Żyjemy jak śnimy – samotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz